Martyna Dziakowicz
Aleksandra Podlejska: Pracujesz w akademickim Radiu LUZ, czy to właśnie ono połączyło Cię z osiedlem Plac Grunwaldzki?
Martyna Dziakowicz: Nie tylko. Mieszkam na tym osiedlu i nie ukrywam, że posiadanie pracy tak blisko domu jest bardzo wygodne. Zamieszkałam tutaj w 2018 roku. Wcześniej wynajmowałam mieszkanie na ulicy Gdańskiej, a więc też w okolicach Grunwaldu. Nie jestem z Wrocławia i moja przeprowadzka wiązała się z rozpoczęciem studiów. Miałam wtedy zajęcia na Placu Grunwaldzkim. Kiedy tu zamieszkałam, w ogóle nie odwiedzałam „drugiej strony” osiedla, czyli samej osi grunwaldzkiej z rondem Reagana. Miałam wrażenie, że jest to przedziwna „otchłań”, która wciąga ludzi, że jest tam tak duży ruch i tłok, który wolałam omijać i uciekałam od niego w stronę katedry. Przez parę lat tak sobie dookoła serca Placu Grunwaldzkiego krążyłam, aż trafiłam w miejsce, w którym mieszkam teraz. Znalezienie tego lokum zbiegło się w czasie z początkiem pracy. Przeprowadziłam się i stwierdziłam, że skoro tak blisko jest takie miejsce jak Radio LUZ, to może warto spróbować. Na początku był to wolontariat, a potem przerodził się w pracę na pełny etat.
Nazwałaś plac Grunwaldzki „otchłanią”, czyli można powiedzieć, że odebrałaś to miejsce jako bardzo dynamiczne i wielkomiejskie?
Tak, zdecydowanie. Wcześniej, zanim przeprowadziłam się do Wrocławia, przyjeżdżałam tutaj na różne zajęcia i Grunwald zawsze był dla mnie żywym, pełnym ruchu centrum miasta.
Dalej odbierasz tak tę przestrzeń, czy już nie jest ona dla ciebie niebezpieczną czeluścią?
Niebezpieczną nie, w ogóle. Mieszkałam w różnych miejscach i wieczorami bywało różnie, natomiast tutaj jest inaczej. Czuję się tu bezpiecznie. Oswoiłam się też bardziej z placem i rondem Reagana. Kiedy już zaczęłam z nim obcować i powoli poznawać to okazało się, że nie taki diabeł straszny i wcale nie są to czeluści. Przywykłam do tego ruchu, co zauważyłam, kiedy przyjeżdżający do mnie z innych części Wrocławia albo spoza miasta znajomi, wysiadając na Moście Grunwaldzkim, dziwią się, jak można żyć w takim zgiełku. Dla mnie to już jest zupełnie normalne, ten ciągły pęd, przejeżdżające tramwaje, samochody, mnóstwo ludzi. Wysiadam na przystanku i wiem, że jestem u siebie.
Czy mieszkając tutaj zainteresowała Cię w jakiś sposób historia tego miejsca i to jak się zmieniało?
Odkryłam ją niedawno dzięki inicjatywie Placu Grunwaldzkiego OD NOWA, wspomnieniom mieszkańców i również dzięki rozmowom na antenie naszego radia. Z ciekawości sięgnęłam do zdjęć pokazujących jak wyglądała przebudowa Placu i osi grunwaldzkiej, budowa Pasażu Grunwaldzkiego. Kiedy czytałam i słuchałam opowieści o tym, jak żyło się w tym miejscu kilkadziesiąt lat temu to zrozumiałam, że było to zupełnie inne osiedle.
A czy sama, mieszkając tutaj już kilka lat, zauważyłaś pewne zmiany w tej przestrzeni?
Dużo się tutaj dzieje. Widziałam to z okien moich instytutów. Patrzyłam jak budynki rosły w oczach. Jestem w stanie powiedzieć nawet, które budynki zdążyły powstać tylko w czasie moich studiów. Na przykład kompleks, który powstał przy Wydziale Biotechnologii jest jednym z takich obiektów. Teraz nie jestem w stanie sobie nawet przypomnieć co było tam wcześniej, ale wydaje mi się, że był to dość płaski i pusty teren. Kiedy miałam zajęcia przy ulicy Sienkiewicza, na co dzień widziałam z okna, jak powstawały nowe budynki. Teraz sklepy i restauracje znalazły tam swoje miejsce. Widać, ze wszystkie wolne miejsca i place bardzo szybko zapełniają się tutaj kolejnymi budynkami. Wolna przestrzeń na Grunwaldzie nie pocieszy się długo wolnością.
Czyli jest dynamicznie?
Jest bardzo dynamicznie.
A czy tak samo dynamicznie jest z różnymi lokalnymi inicjatywami?
Jako studentka chyba nie interesowałam się takimi rzeczami, ale też nie słyszałam o żadnych inicjatywach. Miałam wrażenie, że to raczej ludzie mieszkający na obrzeżach miasta mają w sobie większą chęć działania i poczucie, że trzeba coś zrobić. Być może dlatego, żeby poczuć się częścią miasta. Dlatego własnie o grupach osiedlowych z przedmieść faktycznie słyszałam, tutaj niekoniecznie. Wydawało mi się też, że młodzi ludzie, studenci stąd uciekają. Są tutaj na chwilę, zrobią to co mieli do zrobienia i wracają do siebie. Myślę, że tak dzieje się również dlatego, że choć powstaje na Placu Grunwaldzkim tak wiele nowych budynków, to wciąż brakuje miejsc typowo studenckich. Przyglądam się temu teraz, nie będąc już studentką i widzę, że jeśli faktycznie istnieje jakieś fajne miejsce, to cenowo nie jest ono przystępne dla studenta. Sama, jeśli chcę zabrać kogoś na posiadówka jedzeniową, to nie zabieram go tutaj na Grunwald, bo nie mam tutaj swoich ulubionych miejsc. Może poza słodkimi. Cukiernie i lodziarnie na osiedlu, czy ogólniej, miejscówki nastawione na słodycz, są godne i uwagi, i pochwały.
Czyli brakuje na Grunwaldzie szerszej oferty gastronomicznej?
Tak, zdecydowanie. Myślę, że potencjał wielu miejsc jest w tej kwestii niewykorzystany. Choćby sama esplanada przy Manhattanie. Są tam pewne miejsca, ale raczej nie zachęcające. Na studenckie wypady między zajęciami, czy po zajęciach jak najbardziej, ale żeby posiedzieć dłużej i miło spędzić czas to już niekoniecznie.
Czego jeszcze brakuje na osiedlu?
Tramwaju wodnego! Bardzo mnie cieszy, że padł taki pomysł i jest omawiany na konsultacjach społecznych. Kiedy przeprowadziłam się tutaj z przyjaciółkami, które musiały dojeżdżać w okolice Rynku to zawsze śmiałyśmy się, że przydałaby się mała, prywatna łódka, żeby szybko i sprawnie się tam dostać, ponieważ komunikacją miejską nie było to możliwe bez przesiadki. A bliskość Odry jest bardzo zachęcająca i tylko kusi, żeby z niej korzystać. Dlatego uważam, że tramwaj wodny to super pomysł! Cieszę się, że ludzie tak myślą i jak najbardziej jestem za. Poza tym brakuje mi na Placu Grunwaldzkim terenów zielonych. Liczymy się z tym, że kiedy powstają nowe budynki to zabierają one zieleń na rzecz maleńkich, obudowanych skwerów, które niby są, ale jakby ich nie było. Mówiąc o zieleni i naturze to bardzo brakuje mi w okolicy warzywniaków. Wiem, że jest kilka ukrytych, ale po drugiej stronie Placu Grunwaldzkiego i są mi po prostu nie po drodze, dlatego uważam, że super byłoby gdyby pojawiło się więcej takich miejsc. Czytałam wspomnienia i wypowiedzi mieszkańców tego osiedla i wiem, że kiedyś w miejscu pasażu był namiot Goliat. A ja sama jestem człowiekiem targowiska i w dzieciństwie, w moich rodzinnych stronach wyprawy w takie miejsca były swego rodzaju kulturowym eventem! Ludzie się spotykali z jednej strony, żeby zrobić zakupy, a z drugiej, żeby spotkać się z ludźmi, wspierać lokalnych, znanych sprzedawców. Myślę, że to było świetne.
Czyli dobrze, gdyby odradzały się na osiedlu lokalne sklepy.
Tak. Ja jestem za powrotem do czasów sprzed wielkich galerii handlowych i do doceniania lokalnych miejsc, sklepów i biznesów. Widzę też, że coraz więcej ludzi odczuwa taką potrzebę i stają się coraz bardziej świadomi problemów konsumpcjonizmu. Po części robi się też moda na pewien „powrót do korzeni”. I dobrze.
Powiedziałaś też, że brakuje Ci na Placu Grunwaldzkim zieleni. Czy dostrzegasz jakieś miejsca z potencjałem, które mogłyby dostarczyć mieszkańcom wiecej zieleni?
Podwórka są na pewno takim istotnym miejscem i cieszy mnie to, że one zaczynają żyć. O ich rewitalizacji również rozmawialiśmy na konsultacjach i są pomysły na to, co z nimi zrobić. Bardzo chciałabym, żeby przy budynkach, które powstają obecnie wygospodarowano więcej miejsc zielonych. W ostatnim czasie bardziej świadomie zaczęłam przyglądać się budynkom, które mijam i cieszę się, że powoli są one odnawiane. Bardzo lubię spacerować Wybrzeżem Wyspiańskiego wzdłuż Odry, a także przez skwer Ireny Sendlerowej i patrzeć na znajdujące się tam kamienice. Bardzo doceniłam czas pandemii, kiedy te miejsca były spokojne i opustoszałe. Z jednej strony było to trochę przykre doświadczenie, kiedy brakowało ludzi, ale z drugiej można było wtedy odetchnąć i zaznać spokoju. Miałam wrażenie, że same ulice miały wtedy okazję pooddychać głęboko. Wtedy również poczułam się w tym miejscu jak jego mieszkanka, a nie studentka, która jest tu tylko na chwilę.
Spacerując po Grunwaldzie odnalazłaś na nim swoje ulubione miejsca?
Lubię spacerować sobie przy granicach osiedla. Spaceruję często od mostu Grunwaldzkiego wzdłuż Wybrzeża Wyspiańskiego do mostu Zwierzynieckiego. Kiedy odwiedzają mnie znajomi spoza Wrocławia to zazdroszczą mi takiej trasy spacerowej w pobliżu mieszkania. Lubię bardzo Most Zwierzyniecki nocą. Ma on niesamowity klimat. W ostatnim czasie odkryłam również Wybrzeże Pasteura, gdzie również są piękne budynki. Tak jak już wspomniałam, lubię stare kamienice Wybrzeża Wyspiańskiego, ulic Smoluchowskiego, Łukasiewicza. Niektóre są pięknie porośnięte bluszczem. To też przywodzi dobre wspomnienia.
Wspomniałaś o konsultacjach społecznych, w których brałaś udział, czy uważasz, że warto angażować się w takie inicjatywy?
Tak i bardzo się cieszę, że możemy wspierać takie działania jako Radio LUZ. Wiem, że słuchają nas nie tylko mieszkańcy Grunwaldu i studenci i cieszę się, że możemy pokazać szerszemu gronu, co się u nas dzieje, a widać ewidentnie, że dzieje się coraz więcej. Obserwuję takie miejsca jak Plac Grunwaldzki OD NOWA i cieszę się, że działają, a jeszcze bardziej, kiedy widzę i słyszę, jak dużo ludzi chce działać. Najważniejsze, że nie tylko sami organizatorzy chcą się angażować i animować, ale przede wszystkim społeczność, której cały czas przybywa.
A jak jest z różnymi kulturalnymi rozrywkami na osiedlu?
Wydaje mi się, że jest potencjał w ludziach, którzy tu mieszkają, studiują i pracują, ale chyba nadal jest niewykorzystany. Podobne pytanie zadaliśmy sobie kiedyś w radiu. W LUZIE jest wiele osób zajmujących się muzyką klubową, z którą chcą wychodzić poza mury radia, czyli budynku C8 na Politechnice Wrocławskiej. Żeby tę wizję zrealizować, najcześciej szukają miejscówek poza Grunwaldem. Czyli paradoksalnie radio, które swoją siedzibę ma w centrum miasta i któremu inne stacje mogą tylko zazdrościć, eventowe szuka sobie miejsc poza tym obszarem. Chciałabym, żeby w przestrzeni osiedla odbywało się więcej koncertów, ale wydaje mi się, że niestety nie mamy jeszcze takiego miejsca, które byłoby na tyle wielofunkcyjne.
Mówiłaś, że sporo studentów stąd ucieka. Dlaczego ty zostałaś?
Na pewno mieszkanie, które teraz wynajmuję jest w dobrym miejscu, więc to mnie trzyma, bezapelacyjnie, ale samo położenie Placu Grunwaldzkiego też bardzo mi odpowiada. Tak jak wspominałam na początku, od momentu, kiedy przyjechałam do Wrocławia na studia to krążyłam cały czas wokół Grunwaldu. Myślę, że jeśli chodzi o komunikację to Plac Grunwaldzki jest we Wrocławiu bezkonkurencyjny. Dla mnie ważne jest również to, że do wielu miejsc można dojść pieszo. Jest to dobry punkt startowy wielu spacerów i wycieczek, tych bliższych, i dalszych.
Niniejszy wywiad został przeprowadzony w ramach projektu „Plac Grunwaldzki OD NOWA – pracownia edukacji kulturowej”, który Fundacja Ładne Historie zrealizowała dzięki dofinansowaniu z Gminy Wrocław.