od_nowa

Bogusława Dobek-Ostrowska

[ПРОКРУТИТИ ВНИЗ ДЛЯ УКРАЇНСЬКОЇ ВЕРСІЇ]

Aleksandra Podlejska: W jaki sposób jest Pani związana z Placem Grunwaldzkim?

Bogusława Dobek-Ostrowska: W tym roku mija dokładnie 20 lat od kiedy wprowadziłam się do przedwojennej kamienicy przy Wybrzeżu Pasteura. Co prawda kupiliśmy je dwa lata wcześniej, ale nie mieliśmy wtedy pieniędzy na jego renowację, a było bardzo zdewastowane. W momencie, w którym wprowadziliśmy się tam, praktycznie w każdym z lokali żyli jeszcze wieloletni mieszkańcy należący do pokolenia moich rodziców, którzy przyjechali do Wrocławia zaraz po wojnie. Przybyli z różnych stron kraju, przede wszystkim ze Wschodu, z terenów Galicji, okolic Lwowa, ale byli również i tacy, którzy pochodzili z Warszawy, czy Wielkopolski. Jedną z ostatnich przedstawicielek tego pokolenia, pamiętającą jeszcze lata 40. we Wrocławiu, która nadal zamieszkuje tę kamienicę jest Pani Halina osoba o niezwykłej kulturze i wiedzy. (Wywiad z Panią Haliną)

To właśnie wtedy, 20 lat temu związała się Pani z tym osiedlem?

 Nie, dużo wcześniej.  Z rejonem Placu Grunwaldzkiego jestem związana od 50 lat. W 1974 roku dostałam się na studia na Uniwersytecie Wrocławskim i zamieszkałam w akademiku „Słowianka,” który został zbudowany na początku lat 70. Można więc powiedzieć, że byłam jedną z pierwszych jego lokatorek. Mieszkałam tam przez cztery lata. Następnie, jak dostałam się na studia doktoranckie, zamieszkałam przy Wybrzeżu Pasteura, w budynku, który był kiedyś Domem Asystenta. W tej chwili jest to hotel „Starter”. Znajduje się za nowym budynkiem przy Placu Grunwaldzkim, który został do niego dobudowany  około pięciu, może sześciu lat temu. Potem zamieszkaliśmy w plombie przy Wybrzeżu Pasteura 17a. Ale z czasem, kiedy nasza rodzina się powiększyła, okazało się ono niewystarczające. Wtedy kupiliśmy wspomniane mieszkanie w przedwojennej kamienicy z roku 1912, które mieści się również przy Pasteura, w podwórzu. Nabyliśmy je od Pani, która przyjechała tutaj wraz ze swoimi rodzicami z Lwowa. Domy, które znajdowały się od ulicy przeznaczone były pierwotnie dla profesorów i osób wyżej postawionych. Ja mieszkam w podwórzu, a więc w budynku przeznaczonym przed wojną dla klasy średniej. Okazało się, że nasze mieszkanie zajmowała pani, która była nauczycielką. Podczas remontu odnaleźliśmy list zaadresowany do niej, na Hobrecht Ufer, jak wcześniej nazywało się Wybrzeże Pasteura. To było oficjalne urzędowe pismo, oczywiście w języku niemieckim, będące wezwaniem do banku, jeśli dobrze pamiętam. List oprawiłam i wisi dziś w miejscu honorowym naszego mieszkania, upamiętniając skomplikowaną historię naszego miasta. Zatem, z Placem Grunwaldzkim i jego okolicą jestem związana od początku mojego pobytu we Wrocławiu, czyli 50. lat.

001 16 widok na most grunwaldzki od strony ul joliot curie s
materiały organizatora

No właśnie, wspomniała Pani o skomplikowanej historii Wrocławia, mówiła też o licznych mieszkańcach przybyłych na Plac Grunwaldzki z okolic Lwowa. Jak wyglądała społeczność osiedla, kiedy Pani na nim zamieszkała?

Kiedy wprowadziłam się na Pasteura do kamienicy większość mieszkańców to były już starsze osoby, najczęściej na emeryturze. Przyjechali do Wrocławia głównie ze wschodnich terenów Polski, dzisiaj zachodniej części Ukrainy jako małe dzieci, więc jedynie fragmentarycznie pamiętali tamte czasy. Tak naprawdę wychowywali się już tutaj. Tu dorastali i zakładali rodziny, więc zżyli się z tym miejscem. Bardzo ciekawą pozycją, która opowiada o wymianie ludności we Wrocławiu po 1945 roku jest książka Gregora Thuma [„Obce miasto. Wrocław 1945 i potem”, 2005]. Trzeba pamiętać o tym, że w wyniku powojennych ustaleń i polityki Stalina, populacja niemieckich mieszkańców dawnego Breslau została zmuszona do wyprowadzenia się, a w ich miejsce przybyli ci, którzy musieli opuścić swoje domy na Wschodzie. Trzeba też zwrócić uwagę na to, jak różnił się przedwojenny Wrocław i jego mieszkańcy od tych, którzy przybyli tu po’45 roku. Dawne Breslau było jednym z najlepiej rozwiniętych, bogatych niemieckich miast. Dużo mieszkań było na bardzo wysokim poziomie, niektóre posiadały prywatne łazienki i pokoje dla służby. Inne, te przeznaczone dla mniej zamożnych mieszkańców, miały wspólne toalety na korytarzach. Generalnie jednak miasto było bogate, o wysokim standardzie i z nowoczesną architekturą.  Ludzie, którzy przybyli tutaj ze Wschodu, pochodzili natomiast w dużej mierze z maleńkich miejscowości, wiosek, generalnie z raczej ubogich terenów. Kiedy przyjechali na Dolny Śląsk, trafili do zupełnie innej rzeczywistości. Wprowadzali się do budynków mieszkalnych wraz ze swoimi zwierzętami, jak wspomina w książce Gregor Thum. Umieszczali na początku konie, owce i świnie w piwnicach, ponieważ nie mieli gdzie ich trzymać. Dopiero po roku wydano zakaz przechowywania zwierząt gospodarskich w kamienicach. Nowi mieszkańcy nie byli również przyzwyczajeni do korzystania z toalet, w związku z czym budowali własne, prowizoryczne, przy ulicach, czy w podwórzach. Tak więc, po 1945 roku zupełnie zmieniła się struktura ludności i trzeba o tym pamiętać, jako o jednej z cech charakterystycznych powojennego Wrocławia. 

A jak wyglądało miasto i przede wszystkim Plac Grunwaldzki w latach 70., kiedy Pani się tutaj wprowadziła?

To jest bardzo ciekawe pytanie, ponieważ muszę przyznać, że jestem emocjonalnie bardzo związana z tym miejscem, w związku z czym znam też jego historię. Zanim powiem o latach 70., to muszę wspomnieć, że przed wojną to było jedno z bardziej atrakcyjnych miejsc we Wrocławiu. Punktem honorowym miasta był Most Cesarski, czyli obecny Most  Grunwaldzki, oddany do użytku w 1910 roku. To był jeden z pierwszych mostów wiszących w Europie. Za nim ciągnęła się ulica, którą dziś nazywamy Placem Grunwaldzkim, a wówczas była ulicą Cesarską — Kaiserstraße. Jej zabudowa była reprezentacyjna, na wysokim poziomie architektonicznym. Znajdował się przy niej kościół, a nieopodal był Ostrów Tumski z Katedrą. Niestety okrutny los spotkał Wrocław i Plac Grunwaldzki. Ostatni komendant Festung Breslau rozkazał rozburzyć całą oś grunwaldzką, aby stworzyć w tym miejscu pas startowy, ponieważ pozostałe lotniska w mieście były już wówczas niedostępne. Podobno z grunwaldzkiego lotniska wystartował tylko jeden samolot, choć informacje na ten temat są sprzeczne. Wszystkie budynki, które znajdowały się w pobliżu cesarskiej ulicy zostały zniszczone. Po wojnie osiedle było więc w ruinie. Ja tego nie pamiętam, ale moja siostra widziała jeszcze gruzy na osiedlu. Przyjeżdżała tutaj z rodzicami w latach 50.  Odwiedzali wtedy ciocię i wujka, którzy studiowali na Politechnice Wrocławskiej i Uniwersytecie Medycznym i wynajmowali mieszkanie przy ulicy Norwida. Ludzie, którzy zamieszkali w okolicach Placu tuż po wojnie, a nawet w latach 60., wciąż mogli zobaczyć zrujnowane, nieodgruzowane budynki. Kiedy ja przyjechałam tutaj na studia to zniszczonych murów już nie było, ale w miejscu Kredki i Ołówka, wciąż można było zobaczyć  rozsypane gruzy. Praktycznie wszystkie budynki, które powstały wzdłuż placu Grunwaldzkiego, zostały wybudowane w latach 60. i 70. Na przykład słynne Sedesowce, a więc wrocławski Manhattan, inaczej Bunkrowce, które zaprojektowała Jadwiga Grabowska-Hawrylak, jedna z najlepszych polskich architektek, powstały na początku lat 70., a ich projekt pochodzi z końca lat 60. Tak więc, kiedy ja przyjechałam do Wrocławia, one były zupełnie nowe. Wcześniej, w latach 60. powstał Dom Naukowca dla pracowników naukowych Politechniki. Akademiki Dwudziestolatka, Słowianka, Parawanowiec powstawały na początku lat 70. i także były całkiem nowe. Na początku lat 70. powstały też budynki weterynarii należące do obecnego Uniwersytetu Przyrodniczego, wcześniej Akademii Rolniczej. Tak się złożyło, że to osiedle stworzył w zasadzie zespół kilku znanych w Polsce, ale i za granicą architektów. O Grabowskiej-Hawrylak już wspominałam, ale należy powiedzieć także o Krystynie i Marianie Barskich. To małżeństwo architektów stworzyło projekty m.in. Wydziału Chemii, Wydziału Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego, kompleks budynków Wydziału Weterynarii, a profesor Marian Barski zaprojektował  akademiki Kredka i Ołówek. Poza tym Barscy byli autorami projektu budynku spółdzielni mieszkaniowej przy Pasteura 17a, gdzie mieszkałam w latach 90. Sama nie widziałam więc tej kompletnej ruiny, jaką uczyniła z osiedla wojna, a wszystko w centrum osiedla było nowe, kiedy tu zamieszkałam. Nie było jednak wówczas wielu obiektów, biurowców czy Pasażu Grunwaldzkiego. Za moich studenckich czasów kwitł wtedy handel bazarowy. Stały zwykłe budy, w których można było kupić podstawowe artykuły. Nie było na Placu Grunwaldzkim tej elegancji zabudowy, która jest obecnie. To był zupełnie inny świat. Najciekawsze jest to, że młode pokolenie, zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy i nie jest świadome historii miasta. Przez przeszło 40 lat pracowałam na Uniwersytecie Wrocławskim i często zadawałam studentom pytania o to, skąd pochodzą ich przodkowie. Większość z nich nie wiedziała czy ze Wschodu, czy innych rejonów Polski. Byli „stąd”, ich wiedza sięgała najdalej do pokolenia ich dziadków, którzy już tutaj się osiedlili. Nie poszukiwali informacji o wcześniejszych pokoleniach. Młodzi ludzie nie do końca zdają sobie sprawę ze skomplikowanej historii tego miasta. A Wrocław miał kilka etapów rozwoju. Był miastem piastowskim, czeskim, austriackim, a od połowy XVIII do  1945 roku  niemieckim.  Po wojnie, z powodów propagandowych, nie można było mówić o niemieckim okresie Wrocławia. Także w NRD nie można było mówić, że Wrocław był kiedyś niemiecki. Dopiero w latach 90., po upadku PRL, wracaliśmy do przeszłości Wrocławia. Wtedy też miasto zaczęli odwiedzać jego dawni, niemieccy mieszkańcy lub ich potomkowie.  

A skąd pochodzili Pani przodkowie? Czy oni również przybyli do Wrocławia w wyniku powojennej wymiany ludności?

Moja rodzina jest w zasadzie mieszanką, ponieważ mama i jej przodkowie pochodzą z terenu sieradzkiego. W 1945 roku zostali przez Niemców wywiezieni na roboty. Dostali kilka godzin na spakowanie się, po czym przewieziono ich do Niemiec. Moja babcia i ciocia, starsza siostra mojej mamy, trafiły wtedy pod Berlin. W 1945 roku ledwo uszły z życiem podczas bombardowania miasta. Moja mama trafiła natomiast do  bogatej rodziny w Miśni. Była tam bardzo dobrze traktowana. Rodzina mojego taty pochodziła natomiast ze Stanisławowa. Moi dziadkowie po wojnie zostali zakwaterowani w niewielkiej wiosce pod Zieloną Górą i tak zaczęła się historia rodziny na Zachodzie kraju. Moi rodzice poznali się w pociągu, zakochali i zamieszkali w Zielonej Górze. Stamtąd właśnie przyjechałam do Wrocławia. 

001 14 ulica sklodowskiej curie widok od ul szczytnikciej s
materiały organizatora

Wspomniała Pani, że kiedy tutaj zamieszkała, duża część zabudowy Placu była nowa, ale jednocześnie, jak Pani powiedziała, kwitł handel bazarowy i osiedle nie było wówczas eleganckie, czy to znaczy, że w tym miejscu zderzały się ze sobą jakby dwa różne światy?

Tak, naturalnie! W latach 90, po upadku PRL, nie było możliwości i pieniędzy na to, żeby się rozwijać, stawiać nowe budynki, odnawiać stare. Nie byliśmy jeszcze w Unii Europejskiej, co również utrudniało tego rodzaju przedsięwzięcia i pozyskanie potrzebnych funduszy. W istocie widoczny rozwój Wrocławia i Placu Grunwaldzkiego nastąpił po powodzi, która miała miejsce w 1997 roku. Wtedy ówczesny prezydent miasta zaczął zabiegać o różne fundusze, polskie i zagraniczne, potrzebne na rewitalizację miasta. Dzięki temu Wrocław zaczął się intensywnie zmieniać. Szczególnie w ostatnim czasie wiele budynków w mieście zostało odnowionych. Wystarczy spojrzeć na zespół klinik Uniwersytetu Medycznego, neogotycki zabytek, który jak najbardziej należy doceniać. 

Jaki był Grunwald w Pani czasach studenckich?

Kiedy zaczęłam studiować nie było na osiedlu Kredki i Ołówka. Jak mówiłam, w ich miejscu były rozsypane gruzy. Ale w okolicy było dużo klubów studenckich. Spotykaliśmy się w nich, bawiliśmy się. Oczywiście akademiki były wtedy męskie i żeńskie i nie można było do siebie przychodzić. Co najwyżej można było konwersować przez okna. O godzinie dziesiątej akademiki były zamykane. To właśnie kluby studenckie były miejscami, w których mogliśmy się spotykać, bawić. Cudownie wspominam ten czas studencki na Placu Grunwaldzkim, bo byłam młoda. Każdy miło wspomina lata młodości. To był przyjemny czas. 

A jak, wraz z upływem czasu, zmieniało się osiedle na Pani oczach?

W latach 80. wybudowano Kredkę i Ołówek. Potem zaczęto zmieniać cały plac Grunwaldzki i zbudowano Rondo Reagana oraz galerię handlową  Pasaż Grunwaldzki. W związku z tym zlikwidowano namioty i budki, w których dotychczas prowadzono handel. Potem powstał również  kompleks budynków za Pasażem i osiedle zupełnie się zmieniło. Wtedy nie tylko Plac Grunwaldzki się zmieniał, ale cały Wrocław. Bardzo dużo zabytkowych kamienic zostało odnowionych.  Politechnika zaczęła rozbudowywać kampus i stawiać nowe budynki.   Manhattan, perełka architektury, został odnowiony i jest wpisany do rejestru zabytków Dolnego Śląska. Nigdzie nie ma takich budynków jak te wieżowce zaprojektowane przez Jadwigę Grabowską-Hawrylak. W ogóle we Wrocławiu powstawały po wojnie oryginalne budowle. Trzeba wspomnieć choćby o Trzonolinowcu, którego mieszkańcy zostali niedawno zmuszeni do jego opuszczenia, bo trzeba go wyremontować. Dom Naukowca, ale i Mezonetowiec przy Kołłątaja, także projektu Grabowskiej- Hawrylak, też zasługują na uwagę. Jak na tamte czasy to były bardzo nowoczesne budynki, szczególnie oryginalny był Mezonetowiec, gdzie zaprojektowano dwupoziomowe mieszkania! Niesamowite rzeczy tu powstawały. Wrocław po wojnie nie mógł przyznawać się do swoich korzeni i tożsamości, a przecież zawsze to miasto było wyjątkowe, zarówno za czasów piastowskich, jak i czeskich, austriackich, no i niemieckich. Wielką wartością tego miasta, którą bardzo mocno doceniam to fakt, że ludzie przybyli tu z różnych części kraju i świata, ale wszyscy czują się jak u siebie. Mam pewne porównanie, bo dużo podróżuję po Polsce i po świecie i to właśnie mnie uderza we Wrocławiu. Nie ma tu podziału na „miejscowych” i „przyjezdnych”, z czym można spotkać się w innych polskich miastach. Ostatnio przeżyłam pewne zaskoczenie będąc na cmentarzu w  Kujawsko-Pomorskim. Zauważyłam, że groby jednej rodziny pochodzą aż z XVIII stulecia. W jednym grobowcu są pochowani przodkowie sprzed 200-300 lat. We Wrocławiu tego nie znajdziemy. To zupełnie inna sytuacja. Zaskakującym było dla mnie to, że ludzie w innych regionach kraju często żyją w jednym miejscu od stuleci i  nie znają tego, z czym my zderzamy się we Wrocławiu, do którego nasi dziadkowie, rodzice przybyli po wojnie z różnych stron. To miasto jest właściwie kompletnym miksem osób pochodzących zewsząd i nie ma tu podziałów na to, skąd kto jest. Tu wszyscy są stąd. Ponadto w ostatnim czasie Wrocław stał się bardzo międzynarodowym miastem. Nie tylko dlatego, że przyjeżdżają tutaj turyści, ale i dlatego, że jest w nim coraz więcej studentów zagranicznych. To, co fascynuje mnie szczególnie na Placu Grunwaldzkim to to, że mogę usłyszeć tu różne języki świata, a to dlatego, że uczelnie, które mają tutaj swoje kampusy, wydziały i akademiki mają w swojej ofercie studia anglojęzyczne. Zagraniczni studenci mieszkają najczęściej właśnie w okolicy tego osiedla. I to jest cudowne, że idąc do sklepu mogę porozmawiać z kimś po angielsku. Ostatnio, kiedy wychodziłam z domu usłyszałam grupę młodych ludzi rozmawiających po hiszpańsku. Znam hiszpański, dlatego zaintrygował mnie ich akcent. Zaczęłam zastanawiać się, skąd są, ponieważ na pewno nie z Hiszpanii, ani Meksyku, Argentyna i Chile też odpadały. Moja ciekawość wzięła górę i musiałam podejść do nich, przeprosić i zapytać skąd są. Okazało się, że byli z Kolumbii i zwiedzali Europę. Do Wrocławia przyjechali z Pragi. Następnie mieli udać się do Drezna i Berlina. Tak więc, Wrocław stał się  międzynarodowym turystycznym i studenckim miastem. 

Czy Plac Grunwaldzki jest pod tym względem wyjątkowy w skali Wrocławia? Można go nazwać swego rodzaju wielokulturową enklawą?

Absolutnie tak! W Rynku, czy na Ostrowie Tumskim można spotkać głównie zagranicznych turystów, natomiast w rejonie Placu Grunwaldzkiego są studenci oraz pracownicy, którzy przyjechali tutaj z innych krajów. Na południu Wrocławia zamieszkali w ostatnim czasie Koreańczycy, którzy również pojawiają się w okolicy. Zaobserwowałam ich niedawno, spacerując wzdłuż Odry. Wielu z nich mówi zupełnie dobrze po angielsku, a ostatnio, w samolocie, spotkałam Koreańczyka, który pracuje we Wrocławiu i posługuje się językiem polskim. 

Powiedziała Pani, że lubi tę różnorodność Placu Grunwaldzkiego i jego międzynarodowy charakter, co jeszcze lubi Pani w tym osiedlu?

Oprócz ludzi, których lubię obserwować, doceniam też zieleń, która tutaj jest. Na Placu Grunwaldzkim jest ponadto specyficzna atmosfera. Ludzie tutaj są otwarci. Lubię podglądać sobie studentów różnych uczelni, przede wszystkim Uniwersytetu Medycznego, który jest tuż obok, w mniejszym stopniu Politechniki znajdującej się ciut dalej od mojego domu. Powiedziałabym, że Plac Grunwaldzki jest bardzo otwartą i międzynarodową częścią Wrocławia. Nie zauważy się tego w innych częściach miasta, ale to przede wszystkim dlatego, że na Placu mamy cztery wielkie uczelnie: Uniwersytety Przyrodniczy i Medyczny, kilka wydziałów Uniwersytetu Wrocławskiego i Politechnikę, mamy kampusy, bibliotekę. To wyjątkowe pod tym względem miejsce we Wrocławiu. Czuję się tutaj taka młoda.

Jakie są Pani ulubione miejsca na osiedlu?

Jestem zakochana w Parku Szczytnickim, do którego chodzę systematycznie na spacery. Przechadzam się w kierunku Ogrodu Japońskiego, Hali Stulecia i Pawilonu Czterech Kopuł. Bardzo polecam wizytę w  kawiarni w Pawilonie, ponieważ mają bardzo dobrą kawę i ciasta. Niewiele ludzi o niej wie, a jest tam bardzo przyjemnie. Poza tym, tuż obok mojego miejsca zamieszkania mam dwie bardzo fajne restauracje, gruzińską i włoską, więc, jeśli chcę z kimś się spotkać to idziemy do jednej z nich na dobre jedzenie i dobre wino. To są takie miejsca, które dają mi przyjemność. Nie muszę stąd wyjeżdżać, bo zieleń mam można powiedzieć za płotem. Jedyne, co martwi mnie w mojej okolicy i co bardzo chciałabym, żeby się zmieniło, to kwestia czystości. W ostatnich latach bardzo zmieniła się tu struktura mieszkańców. Ludność się wymieniła, przyjechały nowe osoby, w tym dużo studentów, którzy wynajmują lokale. Młodzi ludzie, bo niestety są to przede wszystkim młodzi, ale nie tylko, nie bardzo zwracają uwagę na czystość. Zaśmiecają szczególnie Wybrzeże Pasteura, co bardzo mnie boli. Wielokrotnie zwracałam się do służb miejskich o zaradzenie temu. Wraz z innymi mieszkańcami tej okolicy staraliśmy się też o budżet z WBO, proponując projekt rewitalizacji Wybrzeża Pasteura. Niestety nie udało się. Trudno nam, jako niewielkiej grupie mieszkańców, konkurować w takich inicjatywach z dużymi osiedlami. 

wybrzeze
zdjęcie: Marta Sobala

Czy są jeszcze jakieś zmiany, które chciałaby Pani zobaczyć w przyszłości na Placu Grunwaldzkim?

Chciałabym, żeby parking, który znajduje się przy Carrefourze od strony Placu Grunwaldzkiego został jakoś wyeliminowany, może przebudowany. Za Kredką i Ołówkiem jest też jakiś warsztat samochodowy. Też nie chciałabym, żeby tu był. Przed wojną był tam kompleks pięknych budynków. Może uda się coś z tym zrobić, jakoś zagospodarować te przestrzenie. Od strony Uniwersytetu Przyrodniczego, akademików Słowianka i Parawanowiec zostało to ładnie zaaranżowane. Jest tam przyjemnie i lubię tamtędy spacerować. Wokół jest sporo zieleni, której myślę, że inni mogą nam pozazdrościć. 

A czy któraś ze zmian, jakie zaszły na Placu Grunwaldzkim na przestrzeni lat wywarła na Pani szczególne wrażenie lub wpłynęła na Pani życie na osiedlu?

Jak wspomniałam, w mojej najbliższej okolicy, czyli przy Pasteura bardzo zmieniła się struktura społeczna. Bardzo dużo ludzi, których miałam okazję poznać przede wszystkim w latach 90., głównie podczas spacerów z psem, to byli ludzie starsi, którzy już odeszli. Często pokolenie ich dzieci i spadkobierców sprzedało ich mieszkania. Zamieszkali tam nowi właściciele, ale zauważalna większość przeznaczona została na wynajem dla studentów lub turystów, odwiedzających Wrocław na kilka dni. Te osoby nie utożsamiają się z osiedlem, dlatego nie ma dla nich znaczenia jak ono wygląda, funkcjonuje i czy panuje na nim czystość. Bez emocjonalnego związku z tym miejscem, na pewno trudniej o nie dbać. Z drugiej strony, to co mnie cieszy to, jak dużo budynków zostało odrestaurowanych, jak kamienice przy Norwida, czy rewitalizowany zespół klinik. Pięknie odnowiono także budynek przy Bibliotece Uniwersytetu Medycznego przy ulicy Marcinkowskiego. Naprawdę miło się to obserwuje, tym bardziej, że jak wspomniałam, przed wojną rejon Placu Grunwaldzkiego był piękną, elegancką dzielnicą dla profesorów i elity naukowej. Co prawda jeszcze dużo obiektów wymaga pracy, m.in. te w okolicach ulicy Łukasiewicza, ale i tak dużo się tu zmienia. 

Dlaczego zdecydowała się Pani zostać na Grunwaldzie przez te wszystkie lata?

Lubię życie, lubię ludzi, chętnie patrzę na to, jak się oni zachowują, a na Placu Grunwaldzkim mogę to robić. Poza tym wokół osiedla jest bardzo dużo terenów zielonych. Jestem w mieście, a wystarczy, że przejdę przez most i znajduję się w lesie. Nie muszę nigdzie jechać, nie muszę nawet wsiadać do autobusu, samochodu, czy pociągu, żeby spacerować wśród drzew. Kompleks zielonych terenów wzdłuż Odry jest po prostu przepiękny i teraz, kiedy jestem na emeryturze, mam nareszcie czas, żeby spacerować i podziwiać to, co mam dookoła siebie. Jestem w dużym mieście, a jednocześnie mam związek z naturą. 

Czym jest dla Pani to miejsce?

To jest dla mnie całe życie.   


„Plac Grunwaldzki - nieopowiedziana historia” to projekt realizowany przez Fundację Ładne Historie dzięki dofinansowaniu ze środków Fundacji EVZ w ramach programu „local.history”. #SupportedByEVZ



Богуслава Добек-Островска

Александра Подлейска (AП): Яким чином ви пов'язані з Грунвальдською площею [Plac Grunwaldzki]?

Богуслава Добек-Островска (Б): Цього року виповнюється рівно 20 років відтоді, як оселилася в передвоєнній кам'яниці у районі набережна Пастеура [Wybrzeże Pasteura]. Щоправда, придбали ми її на два роки раніше, але тоді у нас не було грошей на реновацію, і будівля була вкрай запущена. На момент, коли ми туди переїхали, практично в кожній квартирі все ще мешкали довгожителі з покоління моїх батьків, які приїхали до Вроцлава одразу після війни. Вони приїжджали з різних куточків країни, передусім зі Сходу, з території Галичини, з околиць Львова, але були також ті, хто приїхав з Варшави чи Великопольщі. Однією з останніх представниць цього покоління, яка ще пам'ятає 1940-ві роки у Вроцлаві і досі мешкає в цьому будинку, є пані Галина - людина надзвичайної інтелігентності та освіченості. (Інтерв'ю з пані Галиною)

AП: Тоді ж, 20 років тому, Ви пов'язали своє життя з мікрорайоном?

Б: Ні, набагато раніше.  Ні, набагато раніше.  З площею Грунвальдською я пов'язана вже понад 50 років. У 1974 році я вступила на навчання до Вроцлавського університету і жила в гуртожитку „Słowianka” побудованому на початку 1970-х років. Можна сказати, що я була однією з перших його мешканок. Прожила там чотири роки. Потім, коли поступила на докторантуру, я мешкала на набержній Пастера [Wybrzeże Pasteura], в будівлі, яка раніше була Будинком асистентів. Зараз це готель „Starter”. Він розташований за новою будівлею на Грунвальдській площі, яка була прибудована до нього років п'ять, може, шість тому. Потім ми переїхали до квартири на вул. Pasteura 17a. Але з часом, коли наша сім'я розрослася, виявилося, що замало місця. Тоді ми купили вищезгадану квартиру в довоєнній будівлі 1912 року, яка також знаходиться на Pasteura, у внутрішньому дворику. Придбали її у пані, яка приїхала сюди з батьками зі Львова. Будинки, що виходили на вулицю, спочатку призначалися для професорів та людей вищих посад. Я живу у внутрішньому дворику, який до війни був спроектований для середнього класу. Виявилося, що раніше в нашій квартирі мешкала жінка, яка була вчителькою. Під час ремонту ми знайшли лист, адресований їй, на Hobrecht Ufer, як раніше називалося набережна Пастера [Wybrzeże Pasteura]. То був офіційний лист, звичайно ж, німецькою мовою, який був викликом до банку, якщо я добре пам'ятаю. Я помістила лист у рамку, і сьогодні він висить на почесному місці в нашій квартирі, нагадуючи про складну історію нашого міста. Відтак, з площею Грунвальдською та її околицями я пов'язана з самого початку мого перебування у Вроцлаві, а саме 50 років.

001 16 widok na most grunwaldzki od strony ul joliot curie s

AП: Ви згадали про складну історію Вроцлава, а також про багатьох мешканців, які приїхали до Грунвальдської площі [Plac Grunwaldzki] з околиць Львова. Якою була спільнота мікрорайону, коли Ви там оселилися?

Б: У той час, коли я переїхала до кам'яниці на вул. Pasteura, більшість мешканців були вже літніми людьми, здебільшого пенсіонерами. До Вроцлава вони приїхали переважно зі східної частини Польщі, сьогодні західної частини України, ще маленькими дітьми, тому пам'ятають ті часи лише фрагментарно. По-суті, вони вже тут виховувалися. Тут вони зростали і створювали свої сім'ї, тож це місце стало їм близьким. Дуже цікавим матеріалом, який розповідає про обмін населенням у Вроцлаві після 1945 року, є книга Ґреґора Тума [„Obce miasto. Wrocław 1945 i potem”, 2005]. Важливо пам'ятати, що внаслідок післявоєнних домовленостей і сталінської політики німецьке населення колишнього Бреслау було змушене виселитися, на зміну їм прийшли ті, хто був змушений покинути свої домівки на Сході. Важливо також відзначити, наскільки довоєнне Бреслау та його жителі відрізнялися від тих, хто приїхав сюди після 45-го року. Колишній Бреслау був одним із найрозвиненіших, заможних німецьких міст. Більшість помешкань були дуже високого рівня, деякі з них мали окремі ванні кімнати та кімнати для прислуги. Інші, для менш заможних мешканців, мали загальні туалети в коридорах. Втім, загалом місто було заможним, з високим рівнем життя та новочасною архітектурою. Люди, котрі приїхали сюди зі Сходу, здебільшого походили з маленьких містечок, сіл, як правило, з досить бідних територій. Коли вони прибули до Нижньої Сілезії, то опинилися в зовсім іншій реальності. Як згадує Ґреґор Тум у своїй книжці, особи оселялися в житлових будинках разом зі своїми тваринами. Коней, овець і свиней спочатку тримали в підвалах, бо не було де їх тримати. Лише через рік було видано заборону на утримання худоби в житлових будинках. Нові мешканці також не звикли користуватися туалетами, тому будували власні, імпровізовані туалети на вулицях або у дворах. Таким чином, структура населення повністю змінилася після 1945 року, і це слід пам'ятати як одну з характерних рис повоєнного Вроцлава. 

AП: А як виглядало місто і особливо Грунвальдська площа в 1970-х роках, коли Ви тут оселилися?

Б: Це дуже цікаве питання, оскільки мушу визнати, що я відчуваю емоційний зв'язок з цим місцем, відтак мені також відома його історія. Перш ніж говорити про 70-ті роки, мушу згадати, що до війни це було одне з найпривабливіших місць у Вроцлаві. Окрасою міста був Імператорський міст, або сучасний Грунвальдський міст [Most Grunwaldzki], відкритий у 1910 році. Це був один з перших висячих мостів у Європі. За ним тягнулася вулиця, яку ми зараз називаємо Грунвальдською площею, а тоді це була вул. Cesarska - Kaiserstraße (Кайзерштрассе). Її будівлі були репрезентативними і відповідали високим архітектурним стандартам. Там стояв костел, а неподалік був Острув Тумскі [Ostrów Tumski] з Кафедральним собором. На жаль, Вроцлав і Грунвальдську площу спіткала жорстока доля. Останній комендант „Festung Breslau” наказав знести всю грунвальдську вісь, щоб створити там злітно-посадкову смугу, оскільки інші аеродроми в місті на той час були вже недоступні. Подейкують що, з грунвальдського летовища вилетів лише один літак, щоправда, інформація про це є доволі протирічною. Всі будівлі, що знаходились поруч з вул. Cesarska, були зруйновані. Тож після війни район лежав у руїнах. Сама я цього не пам'ятаю, але моя сестра бачила ці завали. Вона приїжджала сюди з батьками в 50-ті.Якраз тоді вони відвідували тітку та дядька, які навчалися у Вроцлавському політехнічному та медичному університетах і винаймали квартиру на вулиці Norwida. Люди, які жили навколо площі одразу після війни і навіть у 1960-х роках, все ще могли бачити зруйновані, занедбані будівлі. Коли я приїхала сюди на навчання, напівзруйнованих стін вже не було, але на місці „Kredki” i „Ołówka”, все ще можна було побачити розкидані уламки. Практично всі будівлі, які були зведені вздовж Грунвальдської площі, були побудовані в 60-х і 70-х роках. Наприклад, знамениті „Седесовці”, тобто вроцлавський „Мангеттен”, або „Бункроуце”, спроектовані Ядвігою Грабовською- Гавриляк, однією з найкращих польських архітекторок, були збудовані на початку 1970-х років, а їхній проект датується кінцем 1960-х. Так що коли я прибула до Вроцлава, вони були абсолютно новими. Раніше, у 60-х роках, був збудований Будинок вченого для викладачів Політехніки. Гуртожитки „Dwudziestolatka”, „Słowianka”, „Parawanowiec” постали на початку 70-х і також були зовсім новими. Ще на початку сімдесятих були збудовані ветеринарні заклади, що належать нинішньому Природничому університету, колишній Академії сільськогосподарських наук. Так сталося, що цей житловий комплекс фактично створила команда з кількох архітекторів, які добре відомі не тільки в Польщі, але й за її межами. Про Грабовську-Гавриляк уже згадувала, але варто ще сказати про Кристину та Марiана Барскіх. Ця подружня пара архітекторовів спроектувала, зокрема, хімічний факультет, факультет інформатики Вроцлавського університету, комплекс будівель факультету ветеринарної медицини, а професор Маріан Барські спроектував гуртожитки „Kredka” та „Ołówek”. Крім того, Барскі були авторами проекту будинку житлово-будівельного кооперативу на Pasteura 17а, де я мешкала в 90-х. Я не бачила тієї повної руїни, яку зробила з мікрорайону війна, на власні очі і коли переїхала сюди, все в центрі мікрорайону було новеньким. Однак тоді ще не було багато будівель, офісних блоків чи „Pasaż Grunwaldzki”. У мої студентські роки процвітала базарна торгівля. Були прості кіоски, де можна було купити найнеобхідніші речі. На пл. Грунвальдській не було тієї елегантності забудови, яка є сьогодні. Це був зовсім інший світ. Найбільш цікавим є те, що молоде покоління, абсолютно не обізнане з цим і не знає історії міста. Понад 40 років я пропрацювала у Вроцлавському університеті і часто ставила студентам запитання про те, звідки походять їхні предки. Більшість з них не знали, чи були вони зі Сходу, чи з інших регіонів Польщі. Були „звідси”, їхні знання сягали щонайдалі до покоління їхніх дідів, які оселилися тут. Не шукали інформації про попередні покоління. Молодь не до кінця усвідомлює складну історію цього міста. А Вроцлав пройшов кілька етапів розвитку. Він був п'ястівським, чеським, австрійським, а з середини XVIII ст. до 1945 року - німецьким містом. Після війни з пропагандистських міркувань не можна було говорити про німецький період Вроцлава. Лише у 90-их, після розпаду комуністичної Польщі, відбулось перегляд минулого цього міста.  Саме тоді його почали відвідувати колишні німецькі мешканці або їхні нащадки.  

AП: А звідки походили ваші предки? Вони також приїхали до Вроцлава в результаті післявоєнного обміну населенням?

Б: Моя сім'я в основному є змішаною, оскільки моя мати та її предки походять із Сєрадзького повіту. У 1945 році німці депортували їх на примусові роботи. Їм дали кілька годин на збори, після чого вивезли до Німеччини. Мою бабусю і тітку, старшу сестру моєї матері, відправили до Берліна. У 1945 році вони ледве врятувалися під час бомбардування міста. Моя мама, натомість, опинилася в багатій родині в Мейсені. Там до неї ставилися дуже добре. Батькова ж родина походила зі Станіславова. Моїх бабусю і дідуся після війни поселили в маленькому селі біля Зеленої Ґури, і так почалася історія моєї сім'ї на Західних землях. Мої батьки познайомилися в поїзді, закохалися і оселилися в тому місті. Звідти я і приїхала до Вроцлава. 

001 14 ulica sklodowskiej curie widok od ul szczytnikciej s

AП: Ви згадали, що коли переїхали сюди, значна частина забудови на Площі була новою, але в той же час, за вашими словами, процвітала базарна торгівля й мікрорайон на той час не був ошатним, чи означало це, що в цьому місці ніби зіштовхувались два різні світи?

Б: Так, звичайно! У 90-х роках, після розпаду комуністичного режиму, не було ні можливості, ні грошей розвиватися, зводити нові будівлі, реконструювати старі. Ми тоді ще не були в Європейському Союзі, що також ускладнювало реалізацію таких проектів і отримання необхідного фінансування. Фактично, видимий розвиток Вроцлава і Грунвальдської площі розпочався після повені 1997 року. Тодішній мер міста почав шукати різні фонди, польські та іноземні, необхідні для відродження міста. В результаті Вроцлав почав інтенсивно змінюватися. Особливо останнім часом багато будівель у місті було відремонтовано. Чого вартий лише комплекс клінік Медичного університету - пам'ятка неоготики, яку варто цінувати.

AП: Яким був Грунвальд у ваші студентські роки?

Б: Коли почала навчатися, у мікрорайоні не було ні „Kredki”, ні „Ołówka”. Як я вже згадувала, на їхньому місці були лише завали. Але в цій місцевості було багато студентських клубів. Ми зустрічалися в них, розважалися. Звичайно, в ті часи гуртожитки були чоловічі та жіночі, і не можна було приходити один до одного. Максимум, що можна було зробити, це поспілкуватися через вікна. О десятій годині гуртожитки зачинялися. Саме студентські клуби були тими місцями, де ми могли бачитись, проводити весело час. Про той студентський час на Грунвальдській площі у мене залишилися чудові спогади, бо я була юною. Кожен має теплі спогади зі своєї молодості. То був приємний час. 

AП: Як на ваших очах з плином часу змінювався мікрорайон?

Б: У 80-х було збудовано гуртожитки „Kredka”, „Ołówek”. Згодом площа Грунвальдського почала змінюватися, було збудовано кільцеву розв'язку Reagana [Rondo Reagana] та торговий центр „Pasaż Grunwaldzki”. Внаслідок цього були прибрані намети і кіоски, які раніше використовувалися для торгівлі. У той час змінювалася не лише Площа Грунвальдська, але й увесь Вроцлав. Багато історичних будівель було відреставровано.  Політехніка почала розширювати свій кампус і зводити нові корпуси. „Мангеттен”, архітектурна перлина, відреставрована і внесена до реєстру пам'яток Нижньої Сілезії. Ніде немає будівель, подібних до цих висоток, спроектованих Ядвігою Грабовською-Гавриляк. Загалом, після війни у Вроцлаві почали з'являтися оригінальні будівлі. Варто згадати „Trzonolinowiec”, мешканці якого нещодавно були змушені звільнити його, оскільки будинок підлягає капітальному ремонту. „Будинок вчених” [Dom Naukowca], але й „Mezonetowiec” біля вул. Kołłątaja, також спроектований Грабовською-Гавриляк, заслуговує на увагу. Як на той час це були дуже сучасні будівлі, особливо оригінальною була будівля „Mezonetowiec”, де були спроектовані двоповерхові квартири! Повстали тут дивовижні речі. Після війни Вроцлав не міг признаватися до свого коріння та приналежності, але ж він завжди було унікальним, чи то за династії П'ястів, чи то за чехів, чи то за австрійців, чи то за німців. Великою особливістю цього міста, яку я щиро ціную, є те, що сюди приїжджають люди з різних куточків країни та світу, але всі вони почуваються тут як вдома. У мене є з чим порівняти, бо я багато подорожую Польщею та світом, і це те, що вражає мене у Вроцлаві. Тут немає поділу на „місцевих” і „приїжджих”, який можна зустріти в інших польських містах. Нещодавно, відвідуючи кладовище в Куявсько-Поморському воєводстві, я пережила певну несподіванку. Зауважила, що могили однієї родини датуються ще XVIII ст. В одному гробівці покояться предки, що були поховані 200-300 років тому. У Вроцлаві такого не знайдеш. То зовсім інша ситуація. Мене здивувало, що люди в інших регіонах країни нерідко живуть на одному місці століттями і не знають, з чим ми стикаємося у Вроцлаві, куди після війни приїхали з різних куточків наші дідусі, бабусі, батьки. У цьому місті насправді повна мішанина людей, які приїжджають звідусіль, і тут немає поділу на те, звідки хтось родом. Тут усі звідси. До того ж, Вроцлав останнім часом став дуже міжнародним містом. Не тільки тому, що сюди приїжджають туристи, але й тому, що тут стає все більше іноземних студентів. Що мене особливо приваблює на Грунвальдській площі, так це те, що тут можна почути різні мови світу, і це тому, що університети, які мають тут свої кампуси, факультети та гуртожитки, пропонують англомовне навчання. Як правило, студенти з інших країн зазвичай мешкають неподалік від цього житлового мікрорайону. Мені подобається, що коли я йду в магазин, то можу поговорити з кимось англійською мовою. Нещодавно, виходячи з дому, почула групу молодих людей, які розмовляли іспанською. Я володію іспанською, тому мене заінтригував їхній акцент. Знаючи іспанську, я була заінтригована їхнім акцентом. Мені стало цікаво, звідки вони родом, адже це точно була не Іспанія чи Мексика, Аргентина та Чилі також відпадали. Моя допитливість взяла гору і мені довелося підійти до них, перепросити і запитати, звідки вони приїхали. Виявилося, що вони з Колумбії і подорожували Європою. До Вроцлава приїхали з Праги. Потім мали поїхати до Дрездена та Берліна. Відтак Вроцлав став міжнародним туристичним та студентським містом. 

AП: В цьому відношенні, чи є Площа Грунвальдська особливим місцем у межах Вроцлава? Можна її назвати своєрідним мультикультурную анклавою?

Б: Безумовно, так! На Ринковій площі або Оструві Тумському можна зустріти переважно іноземних туристів, а в районі Грунвальдської площі - студентів та працівників, які приїхали сюди з інших країн. На південь від Вроцлава останнім часом все частіше поселяються корейці. Нещодавно я помітила їх під час прогулянки вздовж Одри. Багато з них досить добре розмовляють англійською, а нещодавно в літаку я познайомився з корейцем, який працює у Вроцлаві і володіє польською мовою. 

AП: За Вашими словами, Вам подобається різноманітність Грунвальдської площі та її інтернаціональний характер, що ще Ви любите в цьому мікрорайоні?

Б: Окрім людей, за якими мені подобається спостерігати, також ціную зелень, яка тут є. Крім того, на Площі Грунвальдській панує особлива атмосфера. Люди в цьому місці відкриті. Мені подобається споглядати за студентами різних університетів, передусім Медичного університету, який знаходиться поруч, і меншою мірою Політехнічного університету, який знаходиться трохи далі від мого будинку. Я б сказала, що Грунвальдська площа є дуже відкритою та інтернаціональною частиною Вроцлава. Ви не побачите цього в інших частинах міста, але це головним чином тому, що на площі розташовані чотири найбільші університети: Природничий та Медичний, кілька факультетів Вроцлавського університету та Вроцлавської політехніки, у нас є кампуси, бібліотека. У цьому відношенні це унікальне місце у Вроцлаві. Я відчуваю себе тут такою молодою.

AП: Якими є Ваші улюблені місця в мікрорайоні?

Б: Я закохана в парк Щитніцкі [Park Szczytnicki], куди регулярно ходжу на прогулянки. Прогулююсь до Японського саду [Ogród Japoński], „Hala Stulecia” та павільйону „Чотири куполи” [Pawilon Czterech Kopuł]. Рекомендую відвідати кав'ярню в Павільйоні, бо там дуже смачна кава і тістечка. Мало хто знає про неї, а там дуже приємно. Крім того, поруч з моїм будинком є два дуже гарних ресторани, грузинський та італійський, тож якщо я хочу з кимось зустрітися, ми йдемо в один з них, щоб скуштувати смачну їжу та випити хорошого вина. Це ті місця, які приносять мені задоволення. У мене немає потреби виїжджати звідси, бо зелень, у мене, за парканом. Єдине, що мене турбує в моєму кварталі і що я дуже хотіла б змінити - це ситуація з чистотою. За останні роки структура населення тут зазнала значних змін. Помінялося населення, приїхали нові люди, зокрема багато студентів, які орендують приміщення. Молодь, бо, на жаль, в більшості своїй, але не тільки молодь, не звертає особливої уваги на чистоту. Засмічують, зокрема, набережну Пастера, що мене дуже болить. Я неодноразово зверталася до міських служб з проханням це виправити. Разом з іншими мешканцями району ми також подали заявку на бюджет WBO, запропонувавши проект з ревіталізації  набережної Пастера. На жаль, не вийшло. Нам, як невеликій групі мешканців, важко конкурувати з великими районами в таких ініціативах. 

wybrzeze

AП: Чи є ще якісь зміни, які Ви хотіли б побачити на Площі Грунвальдській в майбутньому?

Б: Хотілося б, щоб паркінг, який знаходиться поруч з „Carrefour” з боку площі Грунвальдської, був якось усунутий, можливо, перепланований. За „Kredka” і „Ołówek” також є якась автомайстерня. Мені б теж не хотілося, щоб це знаходилося тут. До війни там був комплекс красивих будівель. Можливо, з цим можна щось зробити, якось розвинути ці простори. З боку Університету природничих наук, гуртожитків „Słowianka” i „Parawanowiec” місця гарно облаштовані. Там приємно, і мені подобається там гуляти. Навколо багато зелені, якій, думаю, інші можуть позаздрити. 

AП: А якісь зміни, що відбулися на Грунвальдській площі за ці роки, справили на вас особливе враження чи вплинули на ваше життя в мікрорайоні?

Б: Як я вже згадувала, у моїй безпосередній околиці, тобто на вул. Pasteura, соціальна структура дуже змінилася. Дуже багато людей, з якими я мала нагоду зустрітися в основному в 90-х роках, в основному під час прогулянок з собакою, були старшими людьми, які вже відійшли у вічність. Часто покоління їхніх дітей та спадкоємців продавало їхні квартири. Там оселилися нові власники, але помітна більшість здається в оренду студентам або туристам, які приїхали до Вроцлава на кілька днів. Ці люди не ототожнюють себе з мікрорайоном, тому їм не важливо, як він виглядає, функціонує і чи є він чистим. Не маючи емоційного зв'язку з місцем, звичайно, важче доглядати за ним. Натомість мене тішить те, як багато будівель було відреставровано, наприклад, будинки на вул. Norwida,  чи відновлений комплекс клінік. Будівля поруч з бібліотекою Медичного університету на вул. Marcinkowskiego. На це дійсно приємно дивитися, тим більше, що, як я вже згадувала, до війни район Площі Грунвальдської був красивим, елегантним районом для професорів та наукової еліти. Щоправда, є ще багато об'єктів, які потребують доопрацювання, в тому числі і в околицях вул. Łukasiewicza,  але навіть попри це, тут багато чого змінюється. 

AП: Чому Ви прийняли рішення всі ці роки жити саме на Грунвальді?

Б: Люблю життя, люблю людей, люблю спостерігати за їхньою поведінкою, і на Грунвальдській площі я можу це робити. Крім того, навколо мікрорайону багато зелених насаджень. Я в місті, і все, що мені потрібно зробити, це перейти міст - і я в лісі. Мені не треба нікуди йти, мені навіть не треба сідати в автобус, машину чи потяг, щоб прогулятися серед дерев. Комплекс зелених зон вздовж Одри просто прекрасний, і тепер, коли я на пенсії, у мене нарешті з'явився час гуляти і милуватися тим, що мене оточує. Я перебуваю у великому місті і водночас маю зв'язок з природою. 

AП: Чим для вас є це місце?

Б: Для мене це ціле життя.   


"Площа Грюнвальдська - нерозказана історія" - це проект, реалізований Фундацією "Красиві історії" завдяки фінансовій підтримці Фонду EVZ в рамках програми "local.history". #ПідтриманоByEVZ

Projekt „Centrum Aktywności Lokalnej Plac Grunwaldzki OD NOWA” jest współfinansowany ze środków Gminy Wrocław.

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Polityka prywatności.
Plac Grunwaldzki OD NOWA