od_nowa

Mariola Fabecka-Szczepanek

Aleksandra Podlejska: W jaki sposób jest Pani związana z Placem Grunwaldzkim?

Mariola Fabecka-Szczepanek: W 1985 roku przyjechałam do Wrocławia z terenów dość odległych, ponieważ z województwa, wówczas sołeckiego, obecnie mazowieckiego, z małej miejscowości o nazwie Niedźwiedź, leżącej w regionie kurpiowskim. Przyjechałam tutaj, mając 15 lat, aby rozpocząć naukę w szkole średniej. Zamieszkałam właśnie na Placu Grunwaldzkim, przy Moście Grunwaldzkim w dom zakonnym, ponieważ moja ciocia była tam siostrą zakonną. Prowadzony przez siostry dom nazywał się Nazaret, więc tak właściwie to mieszkałam w Nazarecie. Rok wcześniej, również do szkoły, przyjechała tutaj moja siostra, więc było mi tu raźniej. Po przyjeździe podjęłam naukę w technikum budowlanym, a dokładniej, drogowym, którego siedziba mieściła się przy ulicy Tęczowej. Teraz jest to Liceum nr 17 im. Agnieszki Osieckiej. W pierwszych tygodniach pobytu we Wrocławiu, z pewnością zwracałam uwagę na inne rzeczy niż te, na których skupiałabym się obecnie. Pamiętam na pewno, że dom duszpasterski, który okala kościół i dom zakonny, w którym mieszkałam, był w budowie, a moje okna wychodziły na rusztowania. Codziennie rano budzili mnie robotnicy zza okna. W moim pokoju znajdował się piec kaflowy, w którym trzeba było palić. Czasami wyręczała mnie w tym moja ciocia i po przyjściu ze szkoły wchodziłam do ciepłego już pokoju. Dzięki mojej cioci mieszkałam w domu zakonnym nieodpłatnie, ale za to miałam tam swoje obowiązki. W soboty musiałam sprzątać klatkę schodową, froterowałam wtedy i pastowałam podłogi. Obecnie, czasami przychodzę do kościoła na koronkę odprawianą przez siostry zakonne i z sentymentem patrzę w okna mojego dawnego pokoju. Teraz jest on zajmowany przez księży. Jestem ciekawa, jak się zmienił. Pewnie schody prowadzące do niego, te które, co sobotę pastowałam, są te same. Pieca kaflowego pewnie już nie ma, również reszta wyposażenia musi być inna, dostosowana do potrzeb księży, ale chciałabym kiedyś jeszcze znaleźć się znów w tym domu i wejść po schodach, po których wspinałam się kiedyś codziennie. 

A jakie było Pani pierwsze wrażenie kiedy przyjechała pani pierwszy raz do Wrocławia i zobaczyła okolice placu Grunwaldzkiego?

Wtedy nie zwracałam uwagi tak bardzo na architekturę przestrzeni. Kiedy tutaj przyjechałam byłam dość przytłoczona przez moją trudną sytuację, w której się znalazłam. Okoliczności mojego przyjazdu nie były łatwe, ponieważ kilka dni po tym kiedy przyjechałam do Wrocławia, zmarła moja mama, więc pamiętam z tamtego czasu dużo stresu. Miałam wtedy przecież tylko 15 lat. Straciłam mamę, a w tym samym czasie czekała mnie nowa szkoła, przejście z podstawówki z małej miejscowości do szkoły średniej w dużym mieście to była znacząca różnica i spory przeskok. Skupiłam się więc wtedy przede wszystkim na nauce i nie zwiedzałam tak bardzo okolicy, w której zamieszkałam. 

001 14 ulica sklodowskiej curie widok od ul szczytnikciej s
materiały organizatora

Jak długo mieszkała Pani tutaj na placu Grunwaldzkim?

W domu zakonnym mieszkałam siedem lat. Najpierw, mieszkając tutaj, skończyłam technikum, o którym wspomniałam, później miałam rok przerwy w edukacji i pracowałam w szpitalu, tutaj nieopodal, przy ulicy Kasprowicza, na oddziale dziecięcym. Potem zdecydowałam się studiować pedagogikę na Uniwersytecie Wrocławskim. Po wspomnianym roku przerwy dostałam się na te właśnie studia, zdając przedtem egzaminy wstępne. Po pierwszym roku studiów znalazłam stancje na Sępolnie. To też było bardzo miłe osiedle, na którym mieszkałam aż do ukończenia studiów. Miło wspominam to miejsce. Nawiązałam w nim dużo przyjaźni, nawet z osobami, u których mieszkałam, a które już niestety nie żyją. Nadal odwiedzam ich groby. Podczas tego studenckiego czasu spotkało mnie dużo wartościowych wydarzeń.

A czy pamięta Pani, jak podczas tych siedmiu lat Pani pobytu na placu Grunwaldzkim zmieniała się jego przestrzeń?

Muszę przyznać, że przez pierwsze lata mojego pobytu we Wrocławiu, związane właśnie z Placem Grunwaldzkim, niewiele tutaj wędrowałam. Skupiłam się na nauce i jak już wspomniałam, na pomaganiu siostrom zakonnym. Prasowałam, czasami również gotowałam. Niemniej na pewno  pamiętam, że cały Wrocław był kiedyś szary. Wtedy tego nie zauważałam, tak po prostu było. Natomiast z czasem, kiedy kolejne kamienice, najpierw w Rynku, zaczęły być remontowane, dopiero wtedy ten kolor i ich piękno zaczęło być widoczne. Z Placu Grunwaldzkiego dobrze pamiętam delikatesy Jagna, których już nie ma. Znajdowały się naprzeciwko domu duszpasterskiego, wystarczyło przejść tylko przez tę ruchliwą drogę [oś grunwaldzką]. Obok nich mieściła się poczta, która także stamtąd zniknęła. W delikatesach kupowałam moje ulubione słodycze. Nieopodal znajdował się inny, również znaczący sklep, czyli Artur. W nim kupowałam pierwsze komplety pościeli. Czasami wybierałam się na spacery grunwaldzkimi ulicami. Dochodziłam najczęściej do ulicy Nowowiejskiej, przy której mieszkam obecnie, od zamążpójścia, w mieszkaniu, które odziedziczyliśmy z mężem po jego rodzicach. Przeprowadzka na tę ulicę była dla mnie powrotem do macierzy. Poza tym również nasze biuro — Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, w którym pracuję, przeniosło się z Tarnogaju tutaj, na ulicę Skłodowskiej-Curie, więc jakby podwójnie związałam się na nowo z tą częścią miasta. Poza tym pamiętam również, jak przy dzisiejszym rondzie Reagana znajdował się kiedyś plac, na którym można było kupować towary od polskich, ale i zagranicznych producentów. Tam, dokładnie w 1990 roku kupiłam sobie pierwszy komplet sztućców, jak to się mówiło, „od ruskich”. Do tej pory zachowało mi się kilka z nich, z grawerunkami wypisanymi cyrylicą. Została mi jedna mała łyżeczka i prawie wszystkie pozostałe elementy. Mają już 33 lata, a są w naprawdę świetnym stanie, co tylko pokazuje jakość ich wykonania. Jak wspomniałam, z czasem przeprowadziłam się na Sępolno, potem w inne miejsca, wędrując nieco po Wrocławiu, aż do czasu, kiedy osiadłam na Nowowiejskiej, ale pojawiałam się na Placu Grunwaldzkim. Z okresu moich studiów pamiętam z tego miejsca namiot Goliat. Tam też często zaglądałam i robiłam zakupy.  

Wspomniała Pani o swoim powrocie w okolice Placu Grunwaldzkiego, jednak, czy gdyby nie fakt, że posiadali Państwo z mężem mieszkanie po rodzicach, również chciałaby Pani wtedy zamieszkać w tej okolicy?

Nie wiem. Ze względu na to, że przez wiele lat często zmieniałam swoje miejsce zamieszkania, to zawsze było mi łatwo przystosowywać się do każdego z miejsc, w których znalazłam lokum. Starałam się w każdym z nich stworzyć dom. Dlatego też wszędzie było i jest mi dobrze. Nawet teraz, niedawno, kiedy remontowaliśmy mieszkanie przy Nowowiejskiej, zamieszkaliśmy na czas remontu w mieszkaniu po dziadkach mojego męża, w dzielnicy Krzyki, to w trakcie 5 miesięcy zdążyłam się na tyle oswoić z tym miejscem, że było mi w nim naprawdę bardzo dobrze. Muszę przyznać, że tutaj czasami przeszkadza mi hałas. Mój mąż mieszka przy ulicy Nowowiejskiej od 40 lat i prawdopodobnie na tyle oswoił się z tym gwarem, że zupełnie nie zwraca na niego uwagi. Ja, po kilkumiesięcznej przerwie, odzwyczaiłam się od tego i na początku słyszałam każdy tramwaj przejeżdżający ulicą. Teraz na nowo się przyzwyczajam. Myślę też o innych aspektach i wartościach związanych z tym mieszkaniem, a jedną z nich jest na pewno fakt, że jest to dziedzictwo rodzinne. Wciąż zresztą porządkujemy to miejsce i wkładamy w nie dużo serca. 

A jakie są inne aspekty związane z mieszkaniem w okolicy Placu Grunwaldzkiego? Co wartościowego jest w tym miejscu dla jego mieszkańców?

To, co jest dla mnie istotne, to to, że mieszkając przy ulicy Nowowiejskiej, należymy do parafii salezjańskiej, tak więc na nowo jestem związana z Salezjanami, z którymi rozpoczęłam swoje życie we Wrocławiu. Kiedy przyjechałam do miasta, to związałam się z tym ugrupowaniem, wstępując do ruchu oazowego i jeżdżąc z nimi na różne spotkania rekolekcyjne, więc Salezjanie są mi bardzo bliscy i przez wzgląd na ten sentyment, ich bliskość jest dla mnie ważna. Cieszy mnie również, że przy ulicy Nowowiejskiej znajduje się dom Edyty Stein, ponieważ dużo czytałam o tej świętej i jest mi bardzo bliska. Udało mi się też wybrać na oprowadzanie po jej miejscu zamieszkania. Wartością Placu Grunwaldzkiego jest z pewnością piękny Most Grunwaldzki, wcześniej Cesarski i fakt, że można spacerować tutaj wzdłuż Odry. Trzeba na pewno przyznać, że obecnie rondo Reagana i ruchliwa oś zagłusza ciszę, ale bardzo blisko jest stąd do innych, bardziej zacisznych terenów. Nieopodal znajduje się kolejny wspaniały most — Most Zwierzyniecki, a tuż za nim ZOO. Niedaleko jest stąd również na Sępolno. Myślę, że to dobra lokalizacja i warto zamieszkać w tych okolicach. 

most grunwaldzki wroclaw 7062219
materiały organizatora

Wspomniała Pani o ruchliwym rondzie Reagana, a wcześniej również o targowisku, które mieściło się tuż obok. Jak zareagowała Pani na tę dużą zmianę w przestrzeni osiedla — kiedy najpierw zlikwidowano plac targowy, a z czasem wybudowano rondo będące dużym węzłem komunikacyjnym i galerię handlową?  

To wszystko narastało w tak błyskawicznym tempie, że pomyślałam, że tak właśnie to miasto musi się rozwijać i nie mamy na to wpływu. Osobiście wolałabym, gdyby dawne targowisko zostało. Kiedyś znajdował się przy nim także kiosk oferujący legendarne rurki z kremem. Powstanie ronda Reagana było dla mnie na pewno drastyczną zmianą. Wprowadziło do tego miejsca dużą dawkę hałasu, nie było tego azylu ciszy.

Czyli wcześniej na placu Grunwaldzkim było spokojniej?

Tak, było dużo spokojniej. Można było tutaj spacerować. Mimo wszystko rozumiem, że było to potrzebne z różnych względów. 

Jakie były Pani ulubione miejsca w tej okolicy, jeszcze przed wspomnianymi zmianami? Gdzie najchętniej się Pani udawała?

Tak jak wspominałam, kiedy spacerowałam, najczęściej udawałam się w kierunku ulicy Nowowiejskiej, ale często wędrowałam też przez sąsiednie dla mnie wówczas, tereny Politechniki Wrocławskiej aż do Mostu Zwierzynieckiego. Lubiłam chodzić również wzdłuż Odry, szczególnie w okolicach Instytutu Chemii. Kiedy byłam na pierwszym roku studiów, chodziłam na zajęcia do instytutu przy ulicy Kuźniczej pieszo, wędrując właśnie przez ulicę Joliot-Curie, a następnie przechodząc przez Most Pokoju i wzdłuż Muzeum Narodowego. Taką obrałam sobie trasę na zajęcia. 

Malowniczą…

Bardzo! Bardzo fajnie mi się tą trasą wędrowało. 

A czy teraz ma Pani jakieś ulubione miejsca na osiedlu?

Bardzo lubię pobliski Park Szczytnicki. Z mężem chętnie udajemy się w okolice ulicy Bujwida, ponieważ tam chodziłam do duszpasterstwa. Zresztą to właśnie tam poznałam mojego męża, więc lubimy tam spacerować. Lubimy też spacerować wzdłuż Odry, bardzo to polecam. Lubię Most Grunwaldzki, jednak nie jako miejsce do wędrówek, ze względu na ogromny ruch i hałas, które przytłaczają. Tereny po drugiej stronie Odry również są dla mnie atrakcyjne, choć nie wchodzą już w skład osiedla, ale są blisko. Lubię bardzo okolice Muzeum Narodowego wraz z Parkiem Słowackiego. Są to w miarę zaciszne miejsca ze swoistym klimatem. 

Chętnie wymienia Pani parki i wspomina o spacerach nad Odrą, więc natura musi być dla Pani ważna, dlatego też chciałam zapytać, jak Pani zdaniem jest z zielenią na Placu Grunwaldzkim? Czy jest jej wystarczająco?

Gdybym mogła mieć takie życzenie, to chciałabym, żeby zorganizowano w tej okolicy jakiś skwer, czy park, ponieważ tej natury jest tutaj trochę za mało. 

A jakie jeszcze inne zmiany mogłyby zajść na osiedlu?

Oprócz wzbogacenia tej przestrzeni w zieleń nie przychodzi mi teraz do głowy nic innego. Myślę, że gdyby miały powstać jakieś zielone parki, czy skwery to warto byłoby je połączyć na przykład z siłownią na wolnym powietrzu. Mile widziane byłyby tu tego typu urządzenia i obiekty do uprawiania sportu. Cieszę się ze zmian, które zachodzą i z tego, że obecnie przy ulicy Wyszyńskiego znajduje się Centrum Aktywności Lokalnej. Na pewno chciałabym jakoś włączyć się w jego działania. 

296162576 578296143946131 5272237364127166550 n
fot. Marcin Szczygieł

Czy takie miejsca jak Centra Aktywności Lokalnej są Pani zdaniem potrzebne?

Jak najbardziej. Jestem zwolenniczką takich miejsc. Kiedy mieszkałam na Placu Grunwaldzkim, chodziłam do czytelni przy ulicy Sienkiewicza, czyli miałam kawałek drogi do przejścia. Lubiłam korzystać z tego miejsca i czytać przy rozmieszczonych w nim stoliczkach. Teraz w miejscu tej czytelni jest Żabka. Szkoda, że coraz mniej jest takich czytelni i w ogóle miejsc, w których można w ciszy poczytać, a niekoniecznie są bibliotekami. 

A czy kiedyś, w czasie Pani edukacji w liceum, czy na studiach, miały miejsce na osiedlu jakieś ciekawe wydarzenia i inicjatywy lokalne? 

Nie pamiętam i chyba nie uczestniczyłam w takich wydarzeniach. 

A, czy na Placu Grunwaldzkim miały miejsce wydarzenia, które szczególnie Pani zapamiętała lub które być może wywarły wpływ na Pani życie?

Nie mogę sobie przypomnieć nic tak spektakularnego, co przeżyłabym szczególnie. 

A jak w ogóle wyglądało i wygląda teraz życie na osiedlu? Jak wyglądają relacje sąsiedzkie? Czy one również zmieniły się z biegiem lat? 

Wiele, wiele lat mieszkałam, wynajmując lokale, przede wszystkim w blokach, więc teraz mam porównanie, jak się żyło w takim bloku dziesięciopiętrowym, a w kamienicy czteropiętrowej, w której mieszkam obecnie. I na pewno jest inaczej. Jest to coś więcej niż zwykłe „dzień dobry”, jest większe wzajemne zainteresowanie. Na przykład ostatnio sąsiad, mieszkaniec czwartego piętra, który znał wcześniej rodziców mojego męża, przyszedł zobaczyć nasze mieszkanie po remoncie. Wydaje mi się, że w blokach tak nie było. Była większa anonimowość. Nawet nie znałam ich mieszkańców tylko na „dzień dobry”, bądź nawet nie, bo czasami nie wiedziałam, kto jest mieszkańcem, a kto gościem. Tutaj jednak jest inaczej. Bardziej się znamy i jest to dla mnie duża wartość, ponieważ wychowywałam na wsi, gdzie domy nie były na co dzień zamykane. Sąsiedzi odwiedzali się bez wcześniejszych zapowiedzi, czy umawiania się, często, żeby coś pożyczyć, bo najbliższy sklepik był oddalony o co najmniej 7 kilometrów. 

Nie myślała Pani nigdy o wyprowadzce z Wrocławia? 

Jak na razie nie, ponieważ mój mąż całe życie związany jest z tym miejscem, więc jemu tu było dobrze i mam nadzieję, że będzie dobrze nadal. Aczkolwiek myślimy o jakimś domku letniskowym, bo jednak oboje lubimy naturę. Nie przepadamy za spędzaniem czasu w centrum, czy nawet chodzeniem na kawę, czy do restauracji. Wolimy wybrać się do lasu, lubimy ciszę. Jednak człowiek może im starszy, to wraca do lat dzieciństwa, a moje dzieciństwo to oaza spokoju i ciszy. Mimo to cenię mieszkanie w tej okolicy. Wszędzie jest blisko, również od pracy dzieli mnie tylko 5 minut tramwajem. Cieszę się też, że są tu sklepiki osiedlowe, w których lubię kupować dobrej jakości produkty. Na całym osiedlu, szczególnie w okolicy samego placu Grunwaldzkiego, może nie nie ma tak wielu tego typu punktów, ale w naszej okolicy są, z czego bardzo się cieszę. W zasięgu ręki mam tutaj wszystko to, czego potrzebuję. 

A czy na przestrzeni lat ubyło tego typu sklepów? 

Tak, to na pewno, chociaż wiele sklepów pozostało, na przykład, przy ulicy Szczytnickiej, sklep rybny, który nadal ma dobre produkty, czy sklepiki przy ulicy Ładnej, z odzieżą, pasmanteria. Pamiętam je jeszcze z czasów studiów i cieszę się, że pozostały. Niech będą jak najdłużej. 

Czy są jakieś miejsca, które zniknęły z przestrzeni osiedla, za którymi pani tęskni albo wspomina z sentymentem? 

Nie ma na pewno delikatesów, o których mówiłam na początku rozmowy i sklepu Artur, który oferował pościele, ręczniki, porcelanę. Nie ma tych sklepów, zastąpiły je galerie. Przy ulicy Polaka był sklep obuwniczy, który na szczęście jest nadal. Także to się nie zmieniło. To, co się zmieniło to kampusy akademickie, które wzbogaciły nowe budowle. Na pewno to zmieniło zupełnie tę część osiedla. Pamiętam jeszcze, że tutaj w pobliżu, cukiernia przy Curie-Skłodowskiej, nad którą znajduje się szyld „Cukiernia z tradycją” to była „Cukiernia pod Trumienką”. Zmieniła się tylko nazwa, ale pyszne bułeczki i rogaliki nadal tam są. Wydaje mi się, że sporo wartościowych miejsc pozostało na osiedlu, co na pewno bardzo cieszy. 

Powiedziała Pani, że kampus akademicki zmienił oblicze osiedla. Jak wyglądał wcześniej?

Przede wszystkim w miejscu kampusu uniwersyteckiego było dużo wolnej przestrzeni. Egzamin wstępny na uniwersytet zdawałam w Instytucie Chemii. Tam pisałam egzaminy i pamiętam, że w okolicy można było spacerować w ciszy. To była fajna, rekreacyjna przestrzeń.

marcin szczygiel 28
fot. Marcin Szczygieł

Brakuje jej Pani w dawnej formie?

Przyjmuję fakt, że się zmieniła. Być może trochę szkoda mi tego, że została tak zabudowana, ale wiadomo, że każdy ma inne preferencje. Ja lubię naturę i ciszę, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że dzięki zabudowaniu tego miejsca, studenci mają teraz lepszą infrastrukturę. 

No właśnie, studenci. Czy Plac Grunwaldzki zawsze był miejscem tak bardzo akademickim, pełnym młodych ludzi?

Zawsze można było spotkać tu studentów, ale nie w tak dużej liczbie jak obecnie. Również pod tym względem zmienił się Plac Grunwaldzki. Jednak zawsze była to przestrzeń studencka. Młodzi ludzie mieszkali również w akademikach na osiedlu. Sama często odwiedzałam moje koleżanki, które mieszkały w Dwudziestolatce albo Kredce i Ołówku. Studenci Politechniki natomiast mieszkali w Tekach. Część moich koleżanek wynajmowała pokoje na stancjach, również na osiedlu.  Jedna z nich mieszkała w kompleksie Sedesowców i zapamiętałam, że mieszkania w tych wieżowcach były niezwykle małe. Jednak teraz ilość studentów jest wręcz nieporównywalna do tego co było kiedyś.

Czy Pani zdaniem jest to pozytywna zmiana?

Z jednej strony ten tłum bywa dla mnie czasami męczący, ponieważ kiedy po skończonej pracy idę na najbliższy przystanek, czyli Kliniki, jestem często przytłoczona przez ilość młodych ludzi. Często decyduję się wtedy na spacer, zamiast czekania w ścisku. Z drugiej strony jest to znak, że to uczelnie wrocławskie się rozwijają i wykładane kierunki przyciągają studentów, co na pewno jest pozytywną wartością. 

Jakie miejsce, czy może budowlę uważa Pani za ikonę tego osiedla?

Wydaje mi się, że Sedesowce są takim charakterystycznym miejscem, chociaż dla mnie, osobiście, dom duszpasterski przy Placu Grunwaldzkim, w którym spędziłam pierwsze lata we Wrocławiu, jest ikoną tego miejsca. Zawsze, kiedy słyszę hasło „Plac Grunwaldzki”, od razu wracam myślą i sercem do tego miejsca, w którym spędziłam najpiękniejsze 7 lat. 

A czym jest dla Pani Plac Grunwaldzki?

Jest na pewno miejscem związanym z przełomowym momentem mojego życia. Tutaj trafiłam w wieku 15 lat i tutaj przeżyłam piękne lata wczesnej młodości i wspaniały okres studiów, a teraz znów, kolejny etap mojego życia. Plac Grunwaldzki zawsze będzie w mojej pamięci takim miejscem, w którym kształtowało się moje życie i w którym wydarzyło się wiele wartościowych momentów.


„Plac Grunwaldzki - nieopowiedziana historia” to projekt realizowany przez Fundację Ładne Historie dzięki dofinansowaniu ze środków Fundacji EVZ w ramach programu „local.history”. #SupportedByEVZ



Пані Маріола Фабецка-Щепанек

Александра Подлейська (AП): Яким чином ви пов'язані з Грунвальдською площею [Plac Grunwaldzki]?

Маріола Фабецка-Щепанек (М): У 1985 році я приїхала до Вроцлава з досить віддаленої місцевості, з воєводства - sołeckiego [солецкєґо], нині mazowieckie [мазовєцкє], з маленького села Niedźwiedź [Нєджвєджь], розташованого в регіоні Kurpie. Приїхала сюди у віці 15 років, щоб піти до середньої школи. Оселилася в монастириському будинку на Площі Грюнвальдській, біля Грунвальдського мосту, тому що моя тітка була там монахинею. Будинок, яким керували сестри, називався „Назарет”, тож я буквально жила в Назареті. За рік до цього, також на навчання, сюди приїхала моя сестра, тому мені було тут більш комфортно. По приїзді я вступила до будівельного технікуму, а точніше, дорожньо-будівельного, який знаходився на вул. Tęczowa. Зараз це ліцей № 17 ім. Agnieszki Osieckiej. У перші тижні мого перебування у Вроцлаві я, напевне, звертала увагу на інші речі, ніж зараз. Я точно пам'ятаю, що душпастирський дім, який оточує церкву і монастирський будинок, де я мешкала, був на стадії будівництва, і мої вікна виходили на риштування. Щоранку мене будив галас робітників за вікном. У моїй кімнаті стояла кахельний п’єц, який потрібно було розпалювати. Іноді тітка мене виручала, і я, прийшовши зі школи, заходила в уже теплу кімнату. Завдяки моїй тітці я жила в монастирському будинку безкоштовно, але мала там свої обов'язки. По суботах мені доводилося прибирати сходову клітку, потім мити й полірувати підлоги. Зараз я іноді приходжу до церкви на літургію, яку відправляють монахині, і з сентиментом дивлюся у вікна моєї колишньої кімнати. Зараз там живуть священики. Мені цікаво, як вона змінилась. Напевно, сходи, що ведуть до неї, ті, які я пастувала щосуботи, ті ж самі. Кахельної печі, напевно, вже немає, решта інтер'єру мабуть вже інша, пристосована до потреб священиків, але мені все одно хотілося б колись знову опинитися в цьому будинку і піднятися сходами, по яких я піднімалася кожного дня.

AП: Яким було ваше перше враження, коли ви вперше приїхали до Вроцлава і побачили околиці пл. Грунвальдської?

М: Тоді я не приділяла особливої уваги архітектурі простору. Коли я приїхала сюди, я була пригнічена своєю складною ситуацією, в якій опинилася. Обставини мого приїзду були непростими, адже через кілька днів після мого приїзду до Вроцлава померла моя мама, тому я пам'ятаю багато стресу з того часу. Зрештою, мені тоді було лише 15 років. Втративши маму, я водночас зіткнулася з новою школою, а перехід з початкової школи в маленькому містечку до середньої школи у великому місті був значною різницею і справжнім стрибком. Тому моя основна увага тоді була зосереджена на навчанні, і я не досліджувала місцевість, де я жила, так активно.

001 14 ulica sklodowskiej curie widok od ul szczytnikciej s

AП: Як довго Ви мешкаєте тут, на площі Грунвальдській?

М: Сім років я прожила в монастирському будинку. Спочатку, мешкаючи тут, я закінчила технікум, про який вже згадувала, потім зробила річну перерву в навчанні і працювала в лікарні, тут неподалік, на вулиці Kasprowicza, в дитячому відділенні. Потім вирішила навчатися на педагогічному факультеті у Вроцлавському університеті. Після вищезгаданого року, я вступила саме на цю спеціальність, попередньо склавши вступні іспити. Після першого курсу знайшла квартиру на Sępolno. Це був хороший житловий масив, де я прожила до закінчення навчання. У мене залишилися теплі спогади про це місце. Там я познайомилась з багатьма своїми друзями, навіть з тими, у кого я гостювала, і кого, на жаль, вже немає серед живих. Досі відвідую їхні могили. Протягом студентських років я зіткнулася з багатьма вартісними подіями.

АП: А чи пам'ятаєте Ви, як змінювався простір на Площі Грунвальдській впродовж 7 років вашого життя там?

М: Мушу зізнатися, що в перші роки мого перебування у Вроцлаві, які якраз і були пов'язані з Площею Грунвальдською, я не дуже часто просто так прогулювалася. Зосередилася на навчанні і, як я вже згадувала, на допомозі сестрам монахиням. Прасувала білизну, іноді готувала їжу. Проте, я точно пам'ятаю, що весь Вроцлав колись був сірим. Тоді я цього не помічала, все було так, як було. Проте з часом, коли все більше і більше кам'яниць, спочатку на площі Ринок, почали реставрувати, тільки тоді цей колір і їхня краса стали помітними. З Площі Грунвальдської я добре пам'ятаю продуктову крамницю „Jagna”, якої вже не існує. Вона була розташована навпроти душпастирського будинку, треба було лише перейти через жваву дорогу [грунвальдську вісь (oś grunwaldzką)]. Поруч було поштове відділення, яке також зникло звідти. У продуктовому я купувала свої улюблені солодощі. Поруч був ще один, також значущий магазин, „Artur”. Там я купила свої перші комплекти постільної білизни. Іноді я гуляла вулицями Грунвальда. Зазвичай я доходила до вул. Nowowiejska, де я зараз живу, відколи вийшла заміж, у квартирі, яку ми з чоловіком успадкували від його батьків. Переїзд на цю вулицю став для мене поверненням на свою землю. Крім того, наш офіс Товариства допомоги святого брата Альберта [Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta], де я працюю, перемістився до Tarnogaj тут, на вул. Skłodowskiej-Curie, тож я відчуваю подвійну прив'язаність до цієї частини міста. Крім того, пам'ятаю, як на нинішньому кільці Reagana була площа, де можна було купити товари польських, але також і закордонних виробників.  Там, у 1990 році, якщо бути точною, я купила собі перший набір столових приборів, як тоді казали, „від росіян”. На сьогоднішній день у мене збереглося кілька з них, з гравюрами, написаними кирилицею. Залишилася одна маленька ложка і майже всі інші елементи. Їм вже 33 роки і вони в дійсно чудовому стані, що свідчить про якість їх виготовлення. Як я вже згадувала, з часом я переїхала до Sępolno, потім до інших місць, трохи блукаючи по Вроцлаву, поки не оселилася на вул. Nowowiejska, але з'являлася на Площі Грунвальдській. З часів навчання в університеті я пам'ятаю шатро „Goliat”. Туди я теж часто заглядала і робила покупки.

АП: Ви згадували про своє повернення в околиці Грунвальдської площі, якщо б не той факт, що ви з чоловіком були власниками квартири від батьків, чи хотіли б ви також жити в цьому мікрорайоні в той час?

М: Не знаю. Через те, що я часто змінювала місце проживання протягом багатьох років, мені завжди було легко адаптуватися до кожного з місць, де я знаходила житло. У кожному з них я намагалася створити дім. Тому мені всюди було і є добре. Навіть зараз, нещодавно, коли ми робили ремонт у квартирі на вул. Nowowiejska, ми переїхали на час ремонту до квартири бабусі та дідуся мого чоловіка в мікрорайоні Krzyki [Кшикі] і за 5 місяців я встигла настільки звикнути до цього місця, що мені там дійсно було дуже затишно. Мушу визнати, що тут мені іноді заважає гамір. Мій чоловік живе на вулиці Nowowiejska від 40 років й напевно, настільки звик до галасу і метушні, що не звертає на неї жодної уваги. Я, після кількамісячної перерви, відвикла від цього, і спочатку чула кожен трамвай, що проїжджав вулицею. Зараз знову звикаю до шуму. Думаю також про інші аспекти та цінності, пов'язані з цією квартирою, і одним з них, безумовно, є той факт, що вона є сімейною спадщиною. До речі, ми досі наводимо тут лад і вкладаємо в це душу.

АП: Якими є інші аспекти життя в мікрорайоні Площа Грунвальдська? Що цінного є у цьому місці для його мешканців?

М: Для мене важливо те, що, живучи на вул. Nowowiejska ми належимо до салезіянської парафії [parafia salezjańska], тому я маю нові стосунки з салезіянами [Salezjanami], з якими я розпочинала своє життя у Вроцлаві. Приїхавши до міста, я долучилася до цієї спільноти, приєдналася до руху „Оазис” і їздила з ними на різні реколекційні зустрічі, тому салезіяни мені дуже близькі, тому через почуття сентименту, близькість з ними для мене важлива. Радію також, що на вул. Nowowiejska Едити Штейн, я багато читала про цю святу і вона мені дуже близька. Мені вдалося потрапити на екскурсію по її будинку. Цінністю Площі Грунвальдської, безумовно, є красивий Грунвальдський міст [Most Grunwaldzki], колишній Імператорський міст, а також те, що тут можна прогулятися вздовж Одри. Неподалік знаходиться ще один чудовий міст - Звєжинєцкі [Most Zwierzyniecki], за ним розташований зоопарк. Недалеко звідси і до Sępolno. Думаю, що це вдала локація, і варто поселитися в цих околицях. 

most grunwaldzki wroclaw 7062219

АП: Ви згадали жваву кільцеву розв'язку Reagana, а перед тим - ринок, який знаходився зовсім поруч. Як Ви відреагували на цю серйозну зміну простору мікрорайону - коли спочатку прибрали базарну площу, а згодом побудували кільцеву розв'язку, яка є великим транспортним вузлом, та торговельний центр?  

М: Все це відбувалося такими швидкими темпами, що я подумала: ось як має розвиватися це місто, і ми не маємо на це ніякого впливу. Особисто я воліла б, щоб колишній базар залишився. Поруч також був кіоск, де продавали легендарні трубочки з заварним кремом. Створення кільцевої розв'язки Reagana безумовно, стало для мене кардинальною зміною. Воно вносило чимало гамору в це місце, не було притулку тиші.

АП: Тобто раніше на Грунвальдській площі було тихіше?

М: Так, було набагато тихіше. Тут можна було гуляти. Тим не менш, я розумію, що це було потрібно з різних причин. 

АП: Якими були ваші улюблені місця в цій околиці, ще до цих змін? Куди Ви любили ходити?

М: Як я вже згадувала, коли прогулювалась, то зазвичай йшла в напрямку вулиці Nowowiejskiej, але також часто проходила через cусідні, ще на той час, для мене околиці Вроцлавського технологічного університету, аж до Звєжинєцького мосту [Most Zwierzyniecki].  Любила гуляти вздовж Одри, особливо в районі Інституту хімії. Коли я була на першому курсі університету, я ходила на пари до інституту на вул. Kuźniczej, просто гуляла через вул. Joliot-Curie, а потім переходила через міст Миру [Most Pokoju] і йшла вздовж Національного музею. Саме за таким маршрутом я ходила на заняття. 

АП: Мальовничо...

М: Дуже! Мені дуже добре мандрувалось цим шляхом.

АП:Чи є у вас зараз улюблені місця у мікрорайоні?

М: Люблю неподалік розташований парк Щитніцкі [Park Szczytnicki]. Ми з чоловіком любимо ходити в район вул. Bujwida, тому що саме там я ходила на душпастирське служіння. Так чи інакше, саме там я познайомилася зі своїм чоловіком, тож нам подобається там гуляти. Ми також полюбляємо гуляти вздовж Одри, настійно рекомендую. Мені подобається Грунвальдський міст, але не як місце для прогулянок, через величезний рух і гамір, що переповнює його. Місця по той бік Одри також є для мене цікавими, хоча вони вже не є частиною мікрорайону, але знаходяться поруч. Дуже люблю околиці Національного музею,  також парк Словацкєґо [Park Słowackiego]. Це доволі усамітнені місцини зі своєрідною атмосферою. 

АП: Ви любите згадувати про парки та прогулянки вздовж Одри, тож природа, вочевидь, відіграє для вас важливу роль, тому я хотіла запитати, що Ви думаєте про зелені насадження на Площі  Грунвальдській? Чи достатньо їх?

М: Якби у мене було таке бажання, я б хотіла, щоб у цьому мікрорайоні організували якийсь сквер або парк, тому що цієї природи тут трохи не вистачає. 

АП: Які ще зміни можна було б здійснити на території житлового масиву?

М: Окрім збагачення цього простору зеленню, я зараз не можу придумати нічого іншого. Гадаю, що якщо створювати якісь зелені парки чи сквери, то варто було б поєднати їх, наприклад, з тренажерним залом під відкритим небом. Таке обладнання та такі спортивні об'єкти були б тут дуже доречними. Я вітаю зміни, які відбуваються, і те, що на вул. Wyszyńskiegoз'явився Центр місцевої активності. Мені б дуже хотілося якось долучитися до його діяльності. 

296162576 578296143946131 5272237364127166550 n

АП: На вашу думку, чи потрібні такі місця, як Центри місцевої активності?

М: Звісно. Я прихильниця таких місць. Коли я мешкала на Площі Грунвальдській, то ходила до читальні на вул. Sienkiewicza, а це означає, що мені треба було пройти шматок дороги. Мені подобалося користуватися цим місцем і читати за розставленими в ньому столами. Зараз на місці цього читального залу знаходиться „Żabka”. Прикро, що таких читальних залів і взагалі місць, де можна почитати в тиші, і це не обов'язково бібліотеки, стає все менше і менше. 

АП: А чи відбувалися якісь цікаві місцеві події та ініціативи на території мікрорайону, коли ви навчалися в школі чи університеті? 

М: Не пригадую і не думаю, що брала участь у подібних заходах. 

АП: Чи були якісь події на Площі Грунвальдській, які Ви особливо запам'ятали або які, можливо, мали вплив на ваше життя?

М: Не пригадую нічого настільки вражаючого, що я переживала би на власному досвіді. 

АП: А як взагалі виглядало і виглядає життя в мікрорайоні зараз? Якими є сусідські стосунки? Чи змінилися вони також за ці роки?

М: Я багато-багато років винаймала житло, здебільшого в багатоквартирних будинках, тож тепер маю змогу порівняти, як було жити в такому десятиповерховому будинку з чотириповерховою кам'яницею, в якій мешкаю зараз. І звісно, є певна різниця. Є щось більше, ніж просте „доброго ранку”, є більше взаємної зацікавленості. Наприклад, нещодавно сусід, мешканець четвертого поверху, який раніше був знайомий з батьками мого чоловіка, прийшов подивитися на нашу квартиру після ремонту. Гадаю, що в блоках так не було. Там була більша анонімність. Я навіть не знала мешканців на рівні „доброго ранку” або й взагалі не знала, бо інколи не розрізняла, хто з них житель, а хто приїжджий. Тут, однак, все інакше. Тут ми більше знаємо один одного і це має для мене велику цінність, тому що я зростала в сільській місцевості, де будинки не зачинялися щодня. Сусіди ходили один до одного в гості без попередніх оголошень чи зустрічей, часто, щоб щось позичити, бо до найближчої крамниці було щонайменше сім кілометрів. 

АП: Ви ніколи не думали про переїзд з Вроцлава? 

М: Поки що ні, тому що мій чоловік все своє життя був пов'язаний з цим місцем, тому йому тут було добре, і я сподіваюся, що йому буде добре і надалі. Однак ми думаємо про якийсь будинок для відпочинку (domek letniskowy), тому що ми обоє любимо природу. Ми не полюбляємо проводити час у центрі міста, або навіть ходити на каву чи до ресторану. Ми воліємо ходити в ліс, любимо тишу. Однак, можна помітити, що чим старшою стає людина, тим більше вона повертається в дитинство, а моє дитинство було оазисом миру і спокою. Тим не менш, я ціную життя в цій місцевості. Все близько, до того ж я живу всього в 5 хвилинах їзди на трамваї від роботи. Радію також, що є районні крамнички, де я люблю купувати доброї якості продукти. Можливо, таких торгових точок не так багато по всьому житловому масиву, особливо навколо самої Грунвальдської площі, але в нашому кварталі вони є, і я дуже з цього задоволена. Тут у мене є все, що мені потрібно, в межах зручної досяжності. 

АП: Чи з роками кількість такого типу магазинів зменшилася? 

М: Так, у цьому можна не сумніватися, хоча багато магазинів залишилися, наприклад, на вул. Szczytnicka, рибний магазин, де все ще є хороші продукти, або магазини на вул. Ładnej, з одягом, галантереєю. Я пам'ятаю їх ще зі студентських часів і рада, що вони залишилися. Хай вони будуть якомога довше. 

АП: Чи є місця, які зникли з простору мікрорайону, за якими ви сумуєте або згадуєте з теплотою? 

М:  Не стало продуктової крамниці, про котру я згадувала на початку розмови, і магазину „Артур”, де продавали постільну білизну, рушники, порцеляну. Магазинів більше немає, натомість з'явилися торговельні центри. На вул. Polaka була взуттєва крамниця, яка, на щастя, збереглася. Тож це не змінилося. Те, що зазнало змін - університетські кампуси, котрі розширилися завдяки новим будівлям. Без сумніву, цю частину мікрорайону це повністю змінило. Досі пам'ятаю, що тут неподалік, кондитерська на вул.  Curie-Skłodowskiej, над якою висить вивіска „Cukiernia z tradycją” („Цукерня з традицією”), була „Cukiernia pod Trumienką” („Цукерня під труною”). Змінилася лише назва, але смачні булочки та рогалики залишилися. Мені здається, що на території мікрорайону збереглося чимало вартісних місць, що, безумовно, дуже втішає. 

АП: Ви зазначили, що завдяки університетському кампусу змінилося „обличчя” мікрорайону. А як він виглядав раніше? 

М: Передусім, на території університетського містечка було багато вільного місця. Вступні іспити я складала в Інституті хімії. Там я писала свої екзамени і пам'ятаю, що там по окрузі можна було гуляти в тиші. Це була хороша, рекреаційна місцина.

marcin szczygiel 28

АП: Сумуєте за його колишнім виглядом?

М: Я визнаю той факт, що відбулися зміни. Можливо, трохи прикро, що він так забудований, але зрозуміло, що у всіх різні уподобання. Мені подобається природа і тиша, але важливо відзначити, що з розбудовою місця студенти тепер мають кращу інфраструктуру. 

АП: Студенти. Чи завжди Площа Грунвальдська була таким академічним місцем, заповненим молодими людьми?

М: Тут завжди можна було зустріти студентів, але не в такій кількості, як сьогодні. У цьому відношенні Площа Грунвальдська також змінилася. Однак це завжди був студентський простір. Молодь також жила в гуртожитках на території мікрорайону. Сама я часто відвідувала своїх друзів, які жили в гуртожитках „Dwudziestolatka” або „Kredka” i „Ołówek”. Студенти політехніки, натомість, жили в „Tekach”. Деякі з моїх подруг знімали кімнати в гостьових будинках, також на території житлового масиву. Один з них мешкала у комплексі „Sedesowcy”, і я пам'ятаю, що квартири в цих багатоповерхівках були надзвичайно маленькими. Проте зараз кількість студентів майже непорівнянна з тим, якою вона була раніше.

АП: На вашу думку, це є позитивною зміною?

М: З одного боку, цей натовп інколи втомлює мене, бо коли я після роботи йду на найближчу зупинку „Клініки”, мене часто вражає кількість молодих людей. Я часто обираю прогулянку замість того, щоб чекати в тисняві. З іншого боку, це ознака того, що університети Вроцлава розвиваються, і навчальні курси, які вони викладають, приваблюють студентів, що, безумовно, є позитивною цінністю. 

АП: Яке місце чи будівлю Ви вважаєте іконою мікрорайону?

М: Мені здається, що „Седесовці” [Sedesowce] є таким особливим місцем, хоча особисто для мене - це пасторальний будинок на Plac Grunwaldzki, де я провела свої молоді роки у Вроцлаві, є іконою цього місця. Щоразу, коли чую „Грунвальдська площа”, одразу повертаюся думками і серцем до цього місця, де прожила свої найчарівніші сім років. 

АП: Чим для вас є Площа Грунвальдська?

М: Безумовно, це місце асоціюється з переломним моментом у моєму житті. Саме тут я опинилась у віці 15 років і пережила прекрасні роки ранньої юності, чудовий період навчання, а тепер знову наступний етап мого життя. Площа Грунвальдська назавжди залишиться в моїй пам'яті місцем, де формувалося моє життя і де відбулося багато цінних моментів. 


"Площа Грюнвальдська - нерозказана історія" - це проект, реалізований Фондом історії міста Ладнє завдяки фінансовій підтримці Фонду EVZ в рамках програми "local.history". #За підтримки Фонду EVZ

Projekt „Centrum Aktywności Lokalnej Plac Grunwaldzki OD NOWA” jest współfinansowany ze środków Gminy Wrocław.

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Polityka prywatności.
Plac Grunwaldzki OD NOWA