od_nowa

Handel w kamienicach

Joanna Mielewczyk

[ПРОКРУТИТИ ВНИЗ ДЛЯ УКРАЇНСЬКОЇ ВЕРСІЇ]

[SCROLL DOWN FOR ENGLISH]

„Kajzerki z Piastowskiej, spadochroniarki, wróżka i gruzy – okolice placu Grunwaldzkiego w opowieściach mieszkańców wrocławskich kamienic”.

Doktor Dziulikowska, specjalistka od chorób skórnych i wenerycznych, przyjmowała w 1946 roku kamienicy przy Curie-Skłodowskiej 46. Mieszkaniec czynszówki numer 42, przy tej samej ulicy, ogłaszał w prasie, że „sprzeda większą ilość flaszek lemoniadowych”.

Też przy Curie-Skłodowskiej pod koniec lat 40.przyjmował fryzjer, którego jako dziecko odwiedzał Jan Świątkowski. Wcześniej był sąsiadem Świątkowskich we Lwowie.

Przy Piastowskiej 29 był krawiec, przy 36 - „Nowa apteka” pełniąca także nocne dyżury. Pod numerem 22 w 1945 roku tato Leszka Marczyńskiego, Franciszek, mistrz cechowy, otworzył piekarnię. 

Podczas gdy główny handel w powojennych latach na placu Grunwaldzkim związany był z szaberplacem, usługi lokowały się w kamienicach. I te miejsca mogli obserwować bohaterowie audycji „Kamienice”, pierwsi, powojenni mieszkańcy Wrocławia

---

Wystarczy zajrzeć do „Pioniera” powojennej gazety ukazującej się najpierw w Legnicy, później już we Wrocławiu, żeby zauważyć, gdzie pojawiały się pierwsze, polskie zakłady usługowe. Wcale nie w okolicach placu Grunwaldzkiego. Ten, zniszczony budową lotniska, z pokamienicznymi gruzami, nie dawał szansy na szybkie uruchomienie sklepów. Wyburzona przestrzeń natomiast nadawała się idealnie na wielkie targowicko, szaberplac, na którym dawni mieszkańcy wyprzedawali dobytek, by przeżyć, a nowi – kupowali niezbędne rzeczy, pozwalające się w mieście ukorzenić. Podczas gdy większość sklepów lokowała się w kamienicach w okolicy dawnej ulicy Stalina, dzisiejszej Jedności Narodowej, na plac, między mostami Grunwaldzkim i Szczytnickim, donoszono używane mienie, porcelanę, meble z kamienic i dowożono produkty żywnościowe z podwrocławskich wsi. Gospodynie trzymały je w koszach, na uprzątniętym już placu, między kikutami kamienic. Pamięta to dokładnie Leszek Marczyński, syn piekarza, który przez plac chodził do szkoły:

„Na te panie, przyjeżdżające z wiosek z różnymi produktami, mówiłem „spadochroniarki”. W prześcieradłach, zarzuconych na plecy, miały mleko, jajka i sery”.

Leszek Marczyński pamięta też do dziś smak wypiekanych przez tatę kajzerek w piekarni przy Piastowskiej 22. Lokal po niemieckim piekarzu zajął ojciec latem 1945 roku, jesienią sprowadził do kamienicy, w której pracował, rodzinę. Franciszek Marczyński przed wojną był piekarzem w Warszawie. 

leszek marczy ski piastowska przed piekarni
Piastowska - przed piekarnią

Tato Grzegorza Stępnia, inspektor szkolny, zamieszkał z rodziną na rogu ulic Nauczycielskiej i Curie-Skłodowskiej. Syn z okien kamienicy oglądał szaberplac i stację benzynową, która znajdowała się przy nim.

„Stacja była prymitywna, z wajchą, którą pompowało się paliwo. Jako dzieci biegaliśmy do pompiarza i błagaliśmy go, żeby tą wajchą pozwolił nam kilka razy ruszyć”. A ten, w przypływie dobrego nastroju, pozwalał. 

Ale jeszcze ciekawszy był widok z drugiej strony kamienicy przy Nauczycielskiej. 

„Znajdowała się tam olbrzymia sterta gruzu. Połamane płyty żelbetowe, niezwykle trudne do usunięcia. Dokładnie pamiętam, gdy pewnego dnia prace rozbiórkowe zostały przerwane, teren otoczyło wojsko i wywiozło ciężarówkami coś z gruzów. Plotka potem krążyła, że przed wojną był tam bank”.

Budynek, na którego gruzy patrzył z okien Grzegorz Stępień, był rzeczywiście przed wojną imponujący. Mieściło się w nim Archiwum Państwowe. Po wojnie, zanim jeszcze w tym miejscu stanęły zaprojektowane przez Jadwigę Grabowską-Hawrylak wieżowce, rozciągał się tu trawnik, na nim gruzy i w tych gruzach mieszkańcy paśli kozy. Genowefa Romaniuk, która z bratem i rodzicami zamieszkała w 1946 roku przy ulicy Nehringa szczególnie wspomina gruzy na rogu Nauczycielskiej i Wrocławczyka. Mieszkanie, w którym ona zamieszkała, było małe: kuchnia z pokojem i nyżą. Woda na korytarzu.

„Nikt nic nie miał, wszyscy byliśmy jednakowo biedni”. – mówiła. – „Po lotnisku było gruzowisko, sadziliśmy potem na studiach drzewa wzdłuż placu Grunwaldzkiego. A gdy gruzy w okolicy już uprzątnięto, tam, gdzie dziś pierwsze akademiki stoją, na wybetonowanym, okrągłym placu, organizowano potańcówki. W każdą niedzielę. Z orkiestrą na żywo”.

jan  wi tkowski przed kamienic
Jan Świątkowski przed kamienicą

Obok, przy Szczytnickiej w 1948 roku zamieszkał późniejszy architekt, Lev Stern. W kamienicy, z której z rodziną musiał wyjechać.

„Ten adres, pierwszy adres w moim życiu: Szczytnicka 51/5, brzmi jak symfonia Beethovena. Szczytnicka 51/5”.

W mieszkaniu przy Szczytnickiej rodzina Sternów mieszkała z dawnymi mieszkańcami Wrocławia. Niemcami. Z Niemcami mieszkała również rodzina doktora Jana Świątkowskiego przy ulicy Łukasiewicza. Świątkowscy przyjechali do Wrocławia ze Lwowa. W dużym mieszkaniu na parterze tato, Stefan prowadził gabinet psychiatryczny, a pokoje zajmowała rodzina i obcy sobie ludzie. W samym mieszkaniu zostały rzeczy po poprzednich mieszkańcach.

„To jest bardzo ciekawa sprawa. Sporo rzeczy zostało. Książki, które są u mojego syna, dla mnie zupełnie nieczytelne. Ale wie pani, mój ojciec miał niemieckich przyjaciół jeszcze ze lwowskich czasów, więc we wrocławskim mieszkaniu mieszkali z nami Niemcy. Nie ci, którzy żyli w nim przed wojną, ale ci, którzy w trakcie wojny się do niego wprowadzili. Pani Elsner z Grodkowa. Państwo Gorkowie, dwoje staruszków. I jeszcze pan, który pracował w gazowni. No i nasza szóstka”.

Jan Świątkowski wyjechał z Wrocławia do Warszawy, Lev Stern wrócił do Wrocławia, kupił mieszkanie w kamienicy, blisko dawnego domu, przy Norwida, ulicy, przy której znajdował się sklep papierniczy, do którego jako dziecko często zaglądał. „Ulica pałaców” – mówi dziś o tej okolicy bogatej w okazałe kamienice.

Blisko dawnego mieszkania Lva Sterna, przy Szczytnickiej 28  przyjmował w 1946 roku stomatolog, przy Norwida – wróżka.

Pari Banu, „jasnowidzące medium w transie” obiecywała w anonsach prasowych, że „opowie dokładnie wszystko” zapraszając do czynszówki przy ulicy Norwida.

jan  wi tkowski kamienica

Pari Banu a właściwie Janina Kozaczewska, która przed wojną przyjmowała w Warszawie, w trakcie była żołnierzem Armii Krajowej, brała udział w powstaniu, od 1946 mieszkała we Wrocławiu. Najpierw wróżyła w hotelu Polonia, później przeniosła się do kamienicy przy Norwida, a gdy w 1949 roku Ministerstwo Sprawiedliwości uznało, że wróżbiarstwo może być oszustwem, a jeszcze wcześniej tematem zajęła się bezpieka, zniknęła. 

Zmieniała się też sytuacja prywatnej inicjatywy. Od 1947 roku wprowadzono nową politykę podatkową: domiary, które zmusiły część przedsiębiorców do rezygnacji z pracy we własnych zakładach. Handel przenosił się do sklepów spółdzielczych.

Dziś nadal na parterach kamienic znajdują się lokale usługowe. Chociaż nie są to już te zakłady, pamiętane przez pierwszych powojennych mieszkańców, to i one są już mocno zakorzenione w świadomości dzisiejszych mieszkańców tych okolic.


Korzystałam z materiałów:

Cytaty pochodzą z książek „Kamienice” oraz audycji „Kamienice” z radia RAM, autorstwa Joanny Mielewczyk.

Zdjęcia: Maciej Lulko i Joanna Mielewczyk


„Plac Grunwaldzki - nieopowiedziana historia” to projekt realizowany przez Fundację Ładne Historie dzięki dofinansowaniu ze środków Fundacji EVZ w ramach programu „local.history”. #SupportedByEVZ



Торгівля в кам’яницях

Йоанна Мєлєвчик

“Кайзерки з Piastowskiej, парашутистки, ворожка та руїни - околиці Площі Грунвальдської в історіях мешканців вроцлавських кам’яниць.”

Доктор Дзюліковська, спеціаліст зі шкірних та венеричних захворювань, приймала у 1946 р. у кам’яниці на вул. Curie-Skłodowskiej 46. Мешканець czynszówki [орендованої квартири] № 42 на тій самій вулиці давав оголошення в пресі, що “продасть велику кількість фляг з-під лимонаду”.

Також на вул. Curie-Skłodowskiej наприкінці 1940-х років працював перукар, до якого в дитинстві ходив Ян Свіонтковський. До того він був сусідом Свіонтковських у Львові.

При вул. Piastowskiej 29 була кравецька майстерня, а при 36 - “Nowa apteka”, яка також мала нічний режим роботи. У будинку номер 22 у 1945 році батько Лєшка Марчинського, Францішек, гільдійський майстер, відкрив пекарню.

У той час, як основна торгівля у повоєнні роки на площі Грунвальдській була пов'язана з szaberplacem [шаберплатцем], у кам’яницях розміщувалися заклади обслуговування. І ці місця могли спостерігати герої програми “Кам'яниці”, перші, повоєнні мешканці Вроцлава.

---

Достатньо зазирнути у “Pionier”, післявоєнну газету, що виходила спочатку в Легніци, а потім вже у Вроцлаві, щоб зрозуміти, де з'явилися перші польські заклади обслуговування. Зовсім не в околицях площі Грунвальдської. Площа, розтрощена під час будівництва летовища, з завалами, не давала жодних шансів відновити роботу магазинів найближчим часом. Зруйнований простір, з іншого боку, ідеально підходив для великого ринку, шаберплацу, де колишні мешканці розпродавали майно, щоб вижити, а нові мешканці купували найнеобхідніше, що дозволило їм вкоренитися в місті. Хоча більшість крамниць були розташовані в кам'яницях в районі колишньої вул. Stalina, нинішньої вул. Jedności Narodowej, на площу між Грунвальдським і Щитніцькім мостами звозили вживані речі, порцеляну, меблі з кам'яниць, а також продукти харчування з ближніх до Вроцлава сіл. Господині тримали їх у кошиках, на вже прибраній площі, між кутками будинків. Лєшек Марчиньскі, син пекаря, який ходив до школи через площу, добре це пам'ятає:

“Я називав цих жінок, які приїжджали з сіл з різними продуктами, “парашутистками”. Вони несли молоко, яйця, сир у простирадлах, перекинутих через спину.”

Лєшек Марчиньскі досі пам'ятає смак булочок кайзерок, які випікав батько в пекарні на вул. Piastowskiej 22. Приміщення, залишене німецьким пекарем, батько зайняв влітку 1945 року, а восени перевіз сім'ю до кам'яниці, де працював. Францішек Марчинські був пекарем у Варшаві до війн.

leszek marczy ski piastowska przed piekarni

Батько Ґжеґожа Стемпня, шкільний інспектор, мешкав із сім'єю на розі вул. Nauczycielskiej та Curie-Skłodowskiej. З вікон будинку його син спостерігав за ринковою площею та заправкою, що знаходилася поруч.

“Заправка була примітивна, з ручкою, за допомогою якої ви качали паливо. У дитинстві ми бігали до працівника станції і благали, щоб він дозволив нам кілька разів покрутити цю ручку.” І він, у припадку доброго гумору, дозволяв.

Але ще цікавішим був вид з іншого боку будинку при вул. Nauczycielskiej. 

“Там була величезна купа уламків. Розбиті залізобетонні плити, які надзвичайно важко було вивезти. Я точно пам'ятаю, як одного дня роботи з розбирання зупинили, територію оточили військові і вивозили щось із завалів вантажівками. Пізніше ходили чутки, що до війни тут був банк.”

Будівля, на руїни якої Ґжеґож Стемпень дивився зі своїх вікон, до війни була справді вражаючою. У ньому містився Державний архів. Після війни, до того, як на цьому місці з'явилися хмарочоси, спроектовані Ядвігою Грабовською-Гавриляк, тут простягалася галявина, на якій лежав щебінь, і в цьому щебені мешканці випасали кіз. Ґеновефа Романюк, яка з братом і батьками переїхала на вул. Nehringa в 1946 році, особливо добре пам'ятає руїни на розі вул. Nauczycielskiej та Wrocławczyka. Квартира, в якій вона жила, була маленькою: кухня з кімнатою і закутком. Вода в коридорі. 

“Ні в кого нічого не було, ми всі були однаково бідні.” - сказала вона. - “Після аеродрому залишилися руїни, пізніше, в коледжі, ми садили дерева вздовж площі Грунвальдcкої.А коли завали в цьому районі були розчищені, на місці, де сьогодні стоять перші гуртожитки, на брукованій круглій площі влаштовували танці. Щонеділі. З живим оркестром.”

jan  wi tkowski przed kamienic

Поблизу, на вул. Szczytnickiej, у 1948 році оселився згодом архітектор Лев Штерн. У помешканні, з якого йому з родиною довелося виїхати.
“Ця адреса, перша адреса в моєму житті: Szczytnicka 51/5, звучить як симфонія Бетховена. Szczytnicka 51/5.”

У квартирі на вул. Szczytnickiej родина Штернів мешкала з колишніми мешканцями Вроцлава. Німцями. З німцями мешкала також родина доктора Яна Свіонтковського на
вул. Łukasiewicza. Сімейство Свіонтковський приїхало до Вроцлава зі Львова. У великій квартирі на першому поверсі тато, Стефан, провадив психіатричну практику, а в кімнатах мешкали члени сім'ї та незнайомі люди. У самій квартирі залишилися речі попередніх мешканців.

“Це дуже цікава справа. Дуже багато речей залишилося позаду. Книги, які є в будинку мого сина, для мене абсолютно нечитабельні. Але знаєте, у мого батька були німецькі друзі ще з львівських часів, тож у вроцлавській квартирі з нами жили німці. Не ті, що жили там до війни, а ті, що переїхали під час війни. Пані Ельснер з Гродкова. Пан і пані Ґорка, двоє стареньких. А також пан, який працював на газовому заводі. А потім нас було шестеро.”

Ян Свіонтковський виїхав з Вроцлава до Варшави, Лев Штерн повернувся до Вроцлава, купив квартиру в кам’яниці, недалеко від свого колишнього будинку, на вулиці Norwida, де знаходилася паперова крамниця, яку він часто відвідував у дитинстві.
“Ulica pałaców” [“Вулиця палаців”] -  каже нині він про цей район, багатий на величні кам'яниці.

Поруч з колишнім помешканням Лева Штерна, на вул. Szczytnicka 28 у 1946 році приймав стоматолог, а на вул. Norwida - ворожка.

Парі Бану, “ясновидиця в трансі”, неодноразово обіцяла в анонімних пресових повідомленнях, що “розповість все”, запрошуючи людей до czynszówki [орендованої квартири] на вул. Norwida.

jan  wi tkowski kamienica

Парі Бану, а точніше Яніна Козачевска, до війни приймала у Варшаві, а під час війни була солдатом Армії Крайової, брала участь у повстанні, жила у Вроцлаві з 1946 року. Спочатку вона ворожила в готелі “Polonia”, потім переїхала до кам'яниці на вул. Norwida, а коли в 1949 році Міністерство юстиції вирішило, що ворожіння може бути шахрайством, а ще раніше цією темою зайнялася служба безпеки, вона зникла.

Змінювалася і ситуація з приватною ініціативою. З 1947 року було запроваджено нову податкову політику: domiary [оподаткування/дискреційний податок], що змусило деяких підприємців відмовитися від роботи на власних підприємствах. Торгівля переходила до кооперативних крамниць.

Сьогодні на перших поверхах кам'яниць все ще працюють заклади обслуговування. І хоча це вже не ті заклади, які пам'ятають перші повоєнні мешканці, проте вони також міцно закріпилися у свідомості сьогоднішніх мешканців цих околиць.


Використані матеріали:

Цитати взяті з книжок “Кам’яниці” та передачі “Кам’яниці” на радіо RAM, авторства Йоанни Мєлєвчик.

Фотографії: Мачєй Люлько та Йоанна Мєлєвчик


"Площа Грюнвальдська - нерозказана історія" - це проект, реалізований Фондом історії міста Ладнє завдяки фінансовій підтримці Фонду EVZ в рамках програми "local.history". #За підтримки Фонду EVZ



Trading in townhouses

Joanna Mielewczyk

“Kaiser rolls in Piastowska St., female parachutists, a fortune teller and ruins - the area around Plac Grunwaldzki in the stories of the inhabitants of Wrocław tenements.”

Dr Dziulikowska, a specialist in dermatological and venereal diseases, was admitted in 1946 to a tenement house at 46 Curie-Sklodowska St. A resident of rented house number 42, in the same street, advertised in the press that he was "going to sell more lemonade flasks”.

Also on Curie-Sklodowska St., in the late 1940s, there was a barber who, as a child, was visited by Jan Świątkowski. He had previously been a neighbour of the Swiatkowskis in Lviv.

There was a tailor's shop at 29 Piastowska St., and a "Nowa apteka” [„New pharmacy”] at 36, which also performed night shifts. At number 22, in 1945 Leszek Marczynski's dad, Franciszek, a guild master, opened a bakery.

While the main commerce in the post-war years in Plac Grunwaldzki was linked to the shaberplatz, services were located in the tenement houses. And these places could be observed by the main characters of the broadcast "Kamienice” ["Tenements”], the first, post-war inhabitants of Wroclaw.

It is enough to take a look at the "Pionier”, a post-war newspaper published first in Legnica and later already in Wroclaw, to see where the first Polish service establishments appeared. Not at all in the areas around Plac Grunwaldzki. This one, ruined by the construction of the aerodrome, with its rubble, offered no chance of getting shops up and running any time soon. The demolished space, on the other hand, was ideal for a large market, a shaberplatz, where former residents sold off possessions to survive, and new residents bought the necessary things to allow the city to take root. While most of the shops were located in tenement houses in the area of the former Stalin Street, today's Jednosci Narodowej, the square, between Grunwaldzki and Szczytnicki bridges, was supplied with second-hand goods, porcelain, and furniture from tenement houses and food products from villages near Wroclaw. The hostesses kept them in baskets on the already cleaned square, between the stumps of the tenements. Leszek Marczynski, the baker's son, who used to go to school across the square, remembers it exactly:

"I referred to these ladies, arriving from the villages with various products, as “parachutists”. They had milk, eggs and cheese in sheets, thrown over their backs.”

Leszek Marczynski still remembers the taste of the Kaiser rolls baked by his father in the bakery at 22 Piastowska St. His father took over the premises left by a German baker in the summer of 1945, and in the autumn he brought his family into the tenement house where he worked. Franciszek Marczynski was a baker in Warsaw before the war.

leszek marczy ski piastowska przed piekarni
Piastowska - in front of the bakery

Grzegorz Stepien's dad, a school inspector, lived with his family on the corner of Nauczycielska and Curie-Skłodowska Streets. From the windows of the tenement, his son would watch the shaberplatz and the petrol station next to it.

"The station was primitive, with a handle that you used to pump the fuel. As children, we would run to the station worker and beg him to let us move a few times with this handle”. And he, in a fit of good humour, would allow it.

But even more interesting was the view from the other side of the building on Nauczycielska Street.

"There was a huge pile of rubble. Broken reinforced concrete slabs are extremely difficult to remove. I remember exactly when the demolition work was stopped one day, the area was surrounded by the army and something from the rubble was taken away in trucks. Rumour later spread that there had been a bank there before the war”.

The building, whose ruins Grzegorz Stepien, was looking at from his windows, was indeed impressive before the war. It housed the State Archives. After the war, before the skyscrapers designed by Jadwiga Grabowska-Hawrylak stood on this place, a lawn stretched here, with rubble on top of it, and in this rubble, the inhabitants grazed their goats. Genowefa Romaniuk, who moved with her brother and parents to Nehringa St. in 1946, particularly remembers the rubble at the corner of Nauczycielska and Wrocławczyka. The flat in which she lived was small: a kitchen with a room and a bed. Water in the corridor.

"Nobody had anything, we were all equally poor.” - she said. - "After the aerodrome there were ruins, we later planted trees along Plac Grunwaldzki at the university. And when the rubble in the area had been cleared up, dances were held where the first dormitories stand today, on a paved round square. Every Sunday. With a live orchestra”.

jan  wi tkowski przed kamienic
Jan Swiatkowski in front of the townhouse

Nearby, on Szczytnicka St., the future architect Lev Stern took up residence in 1948. In the tenement from which with his family he had to leave.

"This address, the first address in my life: Szczytnicka 51/5, sounds like a Beethoven symphony. Szczytnicka 51/5.”

In a flat on Szczytnicka St., the Stern family lived with former residents of Wrocław. Germans. Dr Jan Swiatkowski's family also lived with the Germans on Lukasiewicza St. The Swiatkowski family came to Wroclaw from Lviv. In the large flat on the ground floor, Dad, Stefan ran a psychiatric practice, and the rooms were occupied by family and strangers. The flat itself was left with the belongings of the previous dwellers.

"This is a very interesting issue. A lot of stuff is left behind. The books that are in my son's house, for me completely unreadable. But you know, my father had German friends still from his Lviv days, so we lived with Germans in our flat in Wroclaw. Not those who lived in it before the war, but those who moved in during the war. Mrs Elsner from Grodków. Mr and Mrs Gorkow, two elderly people. And then there's the gentleman who worked at the gasworks. And then there's the six of us.”

Jan Swiatkowski left Wrocław and moved to Warsaw, Lev Stern returned to Wroclaw, and bought a flat in a tenement house, close to his former home, on Norwida, the street where the paper shop was located, which he had often visited as a child. “Street of palaces,” he says today of this neighbourhood rich in stately townhouses.

Near the former flat of Lev Stern, at 28 Szczytnicka St., a dentist was admitted in 1946, and at Norwida Street a fortune teller. Pari Banu, "a clairvoyant medium in a trance” promised in press anons that she would "tell exactly everything” by inviting people to the Norwida St. rental house.

jan  wi tkowski kamienica

Pari Banu, or rather Janina Kozaczewska, who before the war was admitted in Warsaw, during the war was a soldier in the Home Army, took part in the uprising, and since 1946 has lived in Wroclaw. The situation of private initiative was also changing. From 1947 a new tax policy was introduced: surtax, which forced some entrepreneurs to give up working in their factories. Commerce was moving to cooperative shops.

Today, there are still service establishments on the ground floors of the tenements. Although no longer the establishments remembered by the first post-war inhabitants, they too are now firmly entrenched in the consciousness of today's residents of the area.


Used materials:

The quotations are taken from the „Kamienice” books and the „Kamienice” programme from RAM radio, by Joanna Mielewczyk.

Photos: Maciej Lulko i Joanna Mielewczyk


"Grunwaldzki Square - the untold story" is a project implemented by the Nice Stories Foundation thanks to funding from the EVZ Foundation under the "local.history" program. #SupportedByEVZ

Projekt „Centrum Aktywności Lokalnej Plac Grunwaldzki OD NOWA” jest współfinansowany ze środków Gminy Wrocław.

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Polityka prywatności.
Plac Grunwaldzki OD NOWA