od_nowa

Dominika Kulczyńska

Aleksandra Podlejska: Działasz w Spółdzielni Socjalnej Zakwas, w ramach której wraz z innymi członkami i członkiniami prowadzicie na Szczytnickiej studio ceramiczne Zakwas. Wcześniej swoją siedzibę mieliście w Fandomie, więc cały czas krążycie po Grunwaldzie. Dlaczego wybraliście akurat to osiedle?

Dominika Kulczyńska: Wszystko zaczęło się właśnie od Fandomu. Okazało się, że mamy możliwość wynajęcia przestrzeni właśnie w tym pawilonie, który przeznaczony był do remontu. Wiedzieliśmy, że za dwa lata ma rozpocząć się remont, a wnętrze wyglądało, jak wyglądało, dlatego czynsz był dość niski. Dla nas był to idealny układ, żeby rozpocząć swoją działalność. Sam budynek Fandomu jest świetny i po remoncie z pewnością będzie jeszcze lepszy. Prowadząc tam Zakwas, bardzo zżyliśmy się z Placem Grunwaldzkim, ponieważ zaczęli przychodzić do nas sąsiedzi, robiliśmy warsztaty dla mieszkańców Manhattanu i poznaliśmy się z innymi lokalnymi przedsiębiorcami. To zadecydowało o tym, że postanowiliśmy zostać na osiedlu. W tym czasie również Ładne Historie stwierdziły, że jest to przestrzeń warta uwagi i byliśmy bardzo ciekawi, jak potoczy się ich przygoda z tym miejscem i założenie Centrum Aktywności Lokalnej w tej dzielnicy.

Mówisz o sąsiadach i lokalnych przedsiębiorcach, dzięki którym jako Zakwas zżyliście się z Grunwaldem. Czy można powiedzieć, że na osiedlu istnieje pewna wspólnota?

Na razie wydaje mi się, że wspólnota może być zbyt dużym słowem. Całe osiedle Plac Grunwaldzki jest bardzo zróżnicowane. Tak naprawdę każdy sektor ulic to zupełnie inny świat. Inne są kliniki, całkiem inaczej wyglądają okolice ulicy Górnickiego, a jeszcze inaczej Sedesowe. Wydaje mi się, że ciężko będzie kiedykolwiek wytworzyć taką ogólną, osiedlową społeczność, ale uważam, że fajny jest ten podział na mniejsze wspólnoty. Kiedyś robiliśmy warsztaty na skwerze przy ulicy Łukasiewicza, jeszcze zanim w sąsiedztwie pojawiły się Ładne Historie. Wtedy poznaliśmy bardzo dużo ludzi, z którymi później chodziliśmy do baru Cynamon na obiad. Wtedy w barze spotykaliśmy te same twarze i już wiedzieliśmy, kto jest kim. Poznaliśmy między innymi Panią Janinę z ulicy Łukasiewicza, która jest fantastyczną kobietą. Natomiast na Manhattanie sąsiadki z bloku numer cztery są bardzo aktywnymi działaczkami i cały ten kompleks z pewnością ma swoją własną lokalną wspólnotę. Od mieszkańców dowiedziałam się na przykład, że nazwa Pasaż Grunwaldzki, zanim przejęła ją galeria handlowa, odnosiła się do esplanady na Manhattanie, gdzie kiedyś było znacznie więcej sklepów i lokali usługowych niż teraz.  Udało nam się trochę wniknąć w te małe społeczności lokalne. 

Widok na esplanadę na Manhattanie. Nad niskimi budynkami widoczne Sedesowce.
fot. Marta Sobala

A czy jeszcze przed Zakwasem byłaś w jakiś sposób związana z Placem Grunwaldzkim?

Mieszkałam przez długi czas na Ołbinie, więc Grunwald był moim miejscem przesiadkowym, ale też często tutaj przychodziłam, zwłaszcza kiedy musiałam coś załatwić, albo wybrać się do sklepu. Zawsze bardzo lubiłam to miejsce.

Dlaczego?

Podobał mi się jego eklektyzm. Z jednej strony mamy Sedesowe i przestrzenie uniwersyteckie, z drugiej kampus politechniki, które są takim oddechem w mieście. Są tutaj jeszcze stare kamienice. Trochę wchodzi nam do osiedla wielkie miasto, bo mamy duży plac Grunwaldzki, Rondo Reagana i nowe biurowce. Z dwóch stron mamy rzekę, zieleń i dostęp do parków. Tak więc z jednej strony czuję, że jest to duże miasto, ale są tutaj również miejsca dające oddech. Kiedyś pracowałam na politechnice, więc zawsze Plac Grunwaldzki był obecny w moim życiu codziennym. Urodziłam się we Wrocławiu, ale wychowywałam się w Zielonej Górze, jednak często odwiedzałam rodzinę tutaj. Kiedy byłam dzieckiem i jeździliśmy do ZOO albo w okolice Hali Stulecia, to kiedy widziałam Sedesowce i wjeżdżaliśmy na rondo to była oznaka, że już zaraz będzie super, będą świetne atrakcje, będę w ZOO. Plac Grunwaldzki był zapowiedzią dobrej zabawy. Już od dzieciństwa miałam dobre wspomnienia z tą przestrzenią.

Pamiętasz, jak wyglądał Plac Grunwaldzki wtedy, kiedy jeździłaś do ZOO i jak zmieniała się ta przestrzeń?

Na pewno powstanie ronda i biurowca Grunwaldzki Center były momentem, kiedy zauważyłam, że to miejsce faktycznie się zmienia i nie jest już takie jak kiedyś. Jako dziecko pamiętam, że cały Wrocław był jednym wielkim, niezagospodarowanym placem i taki właśnie był Plac Grunwaldzki. Były Sedesowce i oprócz nich właściwie nic się nie działo i nic nie pamiętam. Z czasem zaczęło się to wszystko zmieniać i teraz to na pewno nie jest już ten sam plac.

A jaka była twoja reakcja na zmieniający się Manhattan?

Na początku był to szok. Teraz już się przyzwyczaiłam, ale jednak ten ich pierwotny, betonowy brutalizm był bardzo plastyczny i artystyczny. Moja perspektywa zmieniła się po tym, jak posłuchałam opowieści mieszkańców, o tym, w jakim są one stanie. Również kiedy sama zobaczyłam, w jakim stanie jest Fandom to wiem, że decyzja o ich rewitalizacji była słuszna. 

Wspomniałaś wcześniej, że Plac Grunwaldzki otacza rzeka i tereny zielone, oraz że niedaleko są parki, ale czy na samym osiedlu jest wystarczająco zieleni?

Na samym placu nie ma w ogóle zieleni, również Szczytnicka, przy której mamy pracownię jest zupełną pustynią pełną pyłu i smogu. Najfajniejszą zieloną przestrzenią na osiedlu jest dla mnie Wybrzeże Wyspiańskiego z plażą. Wydaje mi się, że wokół osiedla jest dużo zieleni, ale w samym środku faktycznie jej brakuje. 

Widok na wrocłąwskie Sedesowce.
fot. Marta Sobala

Masz może jakieś pomysły, w jaki sposób można to zmienić?

Na placu przed Pasażem Grunwaldzkim ustawiają latem kurtyny wodne, a tam powinny być po prostu drzewa, które dawałyby cień. Moim zdaniem, gdzie tylko się da, powinny być sadzone drzewa. 

A poza zielenią, czy są na Placu Grunwaldzkim miejsca, których brakuje?

Przez dziewięć miesięcy zeszłego roku [2020] mieszkałam przy ulicy Polaka, więc mocno weszłam w to osiedle również jako mieszkanka. Wydaje mi się, że brakuje zwykłych, osiedlowych sklepów i warzywniaków. Wszystko skumulowało się na ulicy Ładnej, a poza tym właściwie nie ma takich miejsc. W okolicy jest dosłownie jeden warzywniak w okolicach ulicy Roentgena. Dowiedziałam się, że jest to warzywniak, który wcześniej znajdował się na dawnym targowisku na Placu Grunwaldzkim. Dla mnie pójście do tego miejsca z ulicy Polaka, to była prawie półgodzinna wyprawa w dwie strony, więc nie zawsze miałam na to czas. Na Ołbinie jest bardzo dużo lokalnych sklepów, a tutaj bardzo tego brakuje. 

Kiedy mieszkałam na ulicy Polaka, to odczułam również, że do parku jest jednak trochę daleko i nie miałam gdzie chodzić z psem na spacery. Dlatego często wędrowałam na kampus uniwersytecki. Jest tam łąka, która jest genialna, ale niestety nie można z niej korzystać, ponieważ jest ogrodzona. Dlatego bardzo się cieszę, że podjęte zostały działania, żeby stała się miejscem otwartym dla ludzi. 

Skoro mowa lokalności i o działaniach podejmowanych choćby na rzecz łąki uniwersyteckiej. Wy, jako Zakwas również działacie. Twórczo, ale i społecznie, prowadząc różne warsztaty. Jak to jest z takimi inicjatywami zarówno kulturalnymi, jak i społecznymi na osiedlu?

Wydaje mi się, że nie ma tego wiele. Tak naprawdę dopiero teraz pojawiło się więcej tego typu wydarzeń dzięki działalności Centrum Aktywności Lokalnej. Wcześniej nie słyszałam, żeby były tu jakieś miejsca inicjatyw poza świetlicami czy klubem seniora. Odkąd jesteśmy na Szczytnickiej i mamy witrynę, jesteśmy bardziej widoczni i często zaglądają do nas sąsiedzi, pytając, czy mamy zajęcia dla dzieci, „bo tutaj nic się nie dzieje”. Wtedy odsyłamy ich do Ładnych Historii. Rzeczywiście jest tak, że ludzie chcą działać, brać udział w różnych warsztatach i integrować się. My też powoli zaczynamy takie działania. Wydaje mi się, że na Placu Grunwaldzkim ciągle jeszcze brakuje różnych wydarzeń i nie dzieje się tutaj tak wiele, jak na innych osiedlach. Trzeba pracować nad aktywizowaniem ludzi, chociaż może być to trudne zadanie. Widzę to na przykładzie naszego podwórka pełnego sąsiedzkich niesnasek i bardzo zaniedbanego. Brakuje nam osób, które zajęłyby się nim na poważnie i zadbały o to, żeby nie było pełnym błota parkingiem. Wydaje mi się, że sąsiedzkie nieporozumienia mogą wynikać też z tego, że Plac Grunwaldzki jest jednak centrum miasta i każdy z mieszkańców za wszelką cenę chciałby wyciągnąć dla siebie kawałek prywatności. Są też przy tym bardzo nieufni.

Czy to właśnie nie jest tak, że Grunwald przez to co powiedziałaś, że jest centrum miasta i również ośrodkiem akademickim jest trudną przestrzenią, w której ciężko zbudować lokalność?

Myślę, że tak jest. Na pewno jest tutaj dużo ludzi starszych mieszkających na osiedlu już bardzo długo oraz rodzin z dziećmi, którzy chętnie coś by tutaj zmienili i chcieli działać na rzecz społeczności osiedlowej, ale być może nie wiedzą jak zrobić to w tej przestrzeni. Dlatego ważne są działania budujące lokalną społeczność, które włączą w nią również studentów i innych, nowych mieszkańców osiedla. 

Duża grupa ludzi z zaciekawieniem przygląda się lokalnej zieleni.
fot. Marcin Szczygieł

Jakie są twoje ulubione miejsca na Placu Grunwaldzkim?

Bardzo lubię wybrzeże Wyspiańskiego, o którym już wspominałam. Bardzo urokliwym miejscem jest dla mnie skwer Bocheńskiego na końcu ulicy Szczytnickiej. Z rozwieszonymi lampkami jest piękny przestrzennie i architektonicznie. Kiedy tamtędy przechodzę, to czuję się jak w jakimś południowoeuropejskim mieście. Jest ładnie zagospodarowany i zazieleniony z piękną architekturą, ale jest zupełnie niewykorzystany. Mam wrażenie, że zapomina się o nim, a szkoda. Może fajnie byłoby zorganizować tam jakieś wydarzenie, żeby uświadomić ludziom, jakie mają świetne miejsce. Może dobrze byłoby postawić tam jakiś wózek z kawą, który zachęciłby mieszkańców, a może i pracowników sąsiadującego z nim biurowca do korzystania z tej przestrzeni, zjedzenia tam czegoś, kiedy jest ciepło. 

Bardzo lubię też kampusy, ponieważ są pewnym oddechem w mieście. Jest to przestrzeń dostępna dla wszystkich, ale o zupełnie innym charakterze i funkcji. Mają duże trawniki, place i to jest świetne, kiedy chce się przewietrzyć głowę. Przed wejściem na Wydział Biochemii bardzo często siedzą całe rodziny z dziećmi. Podczas pandemii wiele osób korzystało z kampusu jako miejsca na spacery, na wykonywanie aktywności fizycznej, ponieważ był zupełnie pusty, spokojny i dawał namiastkę zieleni. 


Niniejszy wywiad został przeprowadzony w ramach projektu „Plac Grunwaldzki OD NOWA – pracownia edukacji kulturowej”, który Fundacja Ładne Historie zrealizowała dzięki dofinansowaniu z Gminy Wrocław.

Projekt „Centrum Aktywności Lokalnej Plac Grunwaldzki OD NOWA” jest współfinansowany ze środków Gminy Wrocław.

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Polityka prywatności.
Plac Grunwaldzki OD NOWA