od_nowa

Krystyna Ziętak

[ПРОКРУТИТИ ВНИЗ ДЛЯ УКРАЇНСЬКОЇ ВЕРСІЇ]

Aleksandra Podlejska: W jaki sposób jest Pani związana z osiedlem Plac Grunwaldzki?

Krystyna Ziętak: Jestem z tym miejscem związana na dwa sposoby. Po pierwsze, mieszkałam przy ulicy Grunwaldzkiej w pokoju sublokatorskim w czasach studenckich. Ostatnio poszłam nawet specjalnie obejrzeć to podwórko i poza tym, że okna kamienicy zostały wymienione na plastikowe i tynk odpada, niewiele się zmieniło. Po studiach przez wiele lat związana byłam z Placem Grunwaldzkim poprzez pracę. 

W którym roku wprowadziła się Pani na ulicę Grunwaldzką?

W 1961, kiedy zaczęłam studia we Wrocławiu. Mieszkałam tam do 1963. Pamiętam, że kiedy przyjechałam do Wrocławia na egzaminy wstępne, to nie wiedziałam, że w mieście są dwa dworce, a pociąg z Wałbrzycha dojeżdża na Świebodzki, nie na Główny. Na szczęście znajoma, która miała mnie odebrać i u której miałam wtedy nocować, zorientowała się i czekała na mnie na właściwym dworcu. To była moja pierwsza podróż do Wrocławia bez rodziców. Na egzaminy przyjechaliśmy wtedy grupą kilku osób. Pamiętam, że z egzaminami było trochę zamieszania. Miały być pisemne i ustne, dlatego musiałam nocować we Wrocławiu. Gdy okazało się, że egzamin ustny mam mieć dopiero za kilka dni, postanowiłam wrócić do Nowej Rudy i opuściłam mieszkanie znajomej. Dobrze, że zanim wsiadłam do pociągu, poszłam sprawdzić ogłoszenie w dziekanacie w Gmachu Głównym Uniwersytetu i okazało się, że mam być egzaminowana następnego dnia. Wtedy poszłam na Grunwaldzką, ponieważ już było ustalone, że jeśli zostanę przyjęta na studia, to tam właśnie będę mieszkać i adres już znałam. 

Czarno-biała archiwalna fotografia przedstawia budynki i samochody po lewej stronie, po prawej stronie rozkopana ziemia.
Ulica Grunwaldzka przy Sienkiewicza [materiały organizatora]

Czy pamięta Pani, jak wyglądało lokum przy ulicy Grunwaldzkiej?

Znajdowało się w czteropiętrowym budynku w podwórzu. Obok mieścił się posterunek milicji. Nie pamiętam, na którym piętrze było to mieszkanie, ale wydaje mi się, że na drugim. Składało się z dwóch pokoi i kuchni. Mieszkałam w pokoju, który pełnił rolę niby salonu. Pamiętam stamtąd ciemne meble i przede wszystkim stół, na którym leżała koronkowa serweta. Była tam wnęka bez okna, którą szafa oddzielała od reszty pokoju. Za nią stało moje łóżko i stolik, na którym miałam lampkę. Mieszkałam właściwie w tej wnęce. Toaleta była na zewnątrz mieszkania, na wspólnym korytarzu. Łazienki nie było.

Jaki był Placu Grunwaldzki, gdy mieszkała Pani na nim jako studentka? 

Studiowałam matematykę na Uniwersytecie Wrocławskim i ciekawe jest to, że Instytut Matematyczny miał swoje pomieszczenia w budynkach D1 i D2 Politechniki, a zajęcia mieliśmy też w innych miejscach w mieście: w Ogrodzie Botanicznym, Parku Szczytnickim, w Gmachu Głównym Uniwersytetu i w Rynku. Tak więc człowiek się nabiegał. Zastanawiam się, kiedy w ogóle ja w tym pokoju sublokatorskim przebywałam, mając tyle godzin zajęć w różnych częściach miasta. Program studiów różnił się od obecnego. Na pierwszym roku studiów mieliśmy bardzo duże przedmioty, ale nie było ich tak dużo jak teraz krótszych. Na przykład, wykłady i ćwiczenia z algebry zajmowały siedem godzin tygodniowo. Naprawdę współczuję teraz studentom, którzy mają w semestrze dużo różnych przedmiotów i egzaminów. Ja w semestrze zimowym miałam dwa egzaminy, a w letnim trzy. Po 1963 roku wciąż przyjeżdżałam na Plac Grunwaldzki, oczywiście na niektóre zajęcia. 

Czas moich studiów kojarzy mi się z akademikami na placu Grunwaldzkim, które nazywaliśmy Tekami. To było miejsce, gdzie można było potańczyć. Kiedyś byłam z moją koleżanką w jednym z Teków na tańcach, podczas których ona poznała swojego przyszłego męża. Ja nikogo nie poznałam. Pamiętam, że nie miałam za bardzo w co się ubrać na tańce i koleżanka pożyczyła mi spódnicę, ale nie czułam się w niej dobrze. W tamtych czasach niełatwo było się ładnie ubrać. Ręcznie szyłam sobie sukienki na podstawie wzorów z Burdy. Innym miejscem zabaw był pałacyk przy ulicy Kościuszki. Teraz studenci chyba nie mogą już z niego korzystać, coś innego się w nim znajduje. 

Z czasów studenckich pamiętam również łaźnię miejską przy ulicy Curie-Skłodowskiej. Korzystałam z niej, kiedy mieszkałam przy Grunwaldzkiej. Pamiętam samo wejście do niej, a  nie mogę przypomnieć sobie wnętrza. W 1963 roku przeprowadziłam się z Grunwaldzkiej na ulicę Żeromskiego. Tam zamieszkałam w pokoju czteroosobowym, bez łazienki, z jedną wspólną miską do mycia w korytarzu. Tak więc również musiałam korzystać z łaźni miejskiej, ale wtedy chodziłam do tej przy ulicy Teatralnej, gdzie jest basen. Zastanawiam się teraz, jak prałam rzeczy. Być może ciągle musiałam jeździć do rodziców, bo na pewno zarówno w mieszkaniu na Żeromskiego, jak i przy Grunwaldzkiej, nie było warunków do prania. Kiedy studiowałam, nie było łatwo zadzwonić do rodziców. Żeby móc z nimi porozmawiać, chodziłam na pocztę przy ulicy Grunwaldzkiej i nierzadko godzinami czekałam na połączenie. Wtedy budki telefoniczne nie były powszechne, więc trzeba było siedzieć i czekać na poczcie. 

Z okresu studenckiego pamiętam szczególnie jedno wydarzenie, to był chyba rok ’62 lub ’63. Wtedy po raz pierwszy i tak naprawdę jedyny w życiu byłam na wielkim koncercie gwiazdy zagranicznej w Hali Ludowej, obecnie Hali Stulecia. To był koncert Paula Anki, rewelacja. Nigdy nie zapomnę tego wydarzenia, miałam płytę tego artysty. Z jego przyjazdem do Wrocławia jest związana pewna anegdota, którą słyszałam. Podobno przebywając w hotelu, chyba w Monopolu, dziwił się, że woda mineralna nazwana została na jego cześć, ponieważ wtedy w szklanych buteleczkach była woda o nazwie Anka.

Wspomniała Pani o potańcówkach, które odbywały się w Tekach, dlatego chciałam zapytać, jak wyglądało życie studenckie na Grunwaldzie w czasie wolnym od zajęć?

Przez to, że mieszkałam w pokoju sublokatorskim, nie uczestniczyłam w życiu studenckim w akademikach. Znalezienie pokoju sublokatorskiego było zresztą w tamtych czasach bardzo trudne, ponieważ trzeba było szukać ogłoszeń w gazetach. Zamieszkałam tutaj na osiedlu, ponieważ ktoś z mojej dalekiej rodziny znał Państwo, którzy wynajmowali pokój na Grunwaldzkiej. Później, kolejne mieszkanie przy Żeromskiego znalazłam dzięki koleżance, która od proboszcza dowiedziała się, że właścicielka poszukuje dwóch osób do pokoju. Mieszkałyśmy tam z dwiema siostrami, które pochodziły ze Śląska. Pamiętam, że dostawały od rodziny paczki żywnościowe, w których był m.in. krupniok. Wtedy poznałam tę potrawę. 

Nie brałam udziału w życiu studenckim. Jak już mówiłam, zastanawiam się, na co w ogóle mogłam wtedy mieć czas, biorąc pod uwagę ilość zajęć i ciągłe przemieszczanie się po mieście. Nie było podręczników i dużo czasu spędzałam w uniwersyteckiej bibliotece przy Szajnochy. Bardzo lubiłam czytać, a że zmieniałam pokoje sublokatorskie, to zapisywałam się do różnych bibliotek miejskich. Pamiętam, że na skrzyżowaniu Prusa i Reja była biblioteka, z której korzystałam. Dopiero w 1974 roku dostałam mieszkanie spółdzielcze z puli Uniwersytetu. Kiedyś było tak, że spółdzielnie mieszkaniowe część mieszkań przekazywały zakładom pracy, które rozdysponowywały je wśród pracowników. Byłam wtedy już po doktoracie i według obowiązującego systemu punktowego załapałam się na takie mieszkanie jednopokojowe przy ulicy Zielińskiego. 

W czasie studiów miałam stypendium naukowe, ale nie kwalifikowałam się do stypendium socjalnego, w związku z tym, nie miałam prawa korzystać ze stołówki uniwersyteckiej. Ona mieściła się na Szewskiej. Na początku miesiąca musiałam stać przy okienku stołówki i czekać, czy ktoś ze studentów, kupujący abonament na cały miesiąc, nie zrezygnuje z obiadów w jakieś dni – kupowałam te „wycinki”. Kiedy pracowałam na Politechnice, korzystałam ze stołówki na terenie uczelni.

Czarno-biała archiwalna fotografia przedstawia budynki Politechniki Wrocławskiej
Budynki Politechniki Wrocławskiej. [materiały organizatora]

Po studiach wciąż była Pani związana z Placem Grunwaldzkim?

Po studiach zaczęłam pracować w Instytucie Matematycznym, który nie miał wówczas własnej siedziby. W jednym z budynków D Politechniki była biblioteka Instytutu, gdzie odbywały się również seminaria. Moim miejscem pracy była wtedy ulica Grodzka, ponieważ tam znajdowała się Katedra Metod Numerycznych. We wspomnianej bibliotece politechniki, pracownicy Instytutu Matematycznego pełnili popołudniowe dyżury, ja też. We wtorki na zapleczu biblioteki odbywały się seminaria Instytutu Matematycznego. Brałam w nich udział, choć muszę przyznać, że nie zawsze byłam zaciekawiona referatami. Zamiast referatów słuchałam z tyłu sali bardzo ciekawych anegdot, które opowiadał profesor Steinhaus. W połowie lat siedemdziesiątych z Instytutu Matematyki wydzielił się Instytut Informatyki, który potem miał siedzibę na Karłowicach. Z czasem wybudowano nowy budynek dla informatyki, właśnie na Placu Grunwaldzkim. Niestety nie załapałam się już na pracę w nowym gmachu, ponieważ kiedy powstał, ja pracowałam już na Politechnice. Tak więc w pewnym sensie zaczęłam swoją karierę zawodową w jednym z budynków D i tam też ją zakończyłam, ale jako pracownik Politechniki. 

A czy pamięta Pani, jak plac Grunwaldzki się zmieniał i jak wyglądał na przykład przed powstaniem Ronda Reagana?

Niestety zupełnie nie. W czasach studenckich nie znałam Wrocławia. Prawdopodobnie nie miałam czasu na jego odkrywanie, biorąc pod uwagę ilość zajęć. Mieszkając na osiedlu, wsiadałam do tramwaju na Grunwaldzkiej, więc nie korzystałam z przystanków przy obecnym rondzie, dlatego nie pamiętam, jak to skrzyżowanie wyglądało wcześniej. Nie mam zbyt wielu wspomnień związanych z tym, jak zmieniało się to osiedle. Na pewno zniknęło targowisko. Bardzo dobrze pamiętam oczywiście budynek D2 Politechniki, szczególnie salę nr 28, w której mieliśmy wykłady, a w której później, pracując już na Politechnice, sama egzaminowałam studentów. To było pomieszczenie o amfiteatralnym kształcie. Na dole katedra dla wykładowcy, duża tablica na środku, a po jej bokach wąskie okna. Tam też na pierwszym roku moich studiów miałam egzamin u profesora Knastera z geometrii analitycznej. Profesor zrobił eksperyment. Egzamin był publiczny, bo cały rok siedział na sali i przysłuchiwał się odpowiedziom. Trwał cały dzień. Każda osoba po kolei podchodziła do tablicy. Profesor zadawał pytania, do których można było się przygotować, a potem się odpowiadało. Zasada była taka, że jeżeli osoba przy tablicy nie znała odpowiedzi, to ktoś z sali mógł się zgłosić i udzielić odpowiedzi na to pytanie. Ja, z nazwiskiem zaczynającym się na „Z”, byłam jedną z ostatnich w kolejce, a ponieważ byłam nieśmiałą studentką, nie miałam odwagi zgłosić się, kiedy ktoś nie znał odpowiedzi. Dlatego ten egzamin nie poszedł mi najlepiej. Zdałam tylko na ocenę dobrą, ponieważ profesor był przekonany, że ci, którzy siedzieli do samego końca i ani razu nie próbowali się zgłosić, muszą nic nie umieć. Kiedy przyszła moja kolej, profesor zadał mi tak ogólne pytanie, że sama nie wiedziałam od czego zacząć. W pewnym sensie za dużo na ten temat wiedziałam. Zaczęłam od rzeczy być może mało istotnych, co nie spodobało się profesorowi. Podczas egzaminu na sali obecny był asystent, który wiedział, co umiem i zasugerował profesorowi, że jestem w stanie się bardziej wykazać. Wtedy profesor Knaster  poprosił, żebym sama zadała sobie pytanie z innego przedmiotu niż ten, z którego zdawałam egzamin. To było najtrudniejsze, zadać samej sobie pytanie. Wielokrotnie pytałam swoich studentów i studentki, czy mają na studiach jakieś autorytety, dlatego że ja je miałam i się tym szczycę. Nie tylko wspomnianego profesorów Knastera i Rylla-Nardzewskiego, ale też Marczewskiego i Urbanika, którzy byli również Rektorami Uniwersytetu. Uważam, że miałam szczęście móc uczyć się od takich wielkich nauczycieli. Pomysł profesora Knastera, żeby samemu sobie zadać pytanie, wykorzystałam w zeszłym roku [2023], kiedy miałam okazję przeprowadzić wywiad z Mariuszem Szczygłem podczas Festiwalu Góry Literatury. Wcześniej brałam udział w wielu spotkaniach autorskich z nim, wielokrotnie pisałam o nim na blogu, przez co stałam się dla Mariusza Szczygła rozpoznawalna i dlatego zgodził się na wywiad. Pod koniec wywiadu  opowiedziałam mu o moim doświadczeniu z egzaminem u profesora Knasterem i zapytałam, o co sam zapytałby siebie. Mariusz Szczygieł udzielił mi wtedy bardzo ciekawej odpowiedzi. 

Czy o tym możemy przeczytać na Pani blogu Wirtualna Kultura 60+?

Wywiad z Mariuszem Szczygłem ukazał się w Gazecie Senior, a na blogu jest odnośnik do niego. To było dla mnie ogromne przeżycie. Rozmowa z Mariuszem Szczygłem to naprawdę coś fantastycznego. (Link do rozmowy Krystyny Ziętak z Mariuszem Szczygłem: https://www.gazetasenior.pl/starosc-to-oaza-wolnosci-wirtualna-kultura-60i-mariusz-szczygiel-rozmowa)

Skoro mówimy o Pani blogu, jego początki wiążą się z Pani aktywnością w działającym po sąsiedzku, bo na Ołbinie, Stowarzyszeniu Żółty Parasol i Partnerzy…

Chodziłam tam na międzynarodowe warsztaty komputerowe, prowadzone w ramach międzynarodowego programu Erasmus 60+. Każda z międzynarodowych grup uczestników miała blog, na którym opisywała, co robi podczas warsztatów. Ja w tym czasie prowadziłam inny blog, więc się na tym znałam. Osoby z Żółtego Parasola dowiedziały się o tym i  poprosiły, żebym przejęła prowadzenie bloga utworzonego w ramach projektu Erasmusa. również po zakończeniu warsztatów. 

Tworząc jako Krystyna — Wirtualna Kultura, śledzi Pani na bieżąco, co dzieje się na Ołbinie, ale nie tylko. Proszę powiedzieć, co dzieje się na Placu Grunwaldzkim?

Miałam okazję być już w Centrum Aktywności Lokalnej przy Curie-Skłodowskiej. Pierwszy raz przyszłam zobaczyć, jak wyglądają warsztaty dla seniorów z psychologiem. Opisywałam je na blogu (relacja dostępna pod tym linkiem: https://60virtualculturepl.blogspot.com/2023/02/starzenie-pozytywne-z-piotrem-ackim.html). Drugi raz byłam na warsztatach antywypaleniowych dla organizacji pozarządowych. Zapisałam się na nie, ponieważ przez lata byłam pracoholiczką. Być może to się wiązało z moim zawodem albo po prostu z tym, że jak dowiem się A, to chcę też wiedzieć B. Dopiero na emeryturze zaczęłam odkrywać Wrocław, wcześniej nie miałam na to czasu, bo zawsze dużo pracowałam. 

Czy odkryła Pani coś ciekawego na grunwaldzkim osiedlu?

Zniknęły stąd pewne miejsca, m.in. kawiarnia, która była kiedyś na Piastowskiej. A co odkryłam? Restaurację, która jest przy murze do ZOO za mostem. Odkryłam ją kiedy skończyłam 70 lat i urządziłam w niej swoje jubileuszowe urodziny. Gdy pracowałam na Politechnice, to czasami chodziłam na obiady do Greco. Ciekawym miejscem jest tez Odra Centrum. Miałam okazję wraz z seniorkami z Żółtego Parasola być w Odra Centrum, kiedy w trakcie budowy było zacumowane jeszcze na Osobowicach (Krystyna Ziętak, Odra Centrum — nowa atrakcja Wrocławia: https://60virtualculturepl.blogspot.com/2019/04/odra-centrum-nowa-atrakcja-wrocawia.html). Kolosalne wrażenie zrobiła na mnie sama koncepcja obiektu i to, jak ma działać. Chodziło oczywiście o kwestie ekologii, wymiany powietrza i wody, a także tego, że wokół miały powstać sztuczne wysepki służące zwierzętom. Kiedy obiekt był już częściowo gotowy, udałam się na Osobowice, żeby obserwować rozpoczęcie jego przepchnięcia na Opatowice, co opisałam na blogu. Było to „przepchnięcie stulecia” (Krystyna Ziętak, Największe przepchnięcie stulecia we Wrocławiu: https://60virtualculturepl.blogspot.com/2019/05/najwieksze-przepchniecie-stulecia-we.html). To było niesamowite wydarzenie, trudne technicznie. Wszystko było wyliczone, ponieważ musieli pokonać wiele przeszkód po drodze. Bardzo to przeżywałam i kibicowałam. Oczywiście, wszystko im się udało. Teraz Odra Centrum stoi obok Mostu Grunwaldzkiego. Podoba mi się wystrój tego miejsca wewnątrz – taki marynarski. Zdarza mi się tam bywać na kawie. Oczywiście Odra Centrum organizuje liczne wydarzenia i warsztaty, w tym dla seniorów, a także wieczory Tanga Milonga. Muszę przyznać, że obecnie nie śledzę na bieżąco tego, co dzieje się w Odra Centrum, ale  na pewno jest tam ciekawie. 

Kolorowa fotografia: osoba poza kadrem, palncem wskazuje budynek na rzece - Odra Centrum.
fot. Marcin Szczygieł

A czy w ogóle na osiedlu się dzieje?

Nie ma tutaj żadnych ośrodków kultury. Poza Centrum Aktywności Lokalnej [Plac Grunwaldzki OD NOWA] i wspomnianym Odra Centrum chyba niewiele się dzieje. 

Czy to powinno się zmienić? Jakie zmiany mogłyby, Pani zdaniem, zajść na osiedlu Plac Grunwaldzki?

Budowanie centrów kulturowych jest teraz, moim zdaniem, we Wrocławiu bardzo utrudnione, ponieważ wolne tereny, miasto szybko sprzedaje. Zazdroszczę takim częściom miasta, jak np. Nadodrze, czy właśnie tereny Placu Grunwaldzkiego, gdzie jest stara zabudowa i są podwórka należące do miasta, ponieważ wszelkie inicjatywy takie jak WBO mogą być realizowane tylko na terenach miejskich. Dlatego na Popowicach, na których mieszkam, poza Parkiem Popowickim nie można realizować projektów WBO, ponieważ pozostałe tereny należą do spółdzielni mieszkaniowej. Dzięki temu, że na Placu Grunwaldzkim jest chyba dużo terenów należących do miasta, mogą powstawać tu różne inicjatywy. Nie wiem jednak, czy jest tutaj miejsce na tworzenie nowych obiektów, ponieważ osiedle jest już gęsto zabudowane.  

Jestem natomiast bardzo zadowolona z tego, jak zmieniły się tereny nad Odrą, że postawiono tam na zieleń. Teraz przyjemnie jest tamtędy przechodzić. Gdy pracowałam na Uniwersytecie w budynku obok Mostu Grunwaldzkiego, chodziłam wzdłuż Odry do stołówki na Szewskiej lub Kuźniczej. Przez jakiś czas mogliśmy chodzić do stołówki, która mieściła się w gmachu Urzędu Wojewódzkiego, więc wtedy też spacerowałam mostem przez Odrę.

Z czym kojarzy się Pani Plac Grunwaldzki?

Przede wszystkim z tym, że w czasie wojny chciano zmienić ten plac w lotnisko, z którego Niemcy mogliby uciec, oraz z historią twórcy Mostu Grunwaldzkiego, który popełnił samobójstwo, obawiając się, że popełnił błąd w obliczeniach i most runie. Z Placem Grunwaldzkim kojarzą mi się też punktowce Manhattanu. Jedno z mieszkań tego kompleksu znałam bardzo dobrze, ponieważ mieszkali w nim moi znajomi. Mieszkał tam też Tomasz Sysło – syn mojego kolegi, który również udzielił wywiadu na temat osiedla (link do rozmowy: https://placgrunwaldzki.com/wywiady/tomasz-syslo).

A co jest dla Pani ikoną tego osiedla?

Most Grunwaldzki, a w ostatnich latach również Rondo Reagana, które co prawda było krytykowane. Wiem, że był zgłoszony projekt WBO, w którym zakładano podwyższenie platform, żeby nie wysiadało się z autobusów i tramwajów na poziom ulicy, ponieważ jest to trudne dla seniorów i osób z niepełnosprawnościami. Na początku, po powstaniu ronda, nie można było przechodzić przez ulicę inaczej niż przejściem podziemnym, co dla seniorów na pewno było uciążliwe, mimo wind. Teraz poprowadzono pasy na jezdni. Sama nie zawsze schodzę na dół, żeby przejść, na przykład, do galerii. 

Kolorowa fotografia przedstawia most Grunwaldzki.
fot Marta Sobala

Czy obecnie odwiedza Pani to osiedle? A jeśli tak, to gdzie się Pani wtedy udaje?

Oczywiście zdarza mi się odwiedzać Pasaż Grunwaldzki. Poza tym, kiedy przeszłam na emeryturę na nowo nawiązałam kontakty z młodymi kolegami z Uniwersytetu, pracującymi w nowym budynku Instytutu Informatyki i chodziłam do nich na seminaria. Na Politechnice wciąż jestem przypisana do jednego z gabinetów w budynku D2, więc w każdej chwili mogę udać się i tam.


„Plac Grunwaldzki - nieopowiedziana historia” to projekt realizowany przez Fundację Ładne Historie dzięki dofinansowaniu ze środków Fundacji EVZ w ramach programu „local.history”. #SupportedByEVZ



Кристина Зєнтак

Александра Подлейска (АП): Що Вас пов'язує з мікрорайоном Площа Грунвальдська [Plac Grunwaldzki]? 

Кристина Зєнтак (КЗ): Мене пов'язують з цим місцем два моменти. По-перше, я жила на вул. Grunwaldzka у підвальному приміщенні в студентські роки. Нещодавно я навіть спеціально ходила подивитися на це подвір'я, і крім того, що вікна в будинку замінили на пластикові, а штукатурка обсипається, мало що змінилося. Після університету я багато років була пов'язана з Грунвальдською площею через роботу. 

АП: У якому році Ви оселилися на вул. Grunwaldzka?

КЗ: У 1961 році, коли розпочала навчання у Вроцлаві. Я мешкала там до 1963 р. Пам'ятаю, що коли приїхала до Вроцлава на вступні іспити, то не знала, що в місті є два вокзали, і що поїзд з Валбжиха їде до станції Свєбодзкі, а не до Головної. На щастя, знайома, котра мала мене забрати і в якої мала переночувати, здогадалася про це і чекала мене на потрібній станції. Це була моя перша поїздка до Вроцлава без батьків. Ми приїхали на вступні екзамени групою з кількох людей. З іспитами, пам'ятаю, була певна неразбериха. Передбачалося, що будуть письмові та усні іспити, тому мені довелося заночувати у Вроцлаві. Коли з'ясувалося, що усний екзамен буде лише через кілька днів, я вирішила повернутися до Нової Руди і поїхала з квартири знайомої. Добре, що перед тим, як сісти в поїзд, я пішла перевірити оголошення в деканаті в головному корпусі університету, і виявилося, що у мене наступного дня має бути екзамен. Тоді пішла на вул. Grunwaldzka, бо вже було вирішено, що якщо мене приймуть до університету, то саме там буду жити і я вже знала адресу. 

Czarno-biała archiwalna fotografia przedstawia budynki i samochody po lewej stronie, po prawej stronie rozkopana ziemia.
Вулиця Грюнвальдська на Сенкевича [матеріал організатора].

АП: Пам'ятаєте, яким було помешкання на вул. Grunwaldzka?

КЗ: Вона розташовувалася в чотирьохповерховому будинку у внутрішньому дворі. Поруч був відділок міліції. Я не пам'ятаю, на якому поверсі була квартира, але думаю, що на другому. Вона складалася з двох кімнат і кухні. Я мешкала в кімнаті, яка слугувала своєрідною вітальнею. Пригадую темні меблі звідти і, перш за все, стіл, на якому лежала мереживна серветка. Там була альков без вікна, який був відділений від решти кімнати шафою для одягу. Позаду стояло моє ліжко і стіл, на якому була лампа. Я фактично мешкала в цьому алькові. Туалет був за межами квартири, в загальному коридорі. Ванної кімнати не було.

АП: Якою була Грунвальдська площа, коли Ви мешкали там у студентські роки? 

КЗ: Я навчалася на математичному факультеті Вроцлавського університету, варто зазначити, що Інститут математики мав свої приміщення в корпусах D1 і D2 Політехнічного університету, а також ми проводили заняття в інших місцях міста: в Ботанічному саду, парку Щитніцкого, в головному корпусі університету та на Ринковій площі. Тож носилася по місту. Дивуюся, коли я взагалі мала час перебувати в тій кімнатці з такою кількістю годин занять у різних куточках міста. Навчальна програма відрізнялася від теперішньої. На першому курсі у нас були дуже обсяжні предмети, але їх було не так багато, як зараз, і вони були коротші. Приміром, лекції та вправи з алгебри займали сім годин на тиждень. Насправді мені жаль нинішніх студентів, які мають багато різних предметів та заліків у семестрі. У мене було два іспити в зимовому семестрі і три в літньому. Після 1963 року я продовжувала приїздити на Грунвальдську площу, на деякі заняття, звісно. 

Час мого навчання асоціюється з гуртожитками на площі Грунвальдській, які ми називали „Текамі” („Tekami”). То було місце, де можна було потанцювати. Якось я була з подругою в одному з теків на танцях, де вона познайомилася зі своїм майбутнім чоловіком. Я ж нікого не зустріла. Пам'ятаю, що мені не було в чому піти на танці, і подруга позичила мені спідницю, але я не відчувала себе в ній комфортно. У ті часи було непросто гарно вдягатися. Сукні для себе я шила власноруч за викрійками з журналу „Бурда”. Ще одним місцем проведення дозвілля був дворик на вул. Kościuszki. Тепер студенти, напевно, вже не можуть ним користуватися, оскільки там вже знаходиться щось інше. 

Зі студентських років я також пам'ятаю міську лазню на вул. Curie-Skłodowskiej. Ходила туди, коли жила на вул. Grunwaldzka. Пам'ятаю тільки вхід до приміщення, а інтер'єр не можу пригадати. У 1963-му переселилася з вул. Grunwaldzka на вул. Żeromskiego. Там я жила в чотиримісній кімнаті, без ванної кімнати, з одним загальним умивальником у коридорі. Тож мені також довелося скористатися послугами міської лазні, але згодом почала ходити до тієї, що на вул. Teatralna, де є басейн. Зараз задумуюсь над тим, як я прала речі. Напевне, мені постійно доводилося їздити до батьків, бо і в квартирі на вул. Żeromskiego, і на вул. Grunwaldzka, не було жодних умов для прання. Коли я була студенткою, мені було нелегко додзвонитися до батьків. Щоб поговорити з ними, мені доводилося ходити на пошту на вул. Grunwaldzka і нерідко годинами чекати на з'єднання. Тоді телефонні будки не були поширені, тому доводилося сидіти і чекати в поштовому відділенні. 

Зі студентських років я запам'яталась одна подія, здається, це був '62 чи '63 рік. Тоді я вперше і, мабуть, єдиний раз у житті потрапила на великий концерт іноземної зірки в „Hala Ludowa”, тепер називається „Hala Stulecia”. То був концерт Пола Анка, справжнє відкриття. Ніколи не забуду тієї миті, у мене був компакт-диск цього виконавця. Існує анекдот, пов'язаний з його приїздом до Вроцлава, котрий я чула. Вочевидь, зупинившись у готелі, здається, „Monopol”, Вочевидь, зупинившись у готелі, здається, «Монополія», він дивувався, що мінеральну воду назвали на його честь, позаяк у той час у скляних пляшках продавалася вода під назвою  „Anka”.

АП: Ви згадували про танці, які проводилися в «Текi», тому я хотіла б запитати, яким було студентське життя в Грунвальді у вільний від навчання час?

КЗ: Через те, що проживала в орендованій кімнаті, я не брала участі в студентському житті в гуртожитках. Знайти кімнату в ті часи було дуже складно, оскільки доводилося шукати оголошення в газетах. Я оселилася тут, у мікрорайоні, тому що хтось із моєї далекої родини знав когось, хто здавав кімнату на вул. Grunwaldzka. Пізніше я знайшла наступне помешкання на вул. Żeromskiego завдяки подрузі, яка почула від парафіяльного отця, що власниця шукає двох людей на винайм кімнати. Ми жили там з двома сестрами, які приїхали з Сілезії. Пам'ятаю, що вони отримували від сім'ї продуктові посилки, до яких входив, між іншим, крупник. Саме тоді я вперше дізналася про цю страву. 

У студентському житті я не брала участі. Як вже говорила, я дивуюся, на що у мене взагалі міг бути час в той період з урахуванням кількості занять і постійного пересування по місту. Підручників не було і я проводила багато часу в університетській бібліотеці на вул. Szajnochy. Я страшенно любила читати, переїжджаючи з одного місця на інше, записувалася в різні міські бібліотеки. Пам'ятаю, що на перехресті вул. Prusa i Reja була бібліотека, послугами котрої я користувалася. Лише у 1974 році я отримала кооперативну квартиру з університетського фонду. Колись житлово-будівельні кооперативи віддавали частину квартир робочим місцям, які розподіляли їх між працівниками. У той час я вже закінчила докторантуру і згідно з чинною системою нарахування балів претендувала на таку однокімнатну квартиру на вул. Zielińskiego. 

Під час мого навчання я отримувала академічну стипендію, але не відповідала критеріям отримання соціальної, тому не могла користуватися університетською їдальнею. Вона знаходилася на вул. Szewska. На початку місяця мені доводилося стояти біля віконця їдальні і чекати, чи хтось зі студентів, купивши абонемент на цілий місяць, не відмовиться від обідів у якісь певні дні - я купувала ці „вирізки”. Коли я працював у Політехніці, то користувався їдальнею при університеті.

Czarno-biała archiwalna fotografia przedstawia budynki Politechniki Wrocławskiej
Будівлі Вроцлавської політехніки. [матеріали організаторів].

АП: Після завершення університету ви все ще були пов'язані з Грунвальдською площею?

КЗ: Після отримання диплома я почала працювати в Інституті математики, який на той час не мав власного приміщення. В одному з будинків корпусу „D” Політехніки була бібліотека інституту, де також проводились семінари. Моїм робочим місцем у той час була вул. Grodzka, оскільки там знаходився відділ чисельних методів. У вищезгаданій політехнічній бібліотеці після обіду чергували співробітники відділу математики, я теж. Щовівторка у задній частині бібліотеки проходили лекції Інституту математики. Я їх відвідувала, хоча мушу визнати, що реферати мене не завжди цікавили. Замість того, я слухала із заднього ряду дуже цікаві анекдоти, які розповідав професор Штайнгауз. У середині 1970-х років Інститут комп'ютерних наук відокремився від Інституту математики, який потім розміщувався на Карловіцах [Karłowice]. Згодом для ІТ-відділу побудували нову будівлю, прямо на Грунвальдській площі. На жаль, я вже не встигла попрацювати в новій будівлі, бо коли вона нарешті повстала, як я вже працювала в Політехніці. Тож, у певному сенсі, я почала свою кар'єру в одному з корпусів „D” і закінчила її там же, але вже як працівник Політехніки. 

АП: А чи пам'ятаєте, як змінювалася площа Грунвальдська і як вона виглядала, наприклад, до того, як була побудована кільцева розв'язка Reagana?

КЗ: На жаль, зовсім ні. У студентські роки я не дуже добре знала Вроцлав. У мене не було часу, щоб його пізнавати, зважаючи на кількість занять. Коли я мешкала у мікрорайоні, то сідала на трамвай на вул. Grunwaldzka, тому не користувалася зупинками біля нинішньої кільцевої розв'язки, не пам'ятаю, як це перехрестя виглядало раніше. У мене мало спогадів про те, як змінювалася дільниця. Зник базар. Дуже добре пам'ятаю, звичайно, корпус D2 Політехніки, особливо аудиторію 28, де ми слухали лекції і де пізніше, коли я вже працювала в Політехніці, приймала екзамени у студентів. Це було приміщення у формі амфітеатру. Трибуна для спікера внизу, велика дошка посередині та вузькі вікна з боків. Саме там я складала іспит з аналітичної геометрії у професора Кнастера на першому курсі. Професор провів експеримент. Екзамен був публічним, бо цілий рік сидів у залі і слухав відповіді. Це тривало цілий день. По черзі кожен підходив до дошки. Професор ставив запитання, до яких можна було підготуватися, а потім вже відповідати. Правило полягало в тому, що якщо людина біля дошки не знала відповіді, хтось із аудиторії міг вийти вперед і відповісти на запитання. Я, з прізвищем на «З», була однією з останніх у черзі, а оскільки я була сором'язливою студенткою, то не наважувалася відповідати, коли хтось не знав відповіді. Тому цей екзамен мені дався нелегко. Я отримала оцінку „добре” лише тому, що професор був переконаний, що той, хто сидів до самого кінця і жодного разу не спробував себе проявити, напевно, нічого не знав. Коли дійшла моя черга, професор поставив мені таке загальне питання, що мені було незрозуміло, з чого почати. У певному сенсі, я забагато знала на цю тему. Почала з, можливо, неважливих речей, що не сподобалося професору. Під час іспиту в кімнаті був присутній асистент, який був у курсі того, що я знаю i запропонував професору, що я здатна відповісти краще. Тоді професор Кнастер попросив мене поставити собі запитання з іншого предмету, ніж той, з якого я здавала екзамен. Це було найскладніше - самому собі задати питання. Я неодноразово питала своїх студентів і студенток, чи є у них авторитети в навчанні, тому що у мене був такий і я пишаюся цим. Не лише вищезгадані професори Кнастер і Рилл-Нарджевськi, а й Марчевскі та Урбанік, які також були ректорами університету. Вважаю, що мені пощастило, що я мала змогу вчитися у таких чудових викладачів. Ідею професора Кнастера про самоопитування я використовувала минулого року [2023], коли мала нагоду взяти інтерв'ю у Маріуша Щиґла під час Фестивалю „Гори Літератури” („Góry Literatury”). До цього я брала участь у багатьох авторських зустрічах з ним, багато разів писала про нього у своєму блозі, що зробило мене впізнаваною для Маріуша Щиґла і саме тому він погодився на інтерв'ю. Насамкінець розмови я поділилася з ним своїм досвідом складання іспиту у професора Кнастера і поцікавилася, що б він сам запитав у себе. Маріуш Щиґл дав мені дуже цікаву відповідь. 

АП: Чи можемо ми прочитати про це у вашому блозі „Wirtualna Kultura 60+”?

КЗ: Інтерв'ю з Маріушем Щиґлем з'явилося в „Gazeta Senior”, а посилання на нього є в блозі. То був чудовий досвід для мене. Розмова з Маріушем Щиґлем - це справді щось фантастичне. (Посилання на інтерв'ю: https://www.gazetasenior.pl/starosc-to-oaza-wolnosci-wirtualna-kultura-60i-mariusz-szczygiel-rozmowa)

АП: Якщо говорити про ваш блог, то його виникнення пов'язане з вашою діяльністю в „Stowarzyszenie Żółty Parasol i Partnerzy”, що діє в мікрорайоні Олбін [Ołbin] …

КЗ: Я брала участь у міжнародних комп'ютерних майстер-класах, які проводилися там в рамках міжнародної програми „Erasmus 60+”. Кожна інтернаціональна група учасників мала блог, в якому описувала, що роблять під час воркшопу.  У той час я вела інший блог, тож зналась на цьому. Співробітники „Żółta Parasola” дізналися про це і попросили мене взяти на себе ведення блогу, створеного в рамках проекту Erasmus, в тому числі і після завершення майстер-класу. 

АП: Творячи як „Krystyna - Wirtualna Kultura”, Ви стежите за тим, що відбувається на Олбіні [Ołbin], але не тільки. Розкажіть, будь ласка, що нового діється на Грунвальдській площі?

КЗ: Я вже мала нагоду побувати в Центрі місцевої активності на вул. Curie-Skłodowskiej. Перше я прийшла поглянути, що являє собою майстер-клас для людей похилого віку з психологом. Про це я написала в блозі (текст доступний за цим посиланням: https://60virtualculturepl.blogspot.com/2023/02/starzenie-pozytywne-z-piotrem-ackim.html). У другий раз я брала участь у семінарі для неурядових організацій, присвячений запобіганню вигоранню. Я записалась на нього, бо роками була роботоголіком. Можливо, це було пов'язано з моєю професією або просто з тим, що якщо я дізнаюся А, то хочу знати і Б. Лише з виходом на пенсію я почала відкривати для себе Вроцлав, а до того не мала на це часу, бо завжди була зайнята роботою. 

АП: Чи відкрили для себе щось цікаве в мікрорайоні Грунвальд?

КЗ: Звідси зникли певні місця, в тому числі кафе, яке було на вул. Piastowskiej. А що я відкрила для себе? Ресторан, який знаходиться біля стіни зоопарку за мостом. Знайшла його, коли мені виповнилося 70, і відсвяткувала там свій ювілейний день народження. Ще працюючи в Політехніці, то іноді ходила в „Greco”. „Odra Centrum” також є цікавим місцем. Мала нагоду разом з літніми людьми з „Żółty Parasol” побувати в „Odra Centrum”, коли ще був пришвартований в Особовіцах під час будівництва (Krystyna Ziętak, Odra Centrum — nowa atrakcja Wrocławia: https://60virtualculturepl.blogspot.com/2019/04/odra-centrum-nowa-atrakcja-wrocawia.html). На мене справила колосальне враження сама концепція закладу і те, як він буде працювати. Йшлося, звісно, про екологію, повітро- та водообмін, а також про те, що навколо мали бути штучні острівці, які слугуватимуть тваринам. Коли об'єкт був частково готовий, я поїхала до Особовіце [Osobowice], щоб побачити початок його транспортування до Опатовіце [Opatowice], про яке я писала в блозі. Це був „прорив століття”. (Krystyna Ziętak, Największe przepchnięcie stulecia we Wrocławiu: https://60virtualculturepl.blogspot.com/2019/05/najwieksze-przepchniecie-stulecia-we.html). То була дивовижна подія, доволі складна з технічної точки зору. Все було продумано до дрібниць, адже їм довелося долати багато перешкод по всьому маршруту. Дуже переживала і вболівала за них. Ясна річ, у них все вийшло. Зараз „Odra Centrum” стоїть поруч з Грунвальдським мостом [Most Grunwaldzki]. Подобається інтер'єр закладу - такий моряцький. Заходжу час від часу туди на каву. В „Odra Centrum” організовують численні заходи та майстер-класи, в тому числі для людей похилого віку, а також вечори „Tanga Milonga”. Мушу зізнатися, що наразі не слідкую за тим, що відбувається в „Odra Centrum”, але там, безумовно, цікаво.

Kolorowa fotografia: osoba poza kadrem, palncem wskazuje budynek na rzece - Odra Centrum.
Фото: Марцін Щигел

АП: А чи загалом на території мікрорайону щось відбувається?

КЗ: Тут немає жодних культурних центрів. Окрім Центру місцевої активності [Plac Grunwaldzki OD NOWA] та вищезгаданого „Odra Centrum”  не дуже-то багато діється. 

АП: Чи слід це змінити? Які трансформації, на Вашу думку, могли б відбутися на площі Грунвальдській?

КЗ: На мою думку, зараз у Вроцлаві дуже складно з будівництвом культурних центрів, тому що вільні земельні ділянки місто швидко продає. Заздрю таким частинам міста, як, наприклад, Надодже, або саме району площі Грунвальдської, де є старі будівлі та дворики, що належать місту, адже будь-які ініціативи, такі як „WBO”, можуть реалізовуватися лише на ділянці, що є у власності міста. Саме тому в Поповіцах [Popowice], де я живу, окрім Поповіцкого парку [Park Popowicki], немає можливості втілювати проекти „WBO”, оскільки решта територій належить житловому об'єднанню. Завдяки тому, що на Грунвальдській площі є багато міських угідь, тут можуть виникати різноманітні ініціативи. Однак я не знаю, чи є тут місце для створення нових об'єктів, оскільки територія вже щільно забудована.  

Натомість дуже задоволена тим, як змінилася місцевість вздовж Одри, з акцентом на озеленення. Тепер там приємно гуляти. Працюючи в університеті в будівлі біля Грунвальдського мосту, я ходила вздовж Одри до їдальні на вул. Szewska або вул. Kuźnicza. Якийсь час ми могли ходити до їдальні, яка знаходилася в будівлі Воєводського управління, тож саме тоді я прогулювалася мостом через Одру.

АП: З чим у вас асоціюється Грунвальдська площа?

КЗ: Перш за все, з тим, що під час війни цю площу хотіли перетворити на летовище, з якого німці могли б втекти, а також з історією творця Грунвальдського мосту, який наклав на себе руки, побоюючись, що прорахувався і міст завалиться. З Грунвальдською площею у мене також асоціюються Мангеттенські багатоповерхівки. Одну з квартир у цьому комплексі я знала дуже добре, оскільки там жили мої знайомі. Томаш Сисло, син мого друга, також мешкав там і брав у мене інтерв'ю про цей житловий район. (посилання до розмови: https://placgrunwaldzki.com/wywiady/tomasz-syslo)

АП: А що Ви вважаєте символом цього мікрорайону?

КЗ: Грунвальдський міст і в останні роки, також кільцева розв'язка Reagana, котра, щоправда, піддавалася критиці. Відомо, що був поданий проект „WBO” щодо підвищення платформ, аби люди не виходили з автобусів і трамваїв на рівні вулиці, оскільки це складно для людей похилого віку та людей з інвалідністю. Спершу, після побудови кільцевої розв'язки, перейти вулицю можна було лише через підземний перехід, що, безумовно, було незручно для літніх людей, незважаючи на наявність ліфтів. Зараз на проїжджій частині прокладені смуги для пішоходів. Я сама не завжди спускаюся вниз, щоб перейти, приміром, до торгового центру. 

Kolorowa fotografia przedstawia most Grunwaldzki.
Фото: Марта Собала

АП: Ви зараз відвідуєте цей мікрорайон? І якщо так, то де саме Ви там буваєте?

КЗ: Певна річ, мені доводиться бувати в „Pasaż Grunwaldzki”. Крім того, коли я вийшла на пенсію, я відновила зв'язок зі своїми молодими колегами з університету, які працюють в новому корпусі Інституту комп'ютерних наук і відвідувала їхні семінари. У Політехніці я все ще приписана до одного з офісів у корпусі „D2”, тож можу прийти туди в будь-який час.


"Площа Грюнвальдська - нерозказана історія" - це проект, реалізований Фундацією "Красиві історії" завдяки фінансовій підтримці Фонду EVZ в рамках програми "local.history". #ПідтриманоByEVZ

Projekt „Centrum Aktywności Lokalnej Plac Grunwaldzki OD NOWA” jest współfinansowany ze środków Gminy Wrocław.

Ta strona korzysta z ciasteczek. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Polityka prywatności.
Plac Grunwaldzki OD NOWA