od_nowa

Iwona Włodarska

[ПРОКРУТИТИ ВНИЗ ДЛЯ УКРАЇНСЬКОЇ ВЕРСІЇ]

Aleksandra Podlejska: W jaki sposób jest Pani związana z osiedlem Plac Grunwaldzki?

Iwona Włodarska: W październiku 2024 roku minie dokładnie 50 lat od mojego pierwszego spotkania z Placem Grunwaldzkim. W 1974 roku przyjechałam tutaj rozpocząć studia na Politechnice Wrocławskiej. Egzamin wstępny na wydział architektury zdawałam pierwotnie w Warszawie, lecz zabrakło mi jednego punktu, żeby studiować w stolicy. Wtedy dostawało się punkty za pochodzenie, mnie one nie przysługiwały. Złożyłam więc odwołanie. Biegałam do Ministerstwa w Warszawie, czas mijał, przyszedł wrzesień, a ja nadal nie wiedziałam, co dalej. Wkrótce pojawiła się obietnica, że będę mogła studiować w Gliwicach lub Szczecinie. Stwierdziłam wtedy, że wszystko jedno, bo po roku się przeniosę. W połowie października otrzymałam telegram, w którym z tzw. odwołania zaproponowano mi wrocławską uczelnię. Mieszkając wcześniej w Kielcach i nie mając żadnej rodziny ani znajomych we Wrocławiu, był on dla mnie kompletnie nieznanym punktem na mapie. Spakowałam swoje rzeczy i przyjechałam do stolicy Dolnego Śląska. Pierwsze moje zderzenie z miastem, oprócz dworca, na którym wysiadłam, to był właśnie Plac Grunwaldzki. Znajdował się tam rektorat Politechniki, gdzie złożyłam swoje dokumenty, żeby rozpocząć studia. 

Jakie były Pani pierwsze wrażenia podczas tego zetknięcia?

Muszę przyznać, że to było dla mnie uderzające doświadczenie, ponieważ w tutejszej architekturze wyróżniał się gotyk, secesja, poza tym miasto leżało nad rzeką. Te trzy rzeczy mnie tutaj zatrzymały i już tak zostało. 

Archiwalna czarno-biała fotografia: widok na budynki Politechniki Wrocławskiej.
Budynki Politechniki Wrocławskiej [materiały organizatora]

Jak wyglądał czas Pani studiów na Placu Grunwaldzkim?

To był niezapomniany, piękny, ale nie zabawowy czas. Architektura jest generalnie ciężkim kierunkiem. Nie przydzielono mnie do akademika, ponieważ byłam studentką z odwołania, więc musiałam zamieszkać na stancji. Znalazłam dziewięciometrowy pokoik przy ulicy Prusa i wtedy zaczęło się moje zwiedzanie Wrocławia. Kupiłam plan miasta i tak jak to miałam w zwyczaju również z innymi miejscowościami, krok po kroku, dzielnica po dzielnicy, ulica po ulicy odkrywałam. Wszyscy śmiali się ze mnie, że chodzę z papierami, ale na tym to zwiedzanie polegało, szczególnie kiedy nie było komórek, ani internetu. 

Jak wyglądały Pani spacery po Wrocławiu? Czy Plac Grunwaldzki był pierwszą dzielnicą, którą zaczęła Pani odkrywać?

Z powodu tego, że pierwsze trzy albo cztery noce po moim przyjeździe do Wrocławia spędziłam na Biskupinie, najpierw poznałam troszeczkę tamte tereny. To był jednak październik, dzień był coraz krótszy, studia w toku, więc nie miałam wiele czasu. Później, mieszkając już na Prusa, oglądałam i poznawałam osiedle Ołbin. Trzeba było kupić coś do jedzenia, podręczniki, rzeczy potrzebne do pokoju, więc w ten sposób najpierw odkrywałam również Plac Grunwaldzki. W niedzielę, kiedy miałam trochę więcej czasu, wybierałam się na dalsze wycieczki, korzystając często z komunikacji publicznej. Pod koniec studiów, można powiedzieć, że na chwilę trochę porzuciłam wrocławskość, ponieważ temat dyplomu związany był z moimi rodzinnymi rejonami, czyli okolicami Sandomierza, Tarnobrzegu i Stalowej Woli. Z tego względu spędzałam tam wtedy dużo czasu. 

Jak wyglądał Plac Grunwaldzki, kiedy przyjechała tu Pani w 1974 roku?

Wyglądał szaro-mglisto-buro. Stały już – niedawno wybudowane tzw. sedesowce. Generalnie, gdyby nie studenci i ich młode twarze, byłoby tu przygnębiająco. To był chyba po prostu nastrój miasta lat 70. Powoli kiełkowała już wtedy myśl, że nie do końca podoba nam się świat, w którym żyjemy. Natomiast sam Manhattan, zrobił na mnie wrażenie. Kiedy go zobaczyłam, pomyślałam sobie: „O! Dobra architektura”. Mogę podzielić się anegdotką związaną ze skrzyżowaniem na placu Grunwaldzkim, w którego miejscu jest obecnie Rondo Reagana. Moi rodzice, po około dwóch tygodniach mojego pobytu tutaj, przyjechali samochodem, chcąc przywieźć mi kilka potrzebnych rzeczy. Tata nie był wytrawnym kierowcą i można powiedzieć, że przestraszył się skrzyżowania na placu Grunwaldzkim, pociętego liniami tramwajowymi. Pamiętam, że krążył kilka razy wokół, aż w końcu skręcił w ulicę Piastowską i stamtąd dotarł na Prusa. 

Jak z czasem zmieniała się ta okolica?

Nie chciałabym się powtarzać na temat tego co przybyło, a co ubyło, ponieważ wielokrotnie wspominali o tym inni rozmówcy w pozostałych wywiadach (placgrunwaldzki.com/wywiady). Jako urbanistka, w pracy zawodowej bardzo dobrze poznałam ten rejon, ponieważ wraz z zespołem planu ogólnego na początku lat 90., kiedy w tej części miasta było dużo pustych działek, przeprowadzaliśmy ich inwentaryzację. Sporządzaliśmy wtedy wskazówki, jaka może być docelowa wysokość przyszłych budynków uzupełniających poszczególne pierzeje i proponowana linia zabudowy. Nie jestem może ekspertką w zakresie oceniania powstałych później plomb, ale czy są one dobrze wpisane w otoczenie? Nie jestem pewna. Przedwojenne kamienice starzeją się raczej lepiej niż te „nowo-twory”. 

Archiwalna czarno-biała fotografia: widok na fasadę bloków kompleksu Manhattan.
Widok na fasadę bloków kompleksu Manhattan [materiały organizatora]

Wspomniała Pani, że nie chce się powtarzać na temat tego, co z biegiem lat powstawało na Placu Grunwaldzkim, jednak biorąc pod uwagę Pani perspektywę jako urbanistki, a ówczesnej studentki architektury, jestem ciekawa, jak konfrontowała Pani swoją wiedzę i zawodowe doświadczenie z tym, co obserwowała Pani w okolicy na co dzień?

Oprócz tzw. planów ogólnych, o których wspomniałam, a które później nie były już robione, sporządzano miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Przygotowaliśmy też kilka edycji tzw. studium, które sugerowało pewną wizję i kierunki rozwoju miasta. Studium było z czasem aktualizowane, ponieważ zmieniał się sposób myślenia o kształtowaniu tkanki urbanistycznej. Z biegiem czasu przekonywaliśmy się, że zbyt luźne zapisy studium wcale nie służą przestrzeni. Jeśli chodzi o oś grunwaldzką, która ciągnie się od Mostu Szczytnickiego do Mostu Grunwaldzkiego, to jej perspektywa z obu kierunków jest obecnie raczej w porządku. Akademiki Kredka i Ołówek zamykają ją z jednej strony, z drugiej mamy budynki uczelni i wieżowce Manhattanu. Można mieć jedynie zastrzeżenia do detali. Ja z kolei od lat 70. czepiałam się czegoś innego. Kiedy pod koniec wojny, pasy startowe planowanego lotniska wyrwały dużo urbanistycznej tkanki, to potem, w powstałej pustce powstał pewien chaos. Wiem, że w tamtych czasach zrobiono to, co było możliwe, ale zawsze idąc przez rejon Placu Grunwaldzkiego, miałam poczucie, że w pewnym momencie tracę wątek. Moja urbanistyczna intuicja się tutaj gubi i nie odbiera tego, dlaczego mam iść nagle w lewo, choć czuję, że powinnam iść prosto. Kompleksy powojennych budynków Politechniki i Uniwersytetu sytuowano bez uwzględnienia dawnej siatki ulic. To właśnie wyjaśniają stare mapy Wrocławia, które pokazują, że układ przestrzenny Placu Grunwaldzkiego był zupełnie inny.

Czy patrząc na te mapy, odczuwa Pani pewien żal względem tego, jak diametralnie zmieniła się tkanka urbanistyczna tego miejsca?

Nie można mieć pretensji do historii. Stało się to, co się stało. Nie można było po wojnie czekać na to, aż powstanie w tym miejscu coś wspaniałego, skoro potrzeby były inne. Przede wszystkim uczelnie musiały się rozwijać i trzeba było szybko zagospodarowywać ten teren. Po 1945 roku przyjechaliśmy tutaj zewsząd, ja jak wspomniałam, jestem z Kielc. Mój tata przyjechał do Wrocławia na chwilę w 1949 roku. Myślał wtedy o rozpoczęciu nauki w technikum budowlanym. Po przyjeździe zamieszkał przy dawnej ulicy Świerczewskiego, obecnie Piłsudskiego, ale sytuacja mieszkaniowa była kiepska. Nie mógł znaleźć lokum, dlatego wrócił na swoje tereny, czyli w okolice Skarżyska. 

Czyli  jeszcze przed Panią, Wrocław pojawił się w Pani rodzinnej historii?

Tak, ale przez lata nawet o tym nie wiedziałam, dopiero później wypłynęła ta historia.

Wracając jednak do tego, jak zmieniał się Plac Grunwaldzki. Co jeszcze Pani zaobserwowała?

W 2018 roku zostało uchwalone studium, przy którego tworzeniu odpowiedzialna byłam wraz z kolegami za politykę gospodarczo-usługową, czyli m.in. handel i usługi. Na mapie widać zaznaczony wyspecjalizowany ośrodek usługowy z wieloma ulicami handlowymi. W strukturze funkcjonalno-przestrzennej Plac Grunwaldzki jest zespołem o charakterze akademickim, ponieważ znajduje się tu dużo uczelni. Inne funkcje zespołu to biura, gastronomia, rozrywka oraz kompleksy zabudowy mieszkaniowej. Poza tym osiedle jest świetnie skomunikowane, o czym wszyscy wiemy. Niektóre rzeczy jednak można by poprawić. Mam na myśli zaniedbane często podwórka zabudowy kwartałowej, krzywe chodniki, uzupełnianie i pielęgnowanie zieleni.

Rysunek przedstawia mapę Wrocławia z zaznaczeniem kierunków zagospodarowania.
Rys. Kierunki zagospodarowania przestrzennego — polityka gospodarczo-usługowa

Wspomniała Pani o handlu i usługach, muszę więc zapytać, z jakich punktów korzystała Pani na osiedlu jako jego mieszkanka?

Oczywiście z targowiska. Przez długi czas mieszkałam na Prusa, a mój mąż pracował na Politechnice, więc wracając z pracy było mu po drodze robić tam zakupy. Korzystałam z licznych punktów rzemieślniczych, sklepów i barów. Funkcja handlowa placu Grunwaldzkiego z biegiem czasu nie zniknęła. Po targowisku mieliśmy namiot Goliat, a teraz w jego miejscu jest Pasaż. 

Jak potoczył się Pani związek z Grunwaldem, kiedy przestała Pani mieszkać na Prusa?

Przeprowadziliśmy się stąd do mieszkania w poniemieckiej willi na Karłowicach, natomiast tutaj, na Placu Grunwaldzkim mieliśmy dużo znajomych. Mój mąż jako dziecko mieszkał niedaleko schronu przy ulicy Ładnej. Później jego rodzice dostali mieszkanie na ulicy Górnickiego. Wydział Architektury znajdował się na Prusa, parafia na Wyszyńskiego, więc związałam się z tym miejscem. Przez to, że wielu znajomych mieszkało w różnych uliczkach osiedla, zaglądałam często do mieszkań, które się tu znajdują. Byłam zachwycona, kiedy jako młoda dziewczyna zobaczyłam wnętrze jednego z lokali przy ulicy Smoluchowskiego. Na pewno należało ono wcześniej do bogatych osób, ponieważ miało duży metraż, posiadało dwie łazienki, ładne okna z pięknymi widokami, było tam też dużo zabytkowych mebli. Poza tym okolica jest cicha i spokojna, więc to naprawdę świetne miejsce do mieszkania. 

Co wpłynęło na Pani decyzję o wyprowadzce z Placu Grunwaldzkiego i czy myślała Pani o powrocie tutaj?

Obecnie mieszka mi się całkiem dobrze na tzw. blokowisku na Gądowie, gdzie kupiliśmy mieszkanie, ponieważ nie powiodła nam się budowa domu na Krzykach, czego zresztą nie żałuję. Moje obecne mieszkanie jest zlokalizowane wśród zieleni, zapewniony jest tam również zestaw usług, dobrze funkcjonuje komunikacja publiczna. Nie chciałabym tutaj wracać — Plac Grunwaldzki jest dla mnie teraz miejscem spacerów. Chyba że miałabym możliwość zamieszkania na takiej sympatycznej ulicy jak np. Smoluchowskiego, wtedy mogłabym się zastanawiać.

Mówiła Pani wcześniej o licznych znajomych mieszkających na osiedlu, dlatego chciałam zapytać, jak wyglądały relacje sąsiedzkie, w czasie, kiedy jeszcze mieszkała Pani na Prusa?

Mam pewne wspomnienie z roku ’78, pod koniec którego przyszła zima stulecia. Właścicielka mieszkania zajmowała drugi pokój, a w lokalu były piece, co jest ważne dla historii. Mój mąż, który wiecznie się spóźniał, przyniósł mi zaledwie kilka dni przed końcem roku zaproszenie na bal sylwestrowy na Politechnice. Pomyślałam sobie: „No ładnie, nie mam się w co ubrać”. Pobiegłam do jakiegoś sklepu na Jedności Narodowej, kupiłam kawał materiału i zrobiłam coś w rodzaju sari. Tak ubrana poszłam na zabawę, było wesoło, a w pewnym momencie sari zaczęło się rozwiązywać. Znalazłam jakąś toaletę, zabezpieczyłam materiał i mogliśmy bezpiecznie wyjść. Kiedy rano w Nowy Rok wyszliśmy z budynku, było lodowato, na chodnikach mnóstwo śniegu a transport stał. Na szczęście na piechotę jakoś dotarliśmy na Prusa. Tak zaczęła się zima stulecia, podczas której zapraszaliśmy znajomych na ogrzanie się przy piecach. 

O relacjach sąsiedzkich z tamtych czasów jednak niewiele wiem, nie zwracałam na to uwagi. Kamienicę, w której mieszkałam, zamieszkiwały różne rodziny. Przedwojenne mieszkania podzielono, a część z nich była komunalna. Ludzie byli dość przypadkowi. Nie pamiętam, żeby tam istniały jakieś sąsiedzkie więzi. Bliżej placu Grunwaldzkiego mieszkały głównie osoby, które miały tutaj swoje domy rodzinne i tutaj się wychowały. Pamiętam, że uważały one często, że ich okolice są lepsze, ponieważ mieszkają w otoczeniu profesorskim, akademickim. Ja natomiast zawsze byłam z boku. W pierwszych latach po rozpoczęciu studiów nie integrowałam się za bardzo z innymi studentami i mieszkańcami osiedla. Po pierwsze dlatego, że wyjeżdżałam do rodziców na każde święta i wakacje. Po drugie, dlatego że tutaj trwały związki i przyjaźnie osób, które razem się wychowywały na osiedlu albo chodziły razem do podstawówki, czy liceum. Miałam znajomą z grupy, mieszkającą na Piastowskiej, którą odwiedzałam, kiedy przygotowywałyśmy się razem do zajęć. Później powinęła jej się noga na studiach i nasz kontakt się urwał. 

Powiedziała Pani, że Pani mąż pochodzi z Placu Grunwaldzkiego, czy w jakiś sposób zaznajamiał on Panią z tym miejscem?

Mąż pokazywał mi różne miejsca w obiektach Politechniki, które były dla niego dostępne. Skończył Wydział Mechaniczno-Elektryczny, więc budynki B i D były mu znane. Korzystaliśmy też z nieistniejącej dziś stołówki. Jak już skończyłam studia, to zaglądałam tam do różnych laboratoriów. 

Wspomniała Pani wcześniej, że po przyjeździe do Wrocławia, Manhattan zrobił na Pani wrażenie, czy są jakieś inne miejsca na osiedlu, które również wzbudziły w Pani pozytywne emocje?

Przede wszystkim nabrzeża Odry, szczególnie te jeszcze dzikie. One na pewno były urocze. Poza tym secesyjne kamienice i mnogość ich detali. Wtedy jeszcze nie były odnowione, ale i tak można było się nimi zachwycić, jak np. kamienicą przy Prusa 57, którą nazywałam koloseum. To pierwszy budynek, który widziałam codziennie po wyjściu z bramy. Moim marzeniem było, żeby został odnowiony, no i jest. Imponująco prezentował się zespół Klinik Akademii Medycznej. Z drugiej strony w latach 70. i 80. było tutaj po zmierzchu bardzo ciemno i niewygodnie. Teraz tak naprawdę też jest trochę niewygodnie. Bolączką są tutaj powiązania piesze. Namawiamy do ruchu pieszego, ale żeby namawiać skutecznie, musimy zapewnić do tego warunki, to znaczy im gładsze ścieżki, chodniki, tym lepiej. Tutaj chodniki i ulice to tak naprawdę krzywa łatanina pełna kawałków kostki, betonu. Warto brać przykład z turystycznych miast europejskich, przede wszystkim zachodnich, gdzie tak naprawdę można chodzić na pamięć, nie patrząc ciągle pod nogi. We Wrocławiu trzeba patrzeć. 

To jest bolączka przede wszystkim Placu Grunwaldzkiego, czy w ogóle Wrocławia?

Wrocławia. Myślę, że w ogóle wielu miast.

Gdzie spędzała Pani czas wolny na osiedlu?

Czas wolny znajdowałam przede wszystkim między studiowaniem i były to wędrówki między „centralą”, czyli budynkami Politechniki, gdzie mieliśmy część zajęć, a Wydziałem Architektury na Prusa. Specjalnie się tutaj nie odpoczywało. Nie było ławek, na których można było usiąść, nie było gdzie wyjść. O godzinie 18 wszystko było zamknięte, a życie nocne toczyło się w akademikach, więc z tego za bardzo nie skorzystałam. Wolałam przebywać wszędzie tam, gdzie był kawałek zieleni lub coś zabytkowego, np. w Ogrodzie Botanicznym, czy na Ostrowie Tumskim. Rynek też nie był dla mnie atrakcyjny. 

Archiwalne, kolorowe zdjęcie: widok na most Grunwaldzki i kompleks budynków Manhattan.
Widok na most Grunwaldzki i kompleks budynków Manhattan [materiały organizatora]

A czy z mapy osiedla zniknęły jakieś miejsca, za którymi Pani tęskni?

Wszyscy wspominają na pewno rurki z kremem, które zniknęły. Były dobre, ale można bez nich żyć. Zniknęło targowisko, a bardzo zależałoby mi na tym, żeby powróciło na osiedle w mikro formie. W Biurze Rozwoju Wrocławia dużo rozmawialiśmy o targowiskach. Jest w mieście jeszcze trochę takich miejsc, niektóre z nich obecnie wegetują, a warto zauważyć, że w zagranicznych miastach takie targowiska są bardzo atrakcyjne. Chodzi się do nich, korzystając z możliwości kupienia lokalnych produktów. Tego na pewno u nas brakuje. Hala Targowa również zamiera. Nie wiem, czy to wina przede wszystkim supermarketów, czy to po prostu nie jest jeszcze ten czas i musimy poczekać, może wrócimy do tego. 

Jak zareagowała Pani na wieść o likwidacji grunwaldzkiego targowiska?

Nie wywołało to we mnie jakichś szczególnie wielkich emocji, ponieważ wiedziałam, czym to jest spowodowane i raczej uspokajałam znajomych, mówiąc, że nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Natomiast było mi żal ludzi, którzy musieli się stamtąd wynieść i stracili pracę. 

A jakie emocje wywoływały w Pani inne zmiany, które zachodziły na osiedlu, jak choćby przebudowa skrzyżowania, na którym zagubił się Pani tata w latach 70.?

Komunikacja musi być sprawna. Niestety, Wrocław ma to do siebie, że jest mało dwupoziomowych skrzyżowań, powinno być ich więcej. Tutaj byłaby to zbyt kosztowna inwestycja, ponieważ jesteśmy tuż przy Odrze, mamy wody gruntowe na takim poziomie, że generowałoby to ogromne koszty. Na razie obecny układ Ronda Reagana mi pasuje. Dopóki wydzielone są torowiska, to wszystko jest w porządku. Przejścia na poziomie ulicy też są do akceptacji. Jest tutaj na osiedlu dużo przestrzeni, szerokie ulice — często obsadzone drzewami —  wychodzące od ronda. Na szczęście Niemcy nie zrobili tego, co my robimy teraz, czyli nie budowali gęstych ogrodzonych osiedli. Są za to podwórka. Nie wiem, jak wyglądają one obecnie. Domyślam się, że część z nich jest zapewne dość zaniedbana. Jeśli chodzi o inne zmiany, to nie jestem fanką budynku Grunwaldzki Center. Rozumiem, że to biurowiec, że miał być pewną dominantą. Mamy w studium teorię tzw. płaszcza wysokościowego. W celu harmonijnego kształtowania zabudowy wyznaczono w mieście obszary o dopuszczalnym maksymalnym wskaźniku wysokości nowych budynków, np. 25 metrów. W rejonie Osi Grunwaldzkiej w sąsiedztwie Mostu Szczytnickiego jest możliwość postawienia obiektów powyżej 55 m wysokości. Decydować mogą względy kompozycyjne, potrzeba wyraźnej dominanty czy zamknięcie widoku. Jednak patrząc na ulicę Curie-Skłodowskiej i umiarkowane gabaryty jej zabudowy, biurowiec Grunwaldzki Center zaburza przestrzeń, ale to są moje prywatne odczucia. 

Jakie zmiany powinny zajść na Placu Grunwaldzkim w przyszłości?

Powinno wprowadzić się do niego zieleń — drobniej i gęściej, np. w donicach. Wiem natomiast, że to jest trudne. Zachowanie i utrzymanie oraz pielęgnowanie tej zieleni, która istnieje, będzie już sukcesem, ale tutaj na pewno Pani Ola Zienkiewicz z Zarządu Zieleni Miejskiej trzyma rękę na pulsie (Rozmowa z Aleksandrą Zienkiewicz: placgrunwaldzki.com/wywiady/aleksandra-zienkiewicz). Chciałabym również, żeby kontynuowano remonty kamienic. Podwórka są również miejscami, które wymagają zagospodarowania i zmian. Tego podwórka, przy Curie 63a, nie znałam. W „kieszeniach” podwórek dobrze odnajdują się właśnie takie funkcje lokalne i społeczne. Nie wiem natomiast, jaka jest struktura społeczna wokół innych podwórek, czy jest tutaj dużo studentów i innych wynajmujących. Nie znam też planów dotyczących przyszłości dawnych szpitali klinicznych, a stanowią one przecież ciekawy architektonicznie zasób.. 

Mało jest tu miejsc, w których można byłoby usiąść w spokoju, w otoczeniu zieleni i może nawet nie czytać książkę, ale choćby przeglądać coś na smartfonie. Myślę, że przydałoby się stworzyć takie kieszenie ciszy w obrębie podwórzy, byłoby to szczególnie ważne dla osób, które mają za daleko do Parku Szczytnickiego, czy innych tego typu miejsc lub są mniej sprawne, żeby móc się przemieszczać po mieście. To jest jedno z moich marzeń, ale wiem, że jest trudne do zrealizowania, być może niemożliwe. 

A czy tak nie było już w czasie, kiedy Pani studiowała i mieszkała na osiedlu? To znaczy, czy wtedy  nie było tu dużo studentów i studentek wynajmujących kwatery?

Nie. Wtedy studenci mieszkali przede wszystkim w akademikach. Część osób dojeżdżała z innych części Wrocławia, z rodzinnych domów lub wynajętych stancji. Teraz to się zmieniło. Może zrobiliśmy się bardziej wygodni, ale na pewno także część właścicieli mieszkań na Placu Grunwaldzkim odeszła, a ich spadkobiercy prawdopodobnie sprzedali mieszkania lub właśnie, przeznaczyli je na wynajem. Część osób wyprowadziła się, np. moja koleżanka, która mieszkała przy Curie-Skłodowskiej, po pożarze, który miał tam miejsce, przeprowadziła się na krótko na Grunwaldzką, potem na Legnicką, a następnie poza granice miasta.  Na jej przykładzie widać, jak często ludzie migrowali w obrębie Wrocławia po różnych jego dzielnicach. Tak więc ta społeczność się przetasowała. 

Jest Pani ekspertką w zakresie planowania miasta i myślenia o mieście, dlatego chciałam zapytać, jakie rady miałaby Pani dla lokalnych aktywistów/ek, czy może nawet urbanistów/ek, jak działać i o co walczyć na Placu Grunwaldzkim?

Każdy pragnie mieszkać wygodnie, bezpiecznie i móc realizować potrzeby w miarę bez problemów. Rejon Placu Grunwaldzkiego jest mieszanką tylu funkcji, że dla każdej z nich można ustalić „tryb poprawy”. Po prostu słuchać stałych mieszkańców i gości, ponieważ ekspertem nikt się nie rodzi. Korygować sposób myślenia i patrzenia na miasto. Szkolimy się, podpatrujemy, coś nam się podoba, a coś nie, ale przede wszystkim powinniśmy podążać za potrzebami. Jeśli ktoś mówi nam, że brakuje mu w okolicy szewca, to być może warto to zbadać, znaleźć tego symbolicznego szewca, spotkać się z nim i porozmawiać. Chodzi o to, żeby wyłuskać te najważniejsze bieżące sprawy, a myślenie „zabiurkowe” niekoniecznie zawsze się sprawdza. Grunwald jest wizytówką Wrocławia, o specyficznym charakterze, dlatego warto dbać o każdą rzecz, która wzmocni jego wizerunek, prestiż i piękno.

A co jest dla Pani wizytówką grunwaldzkiego osiedla?

Most Grunwaldzki, który jest przepiękny i chylę czoła przed jego konstruktorami i budowniczymi. 

Przyjechała Pani do Wrocławia, jak sama wspomniała z zupełnie innej rzeczywistości, z innego typu miasta o innej tożsamości. Jak się Pani tu odnalazła i czy nie tęskni za rodzinnymi stronami?

Zanim tu przyjechałam, moja korepetytorka angielskiego, u której pobierałam lekcje jeszcze w Kielcach, a która pochodziła z okolic Lwowa, kiedy dowiedziała się, że będę studiować we Wrocławiu, to przerażona powiedziała, że przecież tam Niemcy wrócą, co w tamtych czasach było dość powszechnym przekonaniem. Wrocław był opisywany wtedy jako ziemia niebezpieczna i przede wszystkim niepewna, ale ponieważ mam naturę przekorną i tak zdecydowałam się tu przyjechać. Oswoiłam tę „niemieckość”. Wyprowadziłam się z domu rodzinnego mając 19 lat, więc korzenie zapuściłam już tutaj. Często jeżdżę w moje rodzinne strony, ale myślę po dolnośląsku. Być może jakiś wpływ na to moje zakorzenienie na tych ziemiach miał fakt, że płynie we mnie krew pradziadka, który był Niemcem. Poza tym lubię niespodzianki, lubię pewne szalone wtręty, ale jednocześnie ważny jest dla mnie ład i porządek, dzięki którym człowiek dobrze czuje się zarówno w przestrzeni, jak i w relacjach z ludźmi. Myślę, że dla mnie osobiście Wrocław tę harmonię osiągnął.


„Plac Grunwaldzki - nieopowiedziana historia” to projekt realizowany przez Fundację Ładne Historie dzięki dofinansowaniu ze środków Fundacji EVZ w ramach programu „local.history”. #SupportedByEVZ



Івона Влодарска

Олександра Подлейська (АП): Що Вас пов'язує з мікрорайоном Plac Grunwaldzki [Площа Грунвальдськa]? 

Івона Влодарска (ІВ): У жовтні 2024 р. виповниться рівно 50 років з моменту моєї першої зустрічі з Грунвальдською площею. Я приїхала сюди в 1974 р., щоб розпочати навчання у Вроцлавському політехнічному університеті. Спочатку здавала вступний іспит на архітектурний факультет у Варшаві, але мені не вистачило одного балу щоб навчатися в столиці. У той час нараховувалися бали за походження, мені вони не передбачалися.Тож я оскаржила це. Бігала до міністерства у Варшаві, час минав, настав вересень, а я все ще не знала, що робити далі. Згодом з'явилася обіцянка, що зможу навчатися в Глівіце або Щеціні. Я тоді відповіла, що мені все одно, бо через рік переїжджаю. В середині жовтня я отримала телеграму в якій мені запропонували університет у Вроцлаві за так званою апеляцією. Живучи раніше в Кєльцах і не маючи ні сім'ї, ні друзів у Вроцлаві, він був для мене абсолютно невідомою точкою на карті. Спакувавши речі, я приїхала до столиці Нижньої Сілезії. Моєю першою зустріччю з містом, окрім залізничного вокзалу, де я зійшла, була площа Грунвальдська. Там же знаходився ректорат політехніки, куди я подала документи для вступу до вузу. 

АП: Якими були Ваші перші враження під час цієї зустрічі?

ІВ: Мушу визнати, що для мене це був дійсно вражаючий досвід, адже місцева архітектура була самобутньою, готичною, модерновою, до того ж місто було розташоване над рікою. Ці три речі затримали мене тут, і так воно і залишилося. 

Архівна чорно-біла фотографія: вид на будівлі Вроцлавської політехніки.
Будівлі Вроцлавської політехніки [матеріал організатора].

АП: Яким було ваше студентське життя на Грунвальдській площі?

ІВ: То був незабутній, гарний, але не розважальний час. Навчання на архітектурі, як правило, важке. Навчання на архітектурі, як правило, важке. Мене не розподілили в гуртожиток, бо я була студенткою програми апеляції, тож мені довелося оселитися деінде. На вул. Prusa я винайняла дев'ятиметрову кімнату, і тоді почалася моя мандрівка Вроцлавом. Я придбала план міста і, як я звикла робити з іншими містами, крок за кроком, район за районом, вулиця за вулицею, я досліджувала його. Всі сміялися з мене, що я ходжу з паперами, але в цьому і полягала суть прогулянок, особливо коли не було ні мобільних телефонів, ні інтернету. 

АП: Як виглядали ваші прогулянки Вроцлавом? Чи Грунвальдська площа була першим мікрайоном, який Ви почали для себе відкривати? 

ІВ: Оскільки перші три-чотири ночі після приїзду до Вроцлава я провела на Біскупіні [Biskupin], спочатку я трішки ознайомилася з тією місцевістю. Був жовтень, дні ставали все коротшими і коротшими, навчання продовжувалося, тож я не мала на це багато часу. Пізніше, вже живучи на вул. Prusa, я придивлялась і пізнавала мікрорайон Олбін [Ołbin]. Необхідно було закупитися їжею, підручниками, речами, необхідними для кімнати, тож таким чином я також спочатку ознайомилася з Грунвальдською площею. У неділю, коли в мене було трохи більше часу, я відправлялася в подальші міські подорожі, часто користуючись громадським транспортом. Наприкінці навчання, можна сказати, що на деякий час відмовилася від вроцлавськості, оскільки тема моєї дипломної роботи була пов'язана з моїми рідними регіонами, тобто околицями Сандомєжа [Sandomierz], Тарнобжегу [Tarnobrzeg] і Сталевої Волі [Stalowej Woli]. Тому я проводила там багато часу в той час. 

АП: Як виглядала Грунвальдська площа, коли Ви сюди приїхали в 1974 році?

ІВ: Виглядав він сіро-туманно-бурим. Там вже стояли - новозбудовані так звані „sedesowce” („седесовце”). Загалом, якби не студенти та їхні молоді обличчя, тут було б гнітюче. То був просто типовий настрій міста в 1970-х. На той час повільно проростала ідея, що нам не зовсім подобається світ, в якому ми живемо. Натомість, сам „Мангеттен” [„Manhattan”] мене вразив. Побачивши його, я про себе подумала: „О! Чудова архітектура!”. Можу поділитися анекдотом, пов'язаним з перехрестям на площі Грунвальдській, де зараз знаходиться кільцева розв'язка Rondo Reagana. Мої батьки, вже після того, як я прожила тут близько двох тижнів, приїхали на машині, щоб привезти мені деякі речі, які мені були потрібні. Тато не був досвідченим водієм, і можна сказати, що його налякало перехрестя на Грунвальдській площі, посічене трамвайними коліями. Пам'ятаю, що він кілька разів кружляв навколо, поки нарешті не завернув на вул. Piastowska, а звідти, таки, дістався до вул. Prusa. 

АП: Як змінювалася ця околиця з плином часу?

ІВ: Не хотілось би повторюватись про те, що з'явилось і що зникло, оскільки про це вже неодноразово згадували інші респонденти в інших інтерв'ю (https://placgrunwaldzki.com/wywiady). Як урбаніст, я добре знайома з цим районом у своїй професійній діяльності, оскільки разом з командою генерального плану проводила інвентаризацію порожніх ділянок у цій частині міста на початку 90-х років, коли там було багато порожніх ділянок. Ми склали орієнтовну висоту майбутніх будівель, що завершуватимуть різні фасади, а також пропоновану лінію забудови. Можливо, я не є експерткою в оцінці новостворених добудов, але чи добре вони поєднуються з навколишніми об'єктами? Не впевнена. Довоєнні кам'яниці старіють набагато краще, ніж ці „новобудови”. 

Архівна чорно-біла фотографія: вид на фасад блоків Мангеттенського комплексу.
Вид на фасад блоків Манхеттенського комплексу [матеріал організаторів].

АП: Ви згадували, що не хочете повторюватись з приводу того, що створювалось на Грунвальдській площі впродовж останніх років, але з огляду на вашу перспективу як урбаністки та студентки архітектурного факультету, мені цікаво знати, як Ви співвідносили свої знання та професійний досвід з тим, що спостерігали в цьому мікрорайоні щоденно?

ІВ: Крім т.з. згаданих мною генеральних планів, які в подальшому вже не виконувалися, створювалися місцеві плани розвитку. Нами також було підготовлено кілька видань так званого дослідження, яке пропонувало певне бачення та напрямки розвитку міста. З часом воно оновлювалося, оскільки змінювалися наші уявлення про те, як формувати міський простір. Із плином часу ми переконалися, що надто широкі формулювання дослідження зовсім не слугують на користь місцини. Щодо Грунвальдської осі, яка простягається від Щитніцкого мосту [Most Szczytnicki] до Грунвальдського мосту [Most Grunwaldzki], то її перспектива з обох напрямків на сьогодні є доволі сприятливою. Гуртожитки „Kredka” та „Ołówek” з однієї сторони, а з іншої - університетські корпуси та висотки Мангеттена. Можна мати застереження лише щодо деталей. Натомість я з 70-х років чіпляюся дещо іншого. Коли наприкінці війни злітно-посадочні смуги запланованого аеропорту вирвали значну частину міської „тканини”, то в утвореній порожнечі почався певний хаос. Знаю, що в ті часи робилося все, що було можливо, але завжди, йдучи через мікрорайон Грунвальдську площу, у мене було відчуття, що в якийсь момент я втрачаю орієнтир. Моя урбаністична інтуїція тут губиться і не розуміє, чому я раптом маю йти ліворуч, хоча мені здається, що маю йти прямо. Комплекси повоєнних будівель Політехніки та Університету були розташовані без урахування старої вуличної мережі. Це підтверджують старі мапи Вроцлава, на яких видно, що просторове планування пл. Грунвальдської було зовсім іншим.

АП: Дивлячись на ці карти, Ви відчуваєте певний жаль через те, як кардинально змінилася міська картина цього місця?

ІВ: Не можна мати претензії до історії. Що сталося, те сталося. Після війни не можна було сподіватися, що на цьому місці побудують щось величне, коли потреби були іншими. Перш за все, університети мусили розвиватися і територію необхідно було швидко розбудовувати. Після 1945 року ми приїжджали сюди звідусіль, я, як уже згадувала, родом з Кєльц. Мій батько приїхав до Вроцлава на деякий час у 1949 році. На той час він думав про те, щоб розпочати навчання в будівельному технікумі. Після приїзду він оселився на колишній вул. Świerczewskiego, нині вул. Piłsudskiego, але житлова ситуація була поганою. Він не зміг знайти житло, тому повернувся до своїх рідних місць, в околицю Скаржиск. 

АП: Виходить, Вроцлав з'явився у вашій родинній історії ще до вас?

ІВ: Так, але тривалий час я навіть не знала про це, і лише згодом ця історія випливла на поверхню.

АП: Повернімося до того, як змінилася Грунвальдська площа. Що ще Ви змогли зауважити?

ІВ: 2018 року було прийнято спеціальне дослідження, у створенні якого я разом з колегами була відповідальною за політику у сфері господарського комплексу та послуг, тобто, серед іншого, за роздрібну торгівлю та сферу послуг. На карті позначено спеціалізований осередок обслуговування з безліччю торгових вулиць. За своєю функціональною та просторовою структурою пл. Грунвальдська є ансамблем з переважно академічним характером, оскільки тут розташовано багато університетів. Інші функції комплексу включають офіси, заклади громадського харчування, розважальні та житлові комплекси. До того ж, як ми всі знаємо, мікрорайон має добре сполучення. Однак, деякі речі можна було б покращити. Я маю на увазі часто занедбані двори квартальних забудов, криві тротуари, необхідність догляду за рослинністю та збільшення кількості насаджень.

На малюнку зображено карту Вроцлава з напрямками розвитку.
Рис. Напрями управління земельними ресурсами - економічна політика та політика у сфері послуг

АП: Ви згадали про роздрібну торгівлю та послуги, тож я змушена запитати, до яких торгових точок ви вдавалися, будучи мешканкою мікрорайону?

ІВ: Звісно ж до ринку (targowisko). Довгий час я жила на вул. Prusa, тому саме там він заходив за покупками, коли повертався з роботи. Користувалась послугами численних ремісничих крамниць, магазинів та барів. Комерційна функція Грунвальдської площі не щезла з бігом часу. Після ринку був намет „Goliat”, а тепер на його місці стоїть „Pasaż Grunwaldzki”. 

АП: Як склалися ваші стосунки з Грунвальдом [Grunwald], коли ви перестали жити на вул. Prusa?

ІВ:Пізніше ми перебралися жити в пост-німецьку віллу на Карловіцах, водночас тут, на Грунвальдській площі, у нас залишилось багато знайомих. Дитиною мій чоловік жив неподалік від притулку на вул. Ładna. Згодом його батьки отримали квартиру на вул. Górnickiego. Факультет архітектури знаходився на вул. Prusa, парафія - на вул. Wyszyńskiego, тож я поєднала своє життя з цим місцем. Через те, що чимало знайомих мешкало на різних вулицях мікрорайону, я часто навідувалась до квартир, які тут же й розташовувалися. Була в захваті, коли, будучи молодою дівчиною, побачила інтер'єр одного з приміщень на вул. Smoluchowskiego. Напевно, раніше воно належало багатим людям, тому що мало велику площу, дві ванні кімнати, гарні вікна з прекрасним краєвидом і багато антикварних меблів. Крім того, тиха і спокійна околиця, тому це дійсно чудове місце для життя. 

АП: Що вплинуло на ваше рішення переїхати з Грунвальдської площі і чи думали Ви про повернення сюди?

ІВ: На даний момент мені цілком непогано живеться в так званому багатоквартирному будинку у Ґондов [Gądow], де ми купили квартиру через те, що нам не вдалося побудувати будинок на Кшиках [Krzyki], про що я нітрохи не шкодую. Моя нинішня квартира розташована серед зелені, також забезпечується необхідний набір послуг, добре працює громадський транспорт. Повертатися сюди я б не хотіла - Грунвальдська площа тепер для мене місце для прогулянок. Якби у мене була можливість жити на такій гарній вулиці, як приміром, вул. Smoluchowskiego, тоді я б могла замислитись.

АП: Ви вже згадували, що у вас було багато знайомих, які мешкали в цьому мікрорайоні, тож я хотіла б запитати, як виглядали сусідські стосунки, коли Ви ще мешкали на вул. Prusa?

ІВ: У мене є певний спогад про 78-й рік, наприкінці якого настала зима століття. Власниця помешкання займала другу кімнату, а в самому житлі були пічки, що є важливим для цієї історії. Мій чоловік, який вічно запізнювався, приніс мені запрошення на новорічний бал у Політехніці всього за кілька днів до кінця року. Я подумала: „Ну чудово, мені нічого вдягнути”. Побігла до якоїсь крамниці на вул. Jedności Narodowej, купила шматок тканини і зробила щось на кшталт сарі. У цьому вбранні я пішла на захід, було весело, і в один прекрасний момент сарі почало розплітатися. Знайшла якийсь туалет, закріпила й забезпечила матеріал і ми змогли безпечно вийти. Коли ми вийшли з будівлі вранці на Новий рік, була ожеледиця, на тротуарах лежало багато снігу, а транспорт стояв. На щастя, ми якось дісталися до вул. Prusa пішки. Так почалася зима століття, під час якої ми запрошували знайомих погрітися біля пічок. 

Однак я мало що знаю про сусідські взаємини того часу, та й не звертала на це особливої уваги. У будинку, де я жила, мешкали різні родини. Довоєнні квартири були поділені, деякі з них були комунальними. Люди були абсолютно різні. Не пригадую, щоб там існували якісь сусідські зв'язки. Ближче до Грунвальдської площі жили переважно люди, які мали тут свої родинні домівки й виховувалися тут. Вони, пам'ятаю, часто думали, що їхні околиці кращі, бо живуть у професорському, академічному середовищі. Я, натомість, завжди була на узбіччі. У перші кілька років після вступу до університету я не дуже інтегрувалася з іншими студентами та мешканцями мікрорайону. По-перше, тому що я їздила до батьків на кожні свята та канікули. По-друге, саме тут тривали стосунки і дружба людей, які разом виросли в мікрорайоні або разом ходили до початкової чи середньої школи. Я мала знайому з групи, яка жила на вул. Piastowska, до якої я приходила, коли ми разом готувалися до занять. Пізніше у неї стався регрес у навчанні й наш контакт було втрачено. 

АП: Ви сказали, що ваш чоловік походить з Грунвальдської площі, чи знайомив він вас якимось чином з цим місцем?

ІВ: Чоловік показував мені різні місця на території Політехніки, які були йому доступні. Закінчив факультет механіки та електротехніки, тож корпуси будинків В і D були йому добре знайомі. Ми користувалися також їдальнею, якої сьогодні вже не існує. Закінчивши навчання, я часто заглядала до різних лабораторій які там були. 

АП: Раніше Ви згадали, що були вражені Мангеттеном, приїхавши до Вроцлава, чи є ще якісь місця на території мікрорайону, які так само пробудили у Вас позитивні емоції?

ІВ: Насамперед, береги річки Одри, особливо ті, що дикі. Вони були справді чарівними. Крім того, кам'яниці в стилі модерн і безліч їхніх деталей. Тоді вони ще не були відреставровані, але все одно ними можна було милуватися, як, наприклад, будинком на вул. Prusa 57, котрий я прозвала колізеєм. Це перша споруда, яку я бачила щодня, як тільки виходила за ворота. Моєю мрією було, щоб його відремонтували, і ось він вже відновлений. Клінікі Медичної академії - вражаючі. Проте в 70-х і 80-х роках тут було дуже темно і незатишно з настанням сутінків. Та й зараз теж трохи незатишно. Пішохідні переходи тут є проблемою. Вмовляємо людей ходити пішки, але для того, щоб переконувати результативно, треба забезпечити умови для цього, тобто, чим рівніші доріжки, тротуари, тим краще. Тут тротуари і вулиці - це фактично крива клаптикова ковдра, повна шматків бруківки, бетону. Варто брати приклад з туристичних міст Європи, передусім західної, де можна ходити напам'ять, не дивлячись постійно під ноги. У Вроцлаві треба дивитися. 

АП: Чи це проблема саме Грунвальдської площі, чи Вроцлава загалом?

ІВ: Вроцлава. Гадаю, багатьох міст загалом.

АП:  Де в мікрорайоні Ви проводили вільний час?

ІВ: Вільний час я знаходила в основному між навчанням, і це були блукання між головним корпусом, тобто будівлями Політехніки, де проходила частина наших занять, і архітектурним факультетом на вул. Prusa. Особливо розслаблятися тут не доводилося. Не було лавочок, щоб посидіти, ніде було вийти. О 18:00 все зачинялося, а нічне життя зосереджувалося в гуртожитках, тож я не надто переймалася цим. Я воліла перебувати там, де був клаптик зелені або щось історичне, як-от Ботанічний сад [Ogród Botaniczny] чи Острув Тумський [Ostrów Tumski]. Ринок мене теж не приваблював.

Архівна кольорова фотографія: вид на Грюнвальдський міст і комплекс будівель на Мангеттені.
Вид на Грюнвальдський міст і комплекс будівель на Манхеттені [матеріал організатора].

АП: А чи зникли з карти мікрорайону місця, за якими Ви сумуєте?

ІВ: Всі пам'ятають трубочки з заварним кремом, які вже зникли. Були смачні, але й без них можна прожити. Зник базар, і мені б хотілося, щоб він знову з'явився, хоча б у мікроформі. У Вроцлавському управлінні розвитку багато розмов було про ринки. У місті ще залишилося кілька таких місць, деякі з них зараз процвітають, і варто зазначити, що в зарубіжних містах такі ринки дуже затребувані. Туди йдеш, користуючись нагодою купити локальні продукти. Цього, безумовно, не вистачає. Ринкова зала [Hala Targowa] також вимирає. Не знаю, чи це вина саме супермаркетів, чи просто ще не настав час і треба почекати, можливо, ми ще повернемося до цього. 

АП: Як Ви відреагували на новину про закриття грунвальдського базару?

ІВ: Це не викликало у мене якихось особливих емоцій, бо я розуміла, чим це зумовлено і старалася заспокоювати знайомих, кажучи, що ми нічого не можемо з цим вдіяти. З іншого боку, мені було шкода людей, яким довелося переїхати звідти, втративши роботу. 

АП: Які емоції викликали у вас інші зміни, що відбувалися в мікрорайоні, наприклад, перебудова перехрестя, де в 70-х розгубився та заблудився ваш батько?

ІВ: Комунікація повинна бути дієвою. На жаль, у Вроцлаві замало дворівневих перехресть, їх повинно бути більше. Тут це була б занадто дорога інвестиція, тому що ми знаходимося поруч з Одрою, у нас підземні води на такому рівні, що це призвело б до величезних витрат. Наразі, поточна схема кільцевої розв'язки Reagana мене влаштовує. Переходи на рівні вулиці також прийнятні. На території мікрорайону багато простору, широкі вулиці, часто засаджені деревами, ведуть від кільцевої розв'язки. На щастя, німці не зробили того, що ми робимо зараз, тобто не будували щільних огороджених районів. Натомість є дворики. Як вони виглядають нині, я не знаю. Припускаю, що деякі з них, ймовірно, досить занедбані. Щодо інших змін, то я не є прихильницею будівлі Грунвальдського центру [Grunwaldzki Center]. Розумію, що це офісна будівля, що вона мала бути певною домінантою. В нас є теорія у вивченні так званої „висотної мантії”.  Для того, щоб гармонійно формувати забудову, в місті були визначені зони з допустимим максимальним співвідношенням висот для нових будівель, скажімо, 25 метрів. У районі Грунвальдської осі поблизу мосту Щитніцького [Most Szczytnicki] можна зводити будівлі заввишки понад 55 метрів. Композиційні міркування, необхідність чіткої домінанти або закриття виду можуть бути вирішальними. Однак, дивлячись на вул. Curie-Skłodowskiej та помірні розміри її забудови, офісна будівля „Grunwaldzki Center” порушує простір, але це вже мої особисті відчуття. 

АП:  Які зміни повинні відбутися на Грунвальдській площі в майбутньому?

ІВ: Слід додати зелені - дрібнішої та густішої, приміром, у горщиках. Знаю точно, що це важко. Зберегти, підтримувати і плекати цю зелень, яка вже існує, буде успіхом, але тут, безумовно, пані Оля Зєнкєвіч з Управління міського озеленення тримає руку на пульсі (Інтерв'ю з Олександрою Зєнкєвіч: placgrunwaldzki.com/wywiady/aleksandra-zienkiewicz). Також хотілося б, щоб реновація кам'яниць продовжилася. Двори - це також місця, які потрібно розвивати і змінювати. Про цей внутрішній дворик на Curie 63a, я не знала. Саме в „кишенях” двориків такі локальні та соціальні функції добре віднаходяться. Проте мені не відомо, якою є соціальна структура навколо інших кварталів, чи багато тут студентів та інших орендарів житла. Про плани щодо майбутнього колишніх навчальних лікарень також нічого не знаю, а вони, зрештою, є цікавим архітектурним об'єктом. 

Існує небагато місць, де можна спокійно посидіти в оточенні зелені і, можливо, навіть не почитати книгу, а хоча б переглянути щось на смартфоні. Думаю, доцільно було б створювати такі тихі куточки всередині двориків, це було б особливо важливо для людей, які живуть надто далеко від парку Щитніцького чи інших подібних місць або мають менше можливостей пересуватися містом. Така одна з моїх мрій, але я знаю, що її важко втілити в життя, мабуть, неможливо. 

АП: А чи не було так вже тоді, коли Ви навчалися і жили в цьому мікрорайоні? Чи не було тоді багато студентів і студенток, які винаймали житло?

ІВ: Ні. Тоді студенти переважно жили в гуртожитках. Дехто доїжджав на роботу з інших районів Вроцлава, з родинних домівок або винайманих кімнат у хостелах. Тепер це змінилося. Може ми стали „зручнішими”, але, напевно, деякі власники квартир на Грунвальдській площі померли, а їхні спадкоємці, ймовірно, продали квартири або просто здали їх в оренду. Частина осіб з'їхала, напр., моя подруга, яка жила на вул. Curie-Skłodowskiej, після пожежі на короткий час переїхала на вул. Grunwaldzka, потім на вул. Legnicka, а згодом за межі міста. На її прикладі можна побачити, як люди часто мігрували в межах Вроцлава між різними районами. Тож ця спільнота тасувалася. 

АП: Ви є експерткою з міського планування та мислення про місто, тому я хотіла запитати, яку пораду Ви могли б дати місцевим активістам/кам, або, можливо, навіть урбаністам/кам, як діяти і за що боротися на Грунвальдській площі?

ІВ: Кожна людина хоче жити комфортно, безпечно і мати можливість задовольняти свої потреби відносно без зайвих клопотів. Територія Грунвальдської площі поєднує в собі так багато функцій, що для кожної з них можна встановити „режим покращення”. Просто прислухайтесь до постійних мешканців та гостей міста, адже ніхто не народжується експертом. Коригуйте спосіб мислення та бачення міста. Ми навчаємося, ми підглядаємо, нам щось подобається, а щось ні, але перш за все ми повинні слідувати за потребами. Якщо хтось каже нам, що в їхньому районі не вистачає шевця, можливо, варто дослідити це питання, знайти цього умовного шевця, зустрітися з ним і поговорити. Йдеться про конкретизацію найважливіших поточних питань, а „офісне” мислення не завжди спрацьовує. Грунвальд - це візитівка Вроцлава, зі специфічним характером, тому варто подбати про кожну річ, яка посилить його імідж, престиж і красу.

АП: Як ви вважаєте, що є візитною карткою мікрорайону Грунвальд?

ІВ: Грунвальдський міст, який є дуже красивим і я висловлюю свою повагу його проектувальниками та будівельниками. 

АП: Ви приїхали до Вроцлава, як Ви самі розповідали, з абсолютно іншої реальності, з іншого типу міста з іншою ідентичністю. Як Ви віднайшли себе тут і чи сумуєте за своїми рідними місцями?

ІВ: До того, як я приїхала сюди, моя вчителька англійської мови, у якої я брала уроки ще в Кєльцах, і яка була родом зі Львівщини, коли дізналася, що я їду вчитися до Вроцлава, жахнулася і сказала, що знову повернуться німці, що було досить поширеною думкою в ті часи. У той час Вроцлав описували як небезпечну і, перш за все, незахищену землю, але оскільки у мене вперта вдача, я все одно вирішила приїхати сюди. Я приборкала цю „німецькість”. Покинувши рідну домівку, коли мені було 19 років, я вже вкоренилася тут. Частенько буваю в своїх рідних сторонах, але думаю, радше по нижньосілезьку. Можливо, той факт, що в мені тече кров мого прадіда, який був німцем, певним чином вплинув на це вкорінення на цих землях. Окрім того, я люблю несподіванки, люблю якісь божевільні привнесення, але водночас для мене важливо, щоб був лад і впорядкованість, щоб люди почувалися добре як у просторі, так і в стосунках з людьми. Думаю, що особисто для мене Вроцлав досяг цієї гармонії.


"Площа Грюнвальдська - нерозказана історія" - це проект, реалізований Фундацією "Красиві історії" завдяки фінансовій підтримці Фонду EVZ в рамках програми "local.history". #ПідтриманоByEVZ

Projekt „Centrum Aktywności Lokalnej Plac Grunwaldzki OD NOWA” jest współfinansowany ze środków Gminy Wrocław.

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Polityka prywatności.
Plac Grunwaldzki OD NOWA