od_nowa

Tomasz Sysło

Aleksandra Podlejska: Mieliśmy już okazję rozmawiać na temat Placu Grunwaldzkiego przy okazji jednego z naszych poprzednich projektów. (https://placgrunwaldzki.com/wywiady/tomasz-jakub-syslo) Wtedy poruszaliśmy przede wszystkim kwestie wad i zalet osiedla oraz jego dostępności, a teraz chciałabym skupić się na wspomnieniach dotyczących tego miejsca. Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie związane z Placem Grunwaldzkim?

Tomasz Sysło: Pierwsze wspomnienie dotyczy Manhattanu, który widziałem z okien. Mieszkałem wtedy na dziesiątym piętrze budynku przy ul. Wieczorka, obecnie jest to ul. Wyszyńskiego. Widziałem te wieżowce jako trzylatek i wydawały mi się wtedy zupełnie kosmiczne. Te okrągłe okna… Jakby to była inna planeta. Dziecko wyobraża sobie różne rzeczy. Nie wiem, czy byłem wtedy po  seansie jakiejś bajki science fiction, ale wydawało mi się, że to osiedle to kosmos. Przeprowadziliśmy się na Manhattan w 1987 roku i mieszkałem tam nieco ponad trzydzieści lat. Do 18 roku życia jako osoba pełnosprawna, a później jako osoba niepełnosprawna, zmagająca się z barierami, które rzeczywiście tam występują, a o których pani Grabowska-Hawrylak nie pomyślała. Wydaje mi się, że wtedy, w latach 70., nie myślało się o takich rzeczach podczas projektowania. Całe moje życie było związane z Manhattanem. Bardzo nie lubię, kiedy określa się to osiedle mianem Sedesowców. Manhattan dodaje prestiżu temu miejscu. W każdym przewodniku architektonicznym pojawiają się te wieżowce, więc fajnie było otworzyć jeden z nich i móc powiedzieć: „tutaj mieszkam”. Zresztą wszyscy znajomi, którzy odwiedzali mnie podstawówce, czy w liceum, zawsze byli zachwyceni tymi budynkami i widokiem z okien. Mieszkałem na siódmym piętrze, a moje okna wychodziły na Ostrów Tumski, więc codziennie miałem widok na niesamowity zachód słońca. Niestety przez lata elektrociepłownia przy ul. Łowieckiej wypuszczała okropne nieczystości, więc widać było żółte dymy i czuć było nieprzyjemny zapach. Później, od lat 90. się to poprawiło. Mieszkając na Manhattanie, w lecie słyszałem charakterystyczny dźwięk wydawany przez jerzyki, które w blokach miały mnóstwo gniazd. Przez chwilę miałem kota, który chodził po gzymsach siódmego piętra i próbował złapać jednego z ptaków, ale nigdy mu się to nie udało. Kot często przechodził po gzymsie do sąsiada, który przynosił go do mnie z powrotem. Wzrastaliśmy z drzewami, które rosły wokół osiedla, więc cieszy, że wciąż jest tam dużo zieleni. Gdy gasło światło, wśród sąsiadów, panował fajny zwyczaj, polegający na tym, że każdy wystawiał świeczkę na półpiętrze, ponieważ na klatce schodowej nie było i nie ma okien. Za dzieciaka ganialiśmy się wokół tej klatki. Rodzice wielu z moich znajomych z podstawówki mieli pracownie architektoniczne na samej górze bloków, więc mogliśmy tam wchodzić. Widok na miasto był stamtąd niesamowity. Czasami wpuszczali nas także na taras, więc można było pojeździć sobie rowerem, zrobić grilla, czy zaprosić dziewczynę i pokazać jej miasto z góry. Oczywiście nie wszyscy mieli do tego dostęp. Pamiętam też, że niektórzy mieszkańcy Manhattanu starali się wzbogacić znajdujące się w przestrzeni kompleksu klomby o jakieś kwiaty, ale to było trudne, bo inni raczej zabierali je do siebie niż o nie dbali. Trzeba było długo próbować. 

Kolorowa, pozioma fotografia: na tle niebieskiego nieba widoczne szczytcy białych wieżowców z charakterystycznymi okrągłymi oknami. To fragment tzw. Manhattanu.
zdjęcie: Marcin Szczygieł

Czy wiesz, dlaczego twoi rodzice zdecydowali się przeprowadzić do tych wieżowców?

Nie wiem, nie pamiętam. Mój tata był wykładowcą akademickim w Instytucie Matematyki i Informatyki, czyli tuż obok osiedla. Nie wiem, czy to było jakieś przydziałowe mieszkanie i stąd pojawiła się taka możliwość. Chyba nie interesowało mnie to dlaczego, po prostu cieszyłem się, że to fajne miejsce i że będę mógł w nim mieszkać. Oczywiście wtedy było mało samochodów, więc zupełnie inaczej wyglądało. Poza tym, wokół osiedla były różne pagórki, bo wciąż nie było budynków instytutów na kampusie Uniwersytetu Wrocławskiego. Łączka przy Instytucie Matematyki służyła nam za boisko i bardzo często topiliśmy piłki w Odrze, czy też wybijaliśmy szyby w instytucie. Jako dzieci staraliśmy się tę przestrzeń jakoś dostosować do siebie. Nie było placów zabaw, więc różne murki służyły nam jako miejsca do rozrywek. Rysowaliśmy też na ziemi różne gry. 

Jaki był Grunwald twojego dzieciństwa i jakie były wtedy relacje sąsiedzkie?

Praktycznie wszyscy się znali i znają nadal. Prawie wszystkie dzieci chodziły do szkoły nr 56 lub nr 12, więc się znaliśmy. Mieliśmy katechezę przy kościele Serca Jezusowego, więc również i tam wspólnie chodziliśmy, chociaż głównie po to, żeby pograć w piłkę. Jeden z wydziałów Politechniki Wrocławskiej trzymał na swoim terenie, za wysokim płotem elementy samolotu. Mnie wydawało się wtedy, że to jest jakaś bomba. Pamiętam też, jak podbieraliśmy Wydziałowi Chemii suchy lód. Pracownicy się złościli, a nas cieszyła ta zdobycz. 

Czyli było co robić na Grunwaldzie…

Tak. Jak wspomniałem, nie było placów zabaw, nie było też komórek, czy ZX Spectrum, które pojawiły się dopiero pod koniec lat 80., więc dzieciaki musiały wymyślać sobie zabawy. Po odrobieniu lekcji szło się na podwórko i tam rozrabiało.

Na pewno rurki z kremem są podstawą wspomnień z Placu Grunwaldzkiego. Smażone kurczaki z targowiska, w którego miejscu jest teraz Pasaż Grunwaldzki, również. Były tam też lody kręcone. Na rogu ul. Szczytnickiej był sklep Rybex — smażalnia ryb. To było niesamowite miejsce. Pamiętam, że jako dziecko bardzo często przychodziłem tam z rodzicami. Wracając z przedszkola, czy ze szkoły wpadaliśmy na rybkę do smażalni. Pamiętam szczególny moment, kiedy wracałem z liceum nr 14, do którego uczęszczałem, a które znajdowało się wtedy na terenie osiedla, i nagle poczułem charakterystyczny zapach dobiegający z tego lokalu, więc poszedłem tam. Pan Tomasz, który był w smażalni zawsze, powiedział wtedy do mnie: „O, widzi Pan, pamiętam, jak przychodził Pan tu jeszcze jako dziecko, a dzisiaj ostatni dzień”. Wziąłem trzy ryby, trzy małe frytki i zjadłem na pożegnanie. Teraz w miejscu smażalni mieści się zakład fryzjerski. Byłoby fajnie, gdyby właśnie ta ulica — Szczytnicka — odżyła. Nigdy nie było tam zbyt wielu lokali. Poza tym nigdy nie wiadomo, którą iść stroną, prawą, czy lewą, bo nawierzchnia jest bardzo zniszczona. Na pewno wymagałaby rewitalizacji. Przydałyby się tam też drzewa. Ulica została odnowiona na czas wizyty papieża Jana Pawła II, ale zrobiono to tak na szybko i po łebkach, że dziś nie ma po tym śladu. To, co mnie cieszy w tej okolicy to fakt, że przy budynku dawnej łaźni zasadzono drzewa i że zostało odnowione rondo przy ul. Nehringa i Polaka. Świetnie, że jest na nim łąka kwietna. Cieszę się też, że w jego okolicy powstało dużo fajnych knajp. 

Z sentymentem mówiłeś o smażalni ryb, wspomniałeś też targowisko. Czy są jeszcze inne miejsca, które zniknęły z osiedla, za którymi tęsknisz?

Za rurkami z kremem. To był smak dzieciństwa. Fajnie było pójść na plac Grunwaldzki i zobaczyć jak Panie je robią. W zasadzie przez całą podstawówkę chodziło się tam, wracając ze szkoły. Był jeszcze salon gier przy ówczesnej pętli autobusowej, czyli w miejscu dzisiejszego Grunwaldzki Center. To była taka buda, w której przez całą podstawówkę traciliśmy kasę. Był też cocktailbar na esplanadzie. Wydaje mi się, że teraz w jego miejscu jest „Pizzeria Bravo”.  W środku był design lat 70. Były tam też automaty. Podawano krem sułtański, który dzisiaj we Wrocławiu serwuje jeszcze Witaminka. Pamiętam też, że w obecnym Fandomie, na dole była pijalnia piwa — Grunwaldzka. Dopiero w liceum zacząłem tam chodzić, bo oczywiście wcześniej nie mogłem. Na górze była natomiast restauracja o tej samej nazwie, utrzymana w klimacie lat 80. Eleganccy kelnerzy, do jedzenia śledzik albo schabowy, a na dole pijalnia piwa, w której piło się z obgryzionych kufli. Często wpadał tam Jasiu Pawie Oczko, legendarna figura Wrocławia. Osoba z niepełnosprawnością, z wytrzeszczem oczu. Często żartował sobie z ludzi i śpiewał piosenki, siedząc na ulicy. Poza tym, na osiedlu było kiedyś wielu rzemieślników i dużo małych lokali usługowych. Obecnie brakuje krawców, czy szewców, którzy kiedyś tu byli. Pamiętam też warzywniak przy ul. Skłodowskiej-Curieobok miejsca, w którym dzisiaj jest Mc Falafel. Do warzywniaka chodziliśmy napić się oranżady z woreczka. Sklep papierniczy, który był przy ul. Norwida, też był świetny. Widziałem ostatnio, że niestety upadł. Szkoda. Zawsze mieli najlepszy sort produktów. Chińskie pióra, papiery, zeszyty. Kiedy zaczynał się rok szkolny, szło się właśnie tam. Obecnie coraz mniej jest też na Manhattanie mieszkańców, których pamiętam z dzieciństwa. Teraz jest to raczej akademik. W moim wieżowcu zostało może 6 lub 7 osób, które znam. 

Czy Plac Grunwaldzki stał się miejscem bardziej akademickim, niż był kiedyś?

Zawsze było tu dużo uczelni, więc studenci szukali czegoś do zamieszkania w pobliżu. Kiedyś nie były to całe mieszkania, ale raczej pokoje. Moja mama zawsze wynajmowała jeden pokój. W dalszym ciągu to robi, bo lubi mieć w domu kogoś z kim może sobie porozmawiać, a ja wyprowadziłem się już jakiś czas temu.

Czyli od dziecka miałeś styczność ze studenckim obliczem Grunwaldu…

Tak. Najczęściej spotykałem studentów weterynarii albo farmacji. Moja mama szczególnie lubiła gościć studentki tych kierunków, bo sama przez lata uczyła chemii i chętnie rozmawiała o pokrewnych tematach. Wydaje mi się, że większość mieszkańców osiedla wynajmowała pokoje. Zawsze to był jakiś dodatkowy grosz.

Poza tym, opowiadając o osiedlu, należy wspomnieć, że Plac Grunwaldzki to też Punk’s Brigade Banditen, czyli Daniel Miszkurka i reszta chłopaków z zespołu, którzy punkowali w latach 80. Taka brygada. Skinheadzi nie mieli tutaj wstępu. Na murach było pełno napisów głoszących, że P.B.B. tu rządzi, więc dobrze mieszkałem, bo nie lubiłem skinów, rasizmu i nazizmu, to było i jest dla mnie bardzo złe. Czasami sam punkowałem, chodziłem w ojach (wysokie skórzane buty) i skórze, która nadal wisi w szafie na pamiątkę. 

Plac Grunwaldzki był miejscem kulturotwórczym?

Tak, bardzo. Były koncerty punkowe, pojawiały się pierwsze punkowe graffiti. Nie pamiętam, w jakich miejscach wspomniana grupa się spotykała. Daniel niestety został niesłusznie oskarżony o wyrządzenie komuś krzywdy. Ma jednak bardzo dobre alibi, ponieważ w momencie zdarzenia był w zupełnie innym miejscu, jednak ze względu na jego punkową przeszłość i fakt, że znalazł się kiedyś w areszcie, niesłusznie uznano go za winnego. Polski rząd będzie musiał zapłacić bardzo duże odszkodowanie za tę sytuację. Daniel to człowiek dusza. Pamiętam, że kiedy uczył mojego syna pływania, to często zapraszał też dzieciaki romskie na takie spotkania. Wynajmował jeden tor i uczył ich pływać. To było super. 

Czarno-biała archiwalna fotografia przedstawia widok na audytorium Chemii i bloki Manhattan od strony kampusu Grunwaldzkiego.
materiały archiwalne

Jak Plac Grunwaldzki zmieniał się na twoich oczach?

Rosły drzewa, rośli ludzie. Przestawaliśmy grać w piłkę, zaczęliśmy siedzieć z piwem. Przy Instytucie Matematyki była górka, na którą jako dziecko chodziłem na sanki. Pamiętam moment, kiedy w liceum ze znajomymi poszliśmy na piwo nad Odrę i siedzieliśmy na murku nieopodal tego miejsca. Wtedy uświadomiłem sobie, że to nie jest górka, tylko raczej niecka i wygląda zupełnie inaczej, niż zapamiętałem ją jako dziecko. Budynek wspomnianego instytutu pokryty był betonem, który miał w sobie kawałki szkła. Kiedy odkryliśmy to jako dzieci, zaczęliśmy wydłubywać ze ścian te kawałki. To było dla nas niczym wykopaliska. Miałem dużą kolekcję szkiełek z tej ściany. Tak jak mówiłem, rosły drzewa, powstawały też nowe domy, podwórka zaczęły się porządkować, co często było wynikiem lokalnych inicjatyw mieszkańców, którzy chcieli wzbogacić tę przestrzeń i sprawić, żeby była ładniejsza. Mam wrażenie, że Wrocław do lat 90. był pozostawiony sam sobie, jak gdyby wciąż nie uważano go do końca za polskie miasto. Jakby bano się, że może wrócą tu Niemcy? Zastanawiało nas wtedy, dlaczego nic nie jest tu remontowane. Dopiero kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, kamienice zaczęły być rewitalizowane i nabierać nowego wyrazu. Pamiętam, że było mnóstwo dziur między budynkami, których długo nie uzupełniano. Chris Niedenthal uwiecznił na swoich fotografiach mnóstwo miejsc z osiedla — nie tylko słynną Panią stojącą na balonie Manhattanu, ale także ulice Polaka, czy Szczytnicką. Było tam mnóstwo wspomnianych luk w zabudowie, które uzupełniono później plombami, które są fatalne pod względem wizualnym i użytecznym, ale jednak wypełniły te przestrzenie. Zostały one jednak zaprojektowane w zupełnym oderwaniu od otaczającej je zabudowy. Przez chwilę byłem ministrantem i chodząc w tym czasie z kolegami po kolędzie, zwiedzaliśmy kamienice Placu Grunwaldzkiego. Chodziliśmy m.in. na Nehringa albo tutaj, w okolice ul. Łukasiewicza. Na pewno te stare, poniemieckie kamienice miały to coś. Nowe często nie miały wyrazu. Z czasem zmieniała się też Odra. Czasem łowiliśmy w niej ryby, denerwując przy tym wędkarzy. Na pewno 1997 rok, czas powodzi był ważnym i trudnym wydarzeniem. Na nas, jako mieszkańców Manhattanu nie miało ono tak bezpośredniego wpływu, bo mieliśmy wodę i prąd. Przerażała nas tylko rzeka, która płynęła po workach i była przerażająca. Czasami jako dzieci kąpaliśmy się w spokojnej Oławce, więc zobaczenie tej rwącej, niebezpiecznej rzeki było szokujące. 

Powódź szczęśliwie ominęła Plac Grunwaldzki, prawda?

Tak, my byliśmy raczej obserwatorami tego, co działo się w mieście. Pamiętam, że sąsiedzi chodzili ratować Ostrów Tumski i układać worki. Niektórzy próbowali też dostać się na ul. Traugutta, która była zalana. Po drugiej stronie rzeki, zaraz za Mostem Grunwaldzkim była woda. 

Jakie inne wydarzenia lub zmiany, które zachodziły na osiedlu, zapamiętałeś szczególnie? Może któreś z nich wpłynęły bezpośrednio na twoje życie?

Na pewno mój wypadek i to, że zacząłem poruszać się inaczej niż dotychczas, zmieniło postrzeganie przestrzeni osiedla. Również to, że od 2004 roku Unia Europejska zaczęła przy każdym remoncie jezdni, czy chodnika wymuszać pewne zmiany i regulacje miało istotny wpływ na moje życie, chociaż dziury na Manhattanie od ponad 40. lat są takie same. Czekam, aż jeszcze to się zmieni. Już tam nie mieszkam, jestem gościem, ale cieszy to, że wieżowce zostały ocieplone i pomalowane. Na pewno rondo Regana zmieniło komunikację na osiedlu. Przez wiele lat rozmawialiśmy o tym, że powinny istnieć jeszcze przejścia dla pieszych górą — dobrze, że zostały w końcu zrobione, bo to było nie do pomyślenia, żeby przechodzić tylko dołem, tym bardziej że windy często się psuły. Na pewno szkoda, że nie przetrwało targowisko. Jako dziecko często tam chodziłem. Znało się wtedy wszystkie sprzedające tam Panie i Panów. Można było tam kupić np. książki spod lady, wszystkie zapakowane w folię, żeby nie zmokły, bo leżały na ziemi. Na targowisku były i ubrania i warzywa i owoce. Wszystko świeże, kupowane w sympatycznej atmosferze. Wydaje mi się, że brakuje takich targowisk. Kiedy byłem przez chwilę w Londynie, to zetknąłem się z takim zwyczajem, że raz w tygodniu organizowano targowisko na pewnym placu, który mijałem. Ta przestrzeń nagle ożywała, stawała się też bardzo kulturotwórczą. To było fajne rozwiązanie. 

Uważasz, że można by wprowadzić coś takiego na Grunwaldzie?

Tak, oczywiście. Wydaje mi się, że przywrócenie targowiska w nieco zmienionej formie bardzo ucieszyłoby to wszystkich, którzy jeszcze je pamiętają. Może udałoby się znaleźć na osiedlu jakieś miejsce, w którym raz na jakiś czas można by sprzedawać owoce i warzywa, a może zorganizować np. pchli targ. To na pewno byłoby fajne. 

Jaka jest twoim zdaniem najbardziej niesamowita historia związana z tym osiedlem?

Nie odkryliśmy żadnego skarbu, ale w latach 70. patrzyliśmy jak płonie gazik na placu Grunwaldzkim i ludzie strajkują. Pamiętam też, jak ktoś wrzucił petardę na piętnaste piętro. Dym rozniósł się po całym wieżowcu i wszyscy płakali. Mieszkałem w bloku nr 10, gdzie miały miejsce niestety dwie przykre sytuacje. Jedna z ich to fakt, że mąż zabił żonę kijem basebolowym. Zawsze bardzo się kłócili, ale nikt nie przypuszczał, że tak źle się to skończy. To był moment, w którym mieszkańcy zgodnie postanowili, że będą reagować od razu, kiedy tylko zauważą coś niepokojącego. Poza tym raz była taka sytuacja, że pewien pan biegał z nożem po osiedlu, w tym również po naszym bloku. Ranił kilka osób. Pan dozorca zapukał do moich drzwi z nożem w plecach. Na szczęście posiadałem przeszkolenie medyczne, więc wiedziałem, że nie mogę tego noża wyjąć i ułożyłem Pana odpowiednio, czekając na pomoc. Oczywiście ciekawość wzięła górę i wyszedłem na półpiętro, które było całe we krwi. Takie niesamowite, trochę hardcorowe historie. 

Czy to znaczy, że Manhattan był niebezpiecznym miejscem, czy to były tylko epizody?

Epizody. Niebezpiecznym miejscem na osiedlu była raczej przez jakiś czas Szczytnicka, ale też nie jakoś szczególnie. Było tu raczej bezpiecznie. Nie byliśmy Trójkątem. Na Placu Grunwaldzkim było i jest dużo uczelni, szkół, tym samym mieszkała tu głównie inteligencja. Większość mojej klasy w podstawówce była dziećmi profesorów i naukowców. Choć ten niewielki element „patologiczny” życia na Grunwaldzie też był w pewnym sensie sympatyczny, np. kiedy w siódmej klasie próbowało się wypalić fajki albo wypić piwko.

Jak chciałbyś, żeby Plac Grunwaldzki wyglądał za 10, czy 20 lat?

Na pewno chciałbym, żeby było więcej drzew, bo wydaje mi się, że brakuje ich po naprawie nadbrzeża i ścięciu wszystkich pięknych topoli, które sadził mój dziadek w ramach czynu społecznego. Dziadek zmarł jeszcze przed tym, kiedy zostały wycięte. Zawsze, kiedy chodziliśmy tam na spacery to był bardzo dumny, że je zasadził. Teraz w ich miejscu są jakieś liche rośliny, które nie dają cienia. Ja uwielbiam dąb szypułkowy, który znajduje się przed blokiem numer 10. Przepięknie rośnie. Przez wiele lat dbaliśmy o niego i chroniliśmy wraz z innymi mieszkańcami Manhattanu. 

A czy poza zielenią coś jeszcze mogłoby się na osiedlu zmienić?

Sam nie wiem. Mam duży sentyment do tego miejsca i wiele miłych wspomnień z nim związanych. Na pewno ogromną zaletą osiedla jest bliskość rzeki. Kiedy przeczytałem po raz pierwszy „Siddharthę” Hermana Hesse i dotarłem do momentu, w którym bohater przepływa przez rzekę i poznaje przewoźnika, który jest najmądrzejszym człowiekiem na świecie. Bohater zapytał go, skąd posiada tę wiedzę, czy czerpie ją od ludzi, których przewozi, na co ten odparł mu, że nie, że czerpie wiedzę z rzeki. Wtedy o trzeciej w nocy poszedłem nad rzekę, licząc na to, że mnie czegoś nauczy. Odra przepływająca przez Plac Grunwaldzki jest dla mnie bardzo istotnym elementem tego miejsca. 

Kolorowa, pozioma fotografia: na pierwszym planie niewyraźna grupa osób w różnym wieku słuchająca opowieści przewodnika spaceru. W tle widoczna Odra oraz fragment nabrzeża z budynkiem biblioteki uniwersyteckiej. Dalej widoczne wieże Katedry.
zdjęcie: Marcin Szczygieł

Jak wspomniałeś, nie mieszkasz już na osiedlu, jesteś raczej gościem, ale czy tęsknisz za tym miejscem? Chciałbyś znowu być tutaj na co dzień, czy jednak wolisz perspektywę odwiedzającego?

Wolę perspektywę odwiedzającego. Niestety w ostatnich latach tak zabudowano Plac Grunwaldzki, że przepływ powietrza w lecie, a raczej jego brak, jest nie do zniesienia. Trzeba z pewnością jakoś przewietrzyć to osiedle, tylko nie wiem jak. 

Czym jest dla Ciebie Plac Grunwaldzki?

Jest smakiem rurek z kremem, moczeniem nóg w Odrze, jest bieganiem po podwórkach i chowaniem się w jego zakamarkach, znajdowaniem sobie zabaw. Wychowałem się tutaj, spędziłem tu najlepsze lata swojego dzieciństwa i młodości. Mam też dużo kulinarnych wspomnień: Rybex, o którym mówiłem i ryba w cieście piwnym, lody kręcone. Bardzo miło wspominam tę przestrzeń. Z nią kojarzy mi się Wrocław. Z niską kamieniczną zabudową Skłodowskiej i Nehringa, między które wrzucony został Manhattan. 


„Plac Grunwaldzki - nieopowiedziana historia” to projekt realizowany przez Fundację Ładne Historie dzięki dofinansowaniu ze środków Fundacji EVZ w ramach programu „local.history”. #SupportedByEVZ



Томаш Сисло

Александра Подлейська (AП): Ми вже мали нагоду поговорити з вами про Площу Грунвальдську [Plac Grunwaldzki] з нагоди одного з наших попередніх проектів (посилання на інтерв’ю https://placgrunwaldzki.com/wywiady/tomasz-jakub-syslo). Тоді ми здебільшого обговорювали плюси і мінуси мікрорайону та його доступності, а зараз я хотіла б зосередитися саме на спогадах, пов'язаних з цим місцем. Яким є ваш перший спогад, пов'язаний з Грунвальдською площею?

Томаш Сисло (ТС): Перший спогад був про Мангеттен [Manhattan], який я міг бачити з вікон свого будинку. Тоді я жив на десятому поверсі будинку на вул. Wieczorka, яка зараз є вул. Wyszyńskiego. Я бачив ці багатоповерхівки, коли мені було три роки, і тоді вони здавалися мені абсолютно космічними. Ці круглі вікна... Ніби то була інша планета. Дитина уявляє собі всілякі речі. Не знаю, чи був я тоді після сеансу якогось фантастичного мультфільму, але мені здавалося, що цей мікрорайон - це космос. Ми переїхали до Мангеттену у 1987 році, і я прожив там трохи більше тридцяти років. До 18 років як людина без інвалідності, а потім як людина з інвалідністю, борючись з бар'єрами, котрі насправді там існують, про які пані Грабовська-Гавриляк не замислювалася. Мені здається, що тоді, в 1970-х, при проектуванні не задумувались над такими речами. Усе моє життя було пов'язане з Мангеттеном. Дуже не люблю, коли ці будинки називають Седесовце [Sedesowce]. Manhattan додає престижу цьому місцю. У кожному архітектурному путівнику зустрічаються ці хмарочоси, тож було файно відкрити один із них і сказати: „Тут я живу”. Так чи інакше, всі знайомі, які відвідували мене в початковій або середній школі, завжди були в захваті від цих будівель і виду з вікон. Я мешкав на сьомому поверсі, і мої вікна виходили на Ostrów Tumski  [Острув Тумскi], тож я щодня милувався дивовижним заходом сонця. На жаль, протягом багатьох років теплоцентралі на вул. Łowieckiej скидали жахливі відходи, тому видно було жовтий дим і відчувався неприємний запах. Пізніше, з 1990-х років, ситуація покращилася. Живучи на Мангеттені, влітку я чув характерний звук, який видавали стрижі, що мали багато гнізд у блоках будинків. Протягом деякого часу я мав кота, який ходив по виступах сьомого поверху і намагався зловити одного з птахів, але йому це ніколи не вдавалося. Кіт часто переходив через виступ до сусіда, який приносив його мені назад. Ми зростали разом з деревами, які росли навколо комплексу, тож приємно, що там досі багато зелені.Коли гасло світло, серед сусідів побутував гарний звичай, коли кожен виставляв свічку на сходовій клітці, оскільки вікон у під'їзді не було і немає. Батьки багатьох моїх знайомих з початкової школи мали архітектурні майстерні на верхніх поверхах блоків, тож ми могли підніматися туди. Звідти відкривався дивовижний краєвид на місто. Часом пускали нас навіть на терасу, щоб ми могли поїздити на велосипедах, влаштувати барбекю або запросити дівчину і показати їй місто з гори. Звісно, не всі мали до цього доступ. Пригадую теж, що деякі мешканці Мангеттена намагалися збагатити клумби в просторі комплексу якимись квітами, але це було складно, бо інші забирали їх до себе, а не доглядали за ними. Треба було довго пробувати.

Kolorowa, pozioma fotografia: na tle niebieskiego nieba widoczne szczytcy białych wieżowców z charakterystycznymi okrągłymi oknami. To fragment tzw. Manhattanu.
Фото: Марцін Щигел

АП: Чи відомо вам, чому ваші батьки вирішили переїхати в ці багатоповерхівки?

МБ: Не знаю, не пам'ятаю. Мій тато був викладачем в Інституті математики та інформатики, який знаходиться поруч з мікрорайоном. Не знаю, чи це було якесь службове житло, і саме звідти з'явилася така можливість. Навряд мене цікавило, чому, я просто був щасливий, що це хороше місце, і що я зможу в ньому мешкати. Тоді було мало автівок, тому все виглядало зовсім по-іншому. Окрім того, навколо мікрорайону були різні горбки, адже на кампусі Вроцлавського університету ще не було жодних інститутських будівель. Галявина біля Інституту математики слугувала нам ігровим полем, і часто топилися м'ячі в Одрі або ж вибивали шибки вікон в інституті. Будучи дітьми, ми намагалися якось пристосувати цей простір під себе. Ігрових майданчиків не було, тож ми використовували різні мури як місця для ігор. Крім того, ми також малювали на землі різні ігри.

АП: Яким був Грунвальд [Grunwald] вашого дитинства і як виглядали раніше взаємини між сусідами?

МБ: Майже всі знали один одного й дотепер знаються. Більшість дітей ходили до школи      №56 або №12, тож ми знали один одного. У нас була катехизація при костелі Серця Ісусового, туди ми теж ходили разом, хоча в основному грати у футбол. Один із факультетів вроцлавської Політехніки тримав на своїй території, за високим парканом, комплектуючі для літака. Мені тоді це здавалося якоюсь бомбою. Мені тоді це здавалося якоюсь бомбою. Ще пам'ятаю, як ми підбирали сухий лід з відділу хімії. Персонал сердився, а ми були задоволені нашим здобутком.

АП: Отже, на Грунвальді було чим зайнятися....

МБ: Як я вже згадував, не було ні дитячих майданчиків, ні мобільних телефонів, ні ZX Spectrum, які з'явилися лише наприкінці 1980-х, тож дітям доводилося вигадувати свої власні ігри. Після виконання домашніх завдань йшлося на подвір'я і бавилося там.

Безумовно, трубочки з заварним кремом є одним із основних спогадів про Площу Грунвальдську. Смажені кури з базару, де зараз стоїть Pasaż Grunwaldzki, також. Ще там продавали морозиво. На розі вул. Szczytnicka була крамничка „Rybex” зі смаженими рибами. Дивовижне місце. Пам'ятаю, як у дитинстві я дуже часто ходив туди з батьками. Повертаючись з дитсадка чи зі школи, ми часто забігали поїсти рибку. Пам'ятаю один момент, коли я повертався зі середньої школи № 14, в якій навчався і яка тоді знаходилася на території мікрорайону, і раптом відчув характерний запах, що доносився з цього закладу, тож я пішов туди.  Пан Томаш, який завжди був за фритюрницею, сказав мені тоді: „О, бачиш, пам'ятаю, як ти приходив сюди, коли був ще дитиною, а сьогодні - останній день”. Я взяв три рибини і три маленькі картоплі фрі і з'їв їх на прощання. Зараз на місці закладу, де продавали смажені страви розташована перукарня. Було б добре, якби саме ця вулиця - Szczytnicka - ожила. Там ніколи не було багато закладів. Крім того, ніколи не відомо, якою стороною йти, праворуч чи ліворуч, тому що бруківка дуже занехаяна. Напевне, вона потребувала б ревіталізації. Дерева теж були б там доречні. Вулиця була відремонтована до візиту Папи Яна Павла ІІ, але це було зроблено так швидко і недбало, що на сьогоднішній день від цього не залишилося і сліду. Те, що порадувало в цій місцевості, - це те, що поруч з колишньою будівлею лазні посадили дерева і відремонтували кільцеве перехрестя на вулицях Nehringa i Polaka. Чудово, що на ньому є квіткова грядка. Радію також, що в околицях з'явилося багато класних пабів.

АП: Ви з любов'ю розповідали про заклад, де смажили риби, а також згадували про місцевий базар. Чи є ще якісь місця, що зникли з мікрорайону, за якими ви сумуєте?

МБ: За трубочками з кремом. То був смак дитинства. Файно було ходити на  pl. Grunwaldzki і глядіти, як пані їх роблять. Фактично, всю початкову школу ми ходили туди по дорозі зі школи додому. Окрім того, біля тодішньої автобусній зупинці, на місці сьогоднішнього Grunwaldzki Center, був салон ігор. Це був такий собі сарайчик, де ми програвали гроші протягом усієї початкової школи. На еспланаді також був коктейль-бар. Здається, зараз на його місці стоїть „Pizzeria Bravo”. Всередині був дизайн 70-х років, а також торгові автомати. Подавали султанський крем, який і сьогодні подають у „Witaminka” у Вроцлаві. Я також пам'ятаю, що в нинішньому „Fandom”, внизу був пивний бар - Grunwaldzka. Лише в старших класах я став ходити туди, бо явно не міг раніше. Поверхом вище знаходився однойменний ресторан з атмосферою 80-х. Елегантні офіціанти, оселедець або свиняча відбивна до столу, а внизу - пивний зал, де випивали з невеликих кухлів. До нас часто заходив Ясю Павине Око, легендарна постать Вроцлава. Людина з інвалідністю, з виряченими очима. Частенько жартував над людьми і співав пісень, сидячи на вулиці. Крім того, у мікрорайоні працювало багато ремісників і було багато невеликих сервісних закладів. Бракує кравців чи шевців, які тут працювали раніше. Пам'ятаю також овочеву крамницю на вул. Skłodowskiej-Curie поруч з тим місцем, де сьогодні знаходиться „Mc Falafel”. Ми ходили в овочеву лавку, щоб напитися „оранжади” з пакетика. Канцелярський магазин на вул. Norwida теж був відмінним. Недавно я помітив, що він на жаль, закрився. Прикро. Завжди мали найкращий асортимент продукції. Китайські ручки, папір, блокноти. Коли починався навчальний рік, йшлося саме туди. Зараз у Мангеттені все менше і менше мешканців, яких я пам'ятаю з дитинства. Зараз це більше схоже на гуртожиток. У моїй багатоповерхівці залишилося, може, шість-сім людей, яких я знаю.

АП: Чи Площа Грунвальдська є тепер більш академічним місцем, ніж колись?

МБ: Тут завжди було багато університетів, тому студенти шукали житло неподалік. Раніше це були не цілі квартири, а кімнати. Мама завжди винаймала одну кімнату. Вона досі це робить, бо їй подобається мати вдома когось, з ким можна поговорити, а я переїхав звідти кілька років тому.

АП: То ж Ви з дитинства знайомі зі „студентським обличчям” Грунвальду ...

МБ: Так. Найчастіше я зустрічав студентів-ветеринарів або фармацевтів. Моя мама дуже любила приймати у себе студенток цих спеціальностей, оскільки сама багато років викладала хімію і залюбки розповідала про споріднені предмети. Мені здається, що більшість мешканців мікрорайону винаймали кімнати. Адже це завжди приносило додаткову копійчину.

Крім того, говорячи про мікрорайон, варто згадати, що Площа Грунвальдська - це ще й площа Punk's Brigade Banditen, тобто Даніеля Мішкурка та інших хлопців з гурту, які панкували у 80-х. Така бригада. Скінхедів сюди не пускали. На стінах висіли таблички, які заявляли, що тут заправляє P.B.B., тому мені жилося добре, бо я не любив скінхедів, расизм і нацизм, для мене це було і є нестерпним. Бувало, що я й сам собі панкував, ходячи в „ojach” (високих шкіряних чоботях) та шкіряній куртці, котра досі висить у шафі як згадка.

АП: Площа Грунвальдська була місцем формування культури?

МБ: Так. Були панк-концерти, з'являлися перші панк-графіті. Вже не пам'ятаю, в яких місцях зустрічалася вищезгадана група. Даніель, на жаль, був неправомірно звинувачений у заподіянні комусь шкоди. Втім, у нього дуже хороше алібі, оскільки під час інциденту він перебував зовсім в іншому місці, але через його панківське минуле і той факт, що він колись був під вартою, його безпідставно визнали винним. Польському уряду доведеться виплатити дуже велику компенсацію за цю ситуацію. Даніель - людина душа. Пам'ятаю, що коли він навчав мого сина плавати, то часто запрошував на такі зустрічі і ромських дітей. Він винаймав одну доріжку і вчив їх плавати. Було суперово.

Czarno-biała archiwalna fotografia przedstawia widok na audytorium Chemii i bloki Manhattan od strony kampusu Grunwaldzkiego.
архіви

АП: Як змінилася Площа Грунвальдська на ваших очах?

МБ: Росли дерева, росли люди. Ми перестали грати у футбол і почали сидіти з пивом. Поруч з Математичним інститутом була гірка, з якої я в дитинстві катався на санчатах. Пригадую момент, коли в старших класах ми з друзями пішли на пиво над Одрою і сиділи на мурі неподалік від того місця. Тоді я зрозумів, що це не гірка, а скоріше улоговина, і вона виглядає зовсім не так, як я запам'ятав її в дитинстві. Будівля вищезгаданого інституту була покрита бетоном, який містив у собі шматки скла. Коли ми відкрили для себе це в дитинстві, то почали виколупувати зі стін ці шматочки. То було для нас наче розкопки. Я мав велику колекцію скла з цієї стіни. Як я вже казав, дерева росли, будувалися нові будинки, двори почали впорядковуватися, що часто було результатом локальних ініціатив мешканців, які хотіли збагатити простір і зробити його приємнішим. У мене склалося враження, що до 1990-х років Вроцлав був покинутий напризволяще, так, ніби він все ще не вважався повністю польським містом. Наче існував страх, що німці можуть повернутися сюди? Ми тоді задумувались, чому тут нічого не ремонтують.Лише після вступу Польщі до Європейського Союзу кам'яниці почали відновлюватися і набувати нового вигляду.Пам'ятаю, що між будівлями було багато дірок, які довго не заповнювалися. Кріс Ніденталь відобразив на своїх фотографіях безліч локацій з мікрорайону - не лише знамениту Леді, що стоїть на мангеттенській кулі, але й вул. Polaka або Szczytnicką.  У забудові було багато вищезгаданих прогалин, які згодом були виповнені ущільненнями, які були візуально і функціонально катастрофічними, але тим не менш заповнювали ці порожнечі. Проте вони були запроектовані в повній ізоляції від навколишньої забудови. Деякий час я був вівтарним служителем, у той час ми з друзями після колядувань гуляли та оглядали кам'яниці на Грунвальдській площі. Зазвичай ми ходили до вул. Nehringa або сюди, в район вулиці Łukasiewicza. Безумовно, ці старі, пост-німецькі кам'яниці мали в собі щось. Новим часто бракувало виразності. З часом змінилася і Одра. Інколи ми ловили в ній рибу, дратуючи тим самим рибалок. 1997 рік, час повені, був важливою і важкою подією. Нас, як жителів Мангеттена, це не так безпосередньо зачепило, тому що у нас була вода і електрика. Найбільше нас лякала річка, яка текла по мішках і була страхітливою. У дитинстві ми деколи купалися у тихоплинній річечці Олавка, тож споглядання цієї бурхливої, небезпечної ріки було шокуючим.

АП: Повінь щасливо оминула Площу Грунвальдську, чи не так?

МБ: Так, ми були радше спостерігачами того, що відбувалося в місті. Пам'ятаю, як сусіди йшли рятувати Ostrów Tumski [Острув Тумскi], складати мішки. Дехто також намагався потрапити на вул. Traugutta, яка була затоплена. По інший бік річки, одразу за Грунвальдським мостом [Most Grunwaldzki], також була вода.

АП: Які ще події чи зміни, що відбулися в мікрорайоні, вам особливо запам'яталися? Можливо, щось із них безпосередньо вплинуло на ваше життя?

МБ: Напевно, мій нещасний випадок і те, що я почав рухатися інакше, ніж раніше, змінило сприйняття простору мікрорайону. Крім того, ще й той факт, що з 2004 року Європейський Союз щоразу, коли відбувався ремонт проїжджої частини або тротуару, розпочинав вимагати певні зміни та регуляції, що мали значний вплив на моє життя, хоча вибоїни на Мангеттені залишаються незмінними вже понад 40 років. Чекаю, поки все зміниться. Я там більше не живу, тепер лише гість, але приємно, що багатоповерхівки утеплили і пофарбували. Кільцева розв'язка Regana, безумовно, змінила рух транспорту на території мікрорайону. Впродовж багатьох років ми говорили про те, що все ж таки мають бути надземні пішохідні переходи - добре, що їх нарешті зробили, адже переходити тільки низом було немислимо, тим паче, що ліфти часто виходили з ладу. Звичайно, шкода, що базар не зберігся. Я часто ходив туди в дитинстві. Тоді ще ти знав усіх пані та панів, які там продавали. Там можна було купити книжки з-під прилавка, наприклад, загорнуті в поліетилен, щоб вони не намокли, коли лежали на землі. На цьому ринку продавали одяг, овочі та фрукти. Все свіже, придбане в доброзичливій атмосфері. Мені здається, що таких базарчиків бракує. Коли я певний час був у Лондоні, то натрапив на такий звичай, що раз на тиждень на певній площі, повз яку я проходив, відбувався базар. Цей простір раптово оживав, ставав дуже культурним. Це було гарне рішення.

АП: Думаєте, щось подібне можна було б запровадити на території Грунвальду?

МБ: Так, звичайно. Мені здається, що відновлення ринку в дещо зміненому вигляді зробило б усіх, хто ще пам'ятає його, дуже щасливими. Можливо, можна було б знайти місце на території мікрорайону, щоб час від часу продавати фрукти та овочі, або, наприклад, організувати блошиний ринок. Було б добре.

АП: Яка найдивовижніша історія є пов'язана з мікрорайоном?

МБ: Скарбів ми не знайшли, але в 70-х роках ми бачили, як на пл. Грунвальдській палав газ і люди страйкували. Пам'ятаю також, як хтось кинув петарду на 15 поверх. Дим поширився по всій багатоповерхівці, всі плакали. Я жив у 10-му під'їзді, де, на жаль, сталися дві неприємні ситуації.Одна з них про те, що чоловік вбив дружину бейсбольною битою. Вони завжди багато сварилися, але ніхто не думав, що все закінчиться так погано. Саме в цей момент мешканці одноголосно вирішили, що будуть негайно реагувати, коли помітять щось тривожне. Крім того, одного разу була ситуація, коли якийсь пан бігав з ножем по житловомі кварталі, в тому числі і по нашому блоці. Він поранив кількох людей. Сторож постукав у мої двері з ножем у спині. На щастя, у мене була медична освіта, тому я знав, що не зможу витягти цей ніж з його спини, тому відповідним чином вклав його, чекаючи на допомогу. Звичайно, цікавість взяла гору, і я вийшов на партер, який був залитий кров'ю. Такі приголомшливі, трохи хардкорні історії.

АП: Тобто, чи означає це, що Мангеттен був небезпечним місцем, чи це були лише епізодичні випадки?

МБ: Епізоди. Небезпечним місцем у мікрорайоні певний час була радше Szczytnicka, але й вона не була особливо загрозливою. Тут було доволі безпечно. Ми не були „Трикутником”. На Площі Грунвальдській було і є багато університетів, шкіл, тому тут жила переважно інтелігенція. Більшість мого класу в початковій школі були діти професорів та науковців. Хоча невеликий „патологічний” елемент життя у Грунвальді теж викликав певну симпатію, наприклад, коли намагалися курити або випивати пиво в сьомому класі.

АП: Як би Ви хотіли, щоб виглядала Площа Грунвальдська через 10 чи 20 років?

МБ: Хотілося б, щоб дерев було більше, тому що мені здається, що їх не вистачає після ремонту набережної і вирубки всіх прекрасних тополь, які мій дідусь посадив у рамках громадської роботи. Дідо помер ще до того, як їх вирубали. Кожного разу, коли ми ходили туди на прогулянку, він дуже пишався тим, що посадив їх. Зараз на їхньому місці ростуть якісь довжелезні рослини, які не дають тіні. Мені подобається черешчатий дуб перед будинком №10, чудово росте. Упродовж кількох років ми разом з іншими жителями Мангеттена піклувалися про нього та захищали його.

АП: А крім зелених насаджень, чи може щось ще могло б змінитися в мікрорайоні?

МБ: Сам не знаю. Маю велику любов до цього місця і багато приємних спогадів, пов'язаних з ним. Величезною перевагою мікрорайону, безумовно, є його близькість до річки. Коли я вперше прочитав „Siddharthę” Германа Гессе, то дійшов до моменту, де головний герой перетинає річку і зустрічає перевізника, який є наймудрішою людиною у світі. Головний герой запитав його, звідки він отримав ці знання, чи отримав він їх від людей, яких перевозив, на що герой відповів, що ні, що він отримав свої знання завдяки ріці. Потім о третій годині ночі я пішов до річки, сподіваючись, що вона мене чогось навчить. Одра, що протікає через Площу Грунвальдську, є для мене дуже важливою частиною цього місця.

Kolorowa, pozioma fotografia: na pierwszym planie niewyraźna grupa osób w różnym wieku słuchająca opowieści przewodnika spaceru. W tle widoczna Odra oraz fragment nabrzeża z budynkiem biblioteki uniwersyteckiej. Dalej widoczne wieże Katedry.
Фото: Марцін Щигел

АП: Як відомо, Ви більше не живете в мікрорайоні, ви радше гість, проте чи сумуєте за цим місцем? Хотілося б вам знову бувати тут щодня, або ж Ви віддаєте перевагу перспективі відвідувача?

МБ: Я віддаю перевагу перспективі відвідувача. На жаль, Площа Грунвальдська за останні роки настільки забудована, що потік повітря влітку, а точніше його відсутність, нестерпний. Мікрорайон, поза сумнівом, потрібно якось вентилювати, от тільки я не знаю як.

АП: Чим для вас є Площа Грунвальдська [Plac Grunwaldzki]?

МБ: Є смаком трубочок з кремом, зануренням ніг в Одрі, біганням по подвір'ях та схованками по закутках, шуканням забав. Я тут виріс і провів найкращі роки свого дитинства та юності. Також маю багато кулінарних спогадів: „Rybex”, про якого я вже згадував, і риба в пивному клярі, морозиво. Маю дуже теплі спогади про цей простір. З ним у мене асоціюється Вроцлав. З малоповерховою забудовою вулиць Skłodowskiej i Nehringa, між якими вклинився Мангеттен.


"Площа Грюнвальдська - нерозказана історія" - це проект, реалізований Фондом історії міста Ладнє завдяки фінансовій підтримці Фонду EVZ в рамках програми "local.history". #За підтримки Фонду EVZ

Projekt „Centrum Aktywności Lokalnej Plac Grunwaldzki OD NOWA” jest współfinansowany ze środków Gminy Wrocław.

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Polityka prywatności.
Plac Grunwaldzki OD NOWA